Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
"Rzeź" – udana czarna komedia Romana Polańskiego, którą oglądamy w kinach – wiele zawdzięcza kamerze wybitnego polskiego operatora Pawła Edelmana, PSC. Edelman, nominowany do Oscara za zdjęcia do "Pianisty" tego samego reżysera, pracuje w kraju i za granicą: na przykład w USA, nie wyłączając Hollywood.
W 2007 roku Paweł Edelman (ur. 26.06.1958 w Łodzi), zapytany o to, co jest najtrudniejsze w zawodzie operatora filmowego, odpowiedział: "Zaprojektowanie kariery zawodowej w mądry sposób, czyli wybranie takiej drogi, która
ma sens".
Trudno wyobrazić sobie obranie sensowniejszej drogi, jeśli zrobiło się już cztery filmy z Romanem Polańskim (przed "Rzezią": "Autora widmo", "Olivera Twista", "Pianistę") i kończy się szósty: "Wałęsę" – z Andrzejem Wajdą, po "Nastazji", "Panu Tadeuszu", "Zemście", "Katyniu" i "Tataraku".
Przedtem na drodze Edelmana pojawili się dwaj inni sławni reżyserzy – Władysław Pasikowski i Jerzy Stuhr. Pierwszego z nich Edelman poznał w czasie studiów filmoznawczych na Uniwersytecie Łódzkim. Zawodowo związał się z nim na także łódzkich studiach operatorskich w PWSFTViT, które ukończył w 1990 roku. Sfotografował dotąd siedem jego filmów, wśród nich kultowe hity z początku lat 90. – "Krolla" i "Psy". Najnowszy film – "Pokłosie" – jest rekonstrukcją pogromu w Jedwabnem.
Jerzy Stuhr na premierze swych "Historii miłosnych" w roku 1997 mówił o wielkim szczęściu, jakie go spotkało, gdy Paweł Edelman zgodził się zrobić zdjęcia do tego filmu. Później nakręcili razem skromne, czarno-białe "Duże zwierzę".
Oprócz nominacji do Oscara autor zdjęć do "Rzezi" zdobył za granicą m.in.: Cezara ("Pianista"), kolejną nominację do tej nagrody ("Autor widmo"), nominację do Nagrody Brytyjskiej Akademii Filmu i Telewizji – BAFTA ("Pianista"), Europejską Nagrodę Filmową ("Pianista"), dwie nominacje do nagrody American Society of Cinematographers (pierwszą za "Pianistę", drugą za film Taylora Hackforda"Ray"), nominację do nagrody British Society of Cinematographers ("Pianista") oraz – na Hollywoodzkim Festiwalu Filmowym w roku 2005 – Hollywoodzką Nagrodę Filmową w kategorii "Operator Roku".
W kraju Paweł Edelman trzykrotnie otrzymał Polską Nagrodą Filmową – Orła: za "Pana Tadeusza", "Pianistę", a także "Katyń" Wajdy. Jego zdjęcia w "Krollu" Pasikowskiego i "Kronikach domowych"Leszka Wosiewicza nagrodzono na FPFF w Gdyni. Te drugie również Brązową Żabą na Camerimage.
Styl
W początkowym okresie kariery Paweł Edelman, zapytany, czy w jego zdjęciach do różnorodnych filmów można dopatrzeć się jednorodnego stylu, odpowiedział zdecydowanie: "Mnie się wydaje, że można. Gdy patrzę na filmy, które zrobiłem, widzę, że wypuściła je jedna ręka. Składają się na to drobiazgi i sprawy bardziej generalne. Jest to skłonność do długich obiektywów, miękkiego światła, czasem bardzo mocnej kontry, bliskich planów, ustawień z góry, blików, deszczu i dymu, asymetrycznej kompozycji, czystości kadru" (1994).
Z upływem czasu zmienił zapatrywania na kwestię własnego stylu: "Może kiedyś, na początku, było mi łatwiej określić, co jest moim stylem, bo wtedy sądziłem, że wyznaczają go moje preferencje i upodobania. Teraz myślę, że własne sympatie i antypatie lepiej trzymać na boku. I szukać za każdym razem stylu właściwego dla opowiadanej historii" (2002).
Dziś, w rozmowie z PortalemFilmowym.pl, syntetyzuje wcześniejsze poglądy: "Styl zdjęć w filmie zależy od scenariusza. W scenariuszu zawiera się pewien model świata. I dopiero w tym modelu tkwi model światła i pracy kamery w przyszłym filmie. Z drugiej strony, o ile ruch kamery jest domeną reżysera, o tyle światło pozostaje jądrem sztuki operatorskiej. Dlatego jednak w mojej wrażliwości estetycznej na światło szukałbym odpowiedzi na pytanie, co – poza nazwiskiem w czołówce – łączy bardzo różne filmy, które fotografowałem. Ponadto z biegiem lat człowiek rozwija się, dojrzewa. I tak jak otwieram się na możliwości korzystania z rozmaitych obiektywów, nie tylko długoogniskowych, które preferowałem dawniej, tak też odchodzę od efektów oświetleniowych – silnej kontry itp., ku oświetleniu dającemu jak najprawdziwszy efekt. Lubię teraz światło możliwie najprostsze, umotywowane logicznie jego źródłami”.
Zostać, czy lecieć za ocean?
Kariera zawodowa Pawła Edelmana nabierała rozpędu wtedy, gdy zaczęło być głośno o uznaniu, jakim polscy autorzy zdjęć filmowych, m.in. Andrzej Bartkowiak, Janusz Kamiński, Andrzej Sekuła, czy Dariusz Wolski, cieszą się w USA.
"Tylu naszych operatorów pracuje w Hollywood, a ty ciągle w Polsce...” – dziwił się w wywiadzie z Pawłem Edelmanem Rafał Olbrychski. Z odpowiedzi wynikało, że za oceanem Edelmanowi pewnie nie byłoby dane zrobienie w krótkich odstępach czasu zdjęć do trzech ambitnych filmów, tak jak to miało miejsce w Polsce ("Kroniki domowe", "Historie miłosne", "Pan Tadeusz"), a zamiast tego czekałyby na niego projekty określane mianem "B-pictures". W kraju reżyserzy widzą w nim partnera, podczas gdy za oceanem musiałby się zadowolić statusem technika wykonującego polecenia reżysera i producenta.
"Jeśli chce się zaistnieć na dobre w amerykańskim przemyśle filmowym, zrobić w Stanach prawdziwą karierę, trzeba tam zamieszkać na stałe, najlepiej właśnie już w młodości, jak Bartkowiak czy Kamiński" – mówi PortalowiFilmowemu.pl Edelman. "Ja zaś przekroczyłem 50 rok życia, w Polsce mam rodzinę i przyjaciół. Tutaj mogę robić filmy z Andrzejem Wajdą, a w innych krajach europejskich, więc niedaleko – z Polańskim. Kiedy tak się złożyło, że bezpośrednio po ukończeniu w Pradze zdjęć do "Olivera Twista" Polańskiego poleciałem do Nowego Orleanu na plan "All the King’s Men"Stevena Zailliana (DVD: "Wszyscy ludzie króla", A.B.) i w sumie rok nie było mnie w kraju, postanowiłem, że nigdy więcej tak bardzo nie zaangażuję się w pracę zawodową kosztem życia rodzinnego".
Już choćby z faktu współpracy z Zaillianem wynika, że Edelman nie zrezygnował z Ameryki zupełnie. Pracuje i tam (przy czym nie zawsze w Hollywood) i w kraju. Przedsmak przygody za oceanem dała mu w 1995 roku praca przy realizowanym w Polsce amerykańskim filmie w reżyserii Ulrika Theera"The Poison Tasters", do którego zrobił czarno-białe zdjęcia. Akcja tego kameralnego obrazu, pokazanego na MFF w Cannes w roku 1995, w sekcji "Un Certain Regard", rozgrywała się Łodzi podczas okupacji hitlerowskiej.
W 1999 roku pismo "Daily Variety" zaliczyło Pawła Edelmana do dziesiątki operatorów rokujących największe nadzieje. "To wtedy tak naprawdę zrobiłem pierwszy krok za ocean" – mówi PortalowiFilmowemu.pl artysta. "Pojechałem do Los Angeles, gdzie spotkałem się z Januszem Kamińskim, który polecił mnie swojemu agentowi. I tak się zaczęło".
Amerykański dorobek Pawła Edelmana, choć dotychczas skromny ilościowo, jest jakościowo znakomity. Składa się nań pięć filmów: "Ray" (2004) Taylora Hackforda, "All the King’s Men" (2006) Zailliana, "Life Before Her Eyes" (2007) Vadima Perelmana (DVD: "Życie przed oczami"), nowela Bretta Ratnera"Zakochany Nowy Jork" (2009) oraz krótkometrażówka fabularna Joachima Backa"The New Tenants" (2009, 26. WFF, 2010: "Nowi lokatorzy"), w następnym roku nagrodzona w swojej kategorii Oscarem!
Przejrzeć Raya
W Ameryce Pawłowi Edelmanowi pomogły wysokie notowania zdjęć w "Pianiście". Jednakże uwagę reżysera Taylora Hackforda, zanim obejrzał film Polańskiego, przykuły zdjęcia Edelmana u Wajdy. Hackford zaproponował polskiemu operatorowi pracę przy filmie "Ray" – opowieści biograficznej, której bohaterem tytułowym stał się sławny czarnoskóry pieśniarz Ray Charles.
"Ja po prostu kocham muzykę soul, a Ray Charles jest jednym z moich ulubieńców. Toteż byłem nadzwyczaj uszczęśliwiony wciągnięciem mnie do tego projektu" – wyznał Edelman.
Hackford spotkał się z Edelmanem w 2002 roku w Nowym Jorku. Przedstawił mu swoją wizję filmu. Z przyczyn finansowych, zdjęć nie można było rozpocząć od razu. Hackford, w trakcie poszukiwania brakujących funduszy, rozmowami telefonicznymi i mailami utrzymywał Edelmana w gotowości. Produkcja "Raya" ruszyła ostatecznie wiosną 2003 roku.
Główny wątek filmu ukazuje przebieg kariery Raya Charlesa (Jamie Foxx) w latach 1948-1965: jej stopniowy rozkwit, ale i załamania, spowodowane nałogiem narkotykowym artysty. Dopóki kariera rozwija się – w swoich początkach – nie bez oporów, dopóty kamera Edelmana pozostaje raczej statyczna, zaś w kadrze dominują tony ciemne, gdyż akcja dzieje się na przełomie lat 40. i 50. XX w., w wówczas słabo oświetlonych klubach jazzowych, z zasady zresztą – w każdej epoce – pogrążonych w półmroku. W miarę jak Ray Charles nabiera wiatru w żagle, kolory się ożywiają, a ruchy kamery stają się bardziej dynamiczne. I wreszcie wraz z postępującą, pod wpływem narkotyków, degrengoladą życia bohatera, "rozpada się" też paleta barwna filmu: obraz robi się chwilami rozedrgany, oniryczny.
Doskonałe przyjęcie zdjęć do "Raya" w Stanach (ASC, jak już wiemy, nominowało je do swojej dorocznej nagrody) dowiodło słuszności porzucenia przez Edelmana obstawania przy własnych preferencjach estetycznych i technicznych na rzecz podporządkowywania warstwy wizualnej filmu jego scenariuszowi.
Kadr z filmu "Rzeź", fot. Kino Świat.
Czarny realizm
"Pianistę" oraz kilka polskich filmów ze zdjęciami Pawła Edelmana obejrzał też inny amerykański reżyser i scenarzysta, Steven Zaillian, autor scenariusza "Listy Schindlera"Stevena Spielberga, twórca rewelacyjnego filmu "Looking for Bobby Fisher" (TV, DVD: "Szachowe dzieciństwo"). "Dokonania [Edelmana] naprawdę wywarły na mnie wrażenie" – wyznał.
Zaillian zaproponował Edelmanowi zrobienie zdjęć do dramatu społeczno-politycznego "All the King’s Men". Polski operator i tę amerykańską propozycję przyjął z radością, gdyż kryła w sobie zapowiedź interesującej artystycznej przygody. Przebywał wtedy w Pradze, na planie "Olivera Twista". Ponieważ realizacja filmu przedłużyła się o miesiąc, miał potem tylko 10 dni na przygotowanie się do pracy przy "All the King’s Men". Co więcej, Edelman przystępując do niej, po raz pierwszy zetknął się we własnej praktyce z produkcją wielkiego studia hollywoodzkiego (Sony Pictures). Wcześniej nigdy też nie miał przed obiektywem gwiazdorskiej obsady w hollywoodzkim wydaniu (główne role w "All the King’s Men" grają: Sean Penn, Jude Law, Kate Winslet, Anthony Hopkins). Wiedział również, że Zaillian współpracował z wielkim operatorem Conradem Hallem, więc będzie mieć duże wymagania względem obrazu w "All the King’s Men".
Polski operator sprostał wyzwaniu. Wizualizując umiejscowioną w Luizjanie z końca lat 40. XX w. opowieść o wzlocie i upadku gubernatora tego stanu Williego Starka (Sean Penn) – z początku ideowego populisty, któremu władza uderza do głowy i który wpada w sidła korupcji – poprowadził oświetlenie i barwę, jak w "Rayu", w zgodzie ze scenariuszem i ewolucją głównego bohatera, ale w przeciwnym kierunku niż w filmie Hackforda. U Zailliana bowiem historia zaczyna się od względnie jasnych, kolorystycznie intensywnych kadrów, odzwierciedlających młodzieńczy entuzjazm i idealizm Starka. Jednak gdy ten wkracza na drogę prowadzącą ku "ciemnej stronie mocy", zdjęcia Edelmana również mrocznieją i wytracają żywsze kolory na rzecz głęboko wysycanej czerni. Sprawiają wrażenie czarno-białych (zresztą Zaillian zamierzał nakręcić "All the King’s Men" w czerni i bieli, ale studio nie wyraziło na to zgody) i silnymi kontrastami światłocieniowymi przywodzą na myśl czarny realizm gangstersko-kryminalnego kina amerykańskiego z czasów, w których rozgrywa się akcja filmu.
Zasadny powrót do początków
Długoogniskowe obiektywy, dużo bliskich planów (zbliżeń), silne światło w kontrze…
To Paweł Edelman sprzed lat, kiedy preferował właśnie te środki wyrazowe, ich łączne użycie definiował jako własny styl i starał się utrzymać w nim większość filmów, do których robił zdjęcia. Z czasem zaczął poszukiwać rozwiązań operatorskich właściwych dla danego filmu w jego scenariuszu. Nigdy jednak nie obiecywał, że znów nie sięgnie po długą optykę, zbliżenia i silną kontrę, kiedy akurat tego będzie wymagać scenariusz. A tak, sądząc po rezultatach, stało przy pracy nad trzecim nakręconym w USA filmem ze zdjęciami Edelmana – "Life Before Her Eyes" Vadima Perelmana. Ta współczesna opowieść wymagała innej fotografii niż "Ray" i "All the King’s Men" – filmy przenoszące widza w przeszłość. Tym bardziej, że bohaterkami jednego z dwóch równoległych wątków są osoby młode, licealistki, a fabuła łączy elementy młodzieżowego kina obyczajowego i thrillera.
Dwie zaprzyjaźnione nastolatki, Diana (Evan Rachel Wood) i Maureen (Eva Amurri Martino) zostają w szkolnej łazience zaskoczone przez ucznia-szaleńca, który dokonuje masakry (wyraźne nawiązanie do tragedii w Columbine). Jedna z nich musi zginąć, dziewczyny same mają dokonać wyboru. Niemal do końca filmu jesteśmy przekonani, że chłopak zastrzelił Maureen, gdyż drugi wątek ukazuje dorosłą Dianę (Uma Thurman) dręczoną wyrzutami sumienia. W zaskakującym finale okazuje się, że zginęła Diana, a dorosłość była wyimaginowaną projekcją "życia przed oczami" na kilka minut przed śmiercią.
"Zaintrygowała mnie ta historia. Spodobał mi się też "Dom z piasku i mgły", którym Perelman zadebiutował w 2003 roku. Postanowiłem, że dołączę do ekipy "Life Before Her Eyes" – mówi PortalowiFilmowemu.pl Edelman. Autor zdjęć nie jest przekonany, czy użyte w tym filmie mocne środki wyrazowe okazały się trafne. "Wprawdzie opowiadamy o młodzieży, której świat jest bardzo kolorowy, a przeżycia intensywne, ale chyba jednak za bardzo zawierzyliśmy z Vadimem estetyce reklamy" – dzieli się wątpliwościami Edelman.
Faktycznie, zdarzają się w "Life Before Her Eyes" momenty przerostu formy nad treścią, ale generalnie zdjęcia Edelmana, właśnie dlatego, że są bardziej efektowne niż zazwyczaj, przystają do wibrującego emocjami świata młodych bohaterek i zagadkowego charakteru fabuły.
Małe rzeczy a cieszą
Paweł Edelman poznał Bretta Ratnera na festiwalu Camerimage w Łodzi w 2007 roku. Nowela ze składanki "Zakochany Nowy Jork", którą dwa lata później wyreżyserował Ratner, a sfotografował Edelman, powstała w ciągu dwóch dni zdjęciowych! W dziesięciominutowej etiudzie nastolatek poznaje dziewczynę poruszającą się na wózku inwalidzkim. Zabiera ją na swój bal maturalny, poczym ulega jej, a nazajutrz przekonuje się, że ona udawała kalekę, aby wczuć się w rolę, którą ma zagrać na scenie.
Paweł Edelman wyczarował oświetleniem w scenie erotycznej romantyczną atmosferę ciepłej wiosennej nocy. Wcześniej, kiedy "inwalidka" w towarzystwie bohatera (wtedy jeszcze i on, i widzowie sądzą, iż jest nią naprawdę) wjeżdża wózkiem do sali balowej, światłem przenikającym przez zwisające z sufitu barwne wstęgi, które tworzą rodzaj "drzwi", stworzył wrażenie, że oboje wkraczają w świat marzeń.
Na razie ostatnim filmem ze zdjęciami Pawła Edelmana zrealizowanym za oceanem jest inna miniatura: "The New Tenants" Joachima Backa (koprodukcja USA i Danii). Przypomnijmy, że w 2010 roku ta dwudziestominutowa czarna komedia zdobyła Oscara dla najlepszego krótkometrażowego filmu fabularnego.
"Joachim Back to duński reżyser filmów reklamowych. Jakieś dziesięć lat temu nakręciłem z nim jeden z nich w Polsce, przy innych współpracowaliśmy potem w różnych krajach" – mówi PortalowiFilmowemu.pl Edelman. "Joachim długo zbierał fundusze na "The New Tenants", swoją pierwszą fabułę. Mieliśmy Vincenta D’Onofrio w obsadzie, taśmę światłoczułą i kamerę Panavision, ale względnie niewiele lamp i tylko cztery dni zdjęciowe. Film powstał w całości w hotelu "Chelsea' w Nowym Jorku".
"The New Tenants" to opowieść o dwóch nowych lokatorach skromnego mieszkania. Mężczyźni poznają swoich sąsiadów i przeszłość swego lokum, skrywającą mroczną tajemnicę. Przekonują się, że teraźniejszość, która dotyczy już także ich, wcale nie przedstawia się mniej groźnie. Edelman sfotografował "The New Tenants" w sposób możliwie najprostszy i najbardziej zbliżony do rzeczywistości. W pewnej mierze mógł skłonić go do tego ograniczony park oświetleniowy. Jednak znaczenie decydujące miał chyba fakt, że od pewnego czasu realistyczne obrazowanie jest Edelmanowi najbliższe.
Nie taki diabeł straszny?
Wokół pracy autorów zdjęć filmowych z Europy w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w Hollywood, narosło wiele stereotypów i obaw. Paweł Edelman też obawiał się, że w Ameryce nie będzie twórczym partnerem reżysera, lecz posłusznym wykonawcą jego (i producenta filmu) woli.
Dzisiaj, po własnych doświadczeniach w USA, w rozmowie z PortalemFilmowym.pl, mówi: "Jeśli reżyserzy i producenci w Ameryce angażują polskich operatorów, to chyba dlatego, że spodziewają się po nich wniesienia do tamtejszego kina nowych pomysłów. W przeciwnym razie, po cóż mieliby sprowadzać z daleka facetów, którzy nie opanowali języka angielskiego do perfekcji? Nie uczestniczyłem jeszcze w realizacji hollywoodzkich superprodukcji, ale przy skromniejszych filmach miałem poczucie, że reżyser i producent widzą we mnie partnera. Choć takiej zażyłości, z jaką spotykam się w polskich ekipach, nie da się tam się osiągnąć. Bo nasze kino wciąż ma w sobie coś z przyjacielskiej wytwórczości, podczas gdy w Ameryce jest przemysłem".
Przechodząc do kwestii technologicznych Edelman dodaje: "Pod względem wyposażenia w nowoczesny sprzęt obie kinematografie niewiele się różnią. Odkąd w Polsce zaczęto robić na dużą skalę filmy reklamowe, mamy te same kamery, obiektywy i lampy, co nasi amerykańscy koledzy. Tyle, że oni mają zawsze naddatek sprzętu. Producent inwestuje pieniądze np. w zapasowe reflektory, żeby w razie potrzeby można było oświetlić wcześniej nieprzewidzianą dużą scenerię bez konieczności przenoszenia zdjęć na inny dzień, a tym samym bez wypłacania dodatkowych gaż gwiazdom, bo to najdroższa pozycja w budżecie".
Gwiazdy – Dustin Hoffman i Anthony Hopkins – wystąpią w filmie Vadima Perelmana "The Song of Names" (koprodukcja kanadyjsko-brytyjsko-niemiecka), do którego zdjęcia rozpoczną się w 2013 roku. Ich autorem będzie Paweł Edelman.
Andrzej Bukowiecki
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 31.12.2013
Twórcy u prezydenta: będzie debata o ACTA
Jakub Gierszał, Shooting Star
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024