Cztery opowieści pokazane w porannym bloku Konkursu Polskiego łączy desperackie dążenie ich bohaterów do osiągnięcia czegoś niemożliwego. Poszukiwanie przynosi im ból i cierpienie albo rozczarowanie.
Widzowie zainteresowani historią naszego kina powinni zwrócić szczególną uwagę na obraz "Niezależna Republika Samosiuk" Adama Lewandowskiego, poświęcony Zygmuntowi Samosiukowi. Filmowiec ten nigdy nie stał się gwiazdą, choć był o włos od rozpoczęcia współpracy z Lindsayem Andersonem. Odszedł za wcześnie, tragicznie, pochłonięty przez swoją pasję, która zaowocowała tak wybitnymi dziełami, jak "Austeria","Wojna światów - następne stulecie", "Golem","Dzieje grzechu", "Polowanie na muchy", "Krajobraz po bitwie" czy "Brzezina", a także "Kochaj albo rzuć" oraz "Akademia Pana Kleksa". Był indywidualistą, który wyrażał siebie poprzez obraz.
Dlaczego Lewandowski zainteresował się nieznanym powszechnie mistrzem? - Samosiuk fascynował mnie już od początku studiów. Stał się moim idolem - wyjaśniał twórca po projekcji. - Pracę dokumentacyjną, potrzebną dla tego typu projektów, wykonywałem w domu, na potrzebę własnych zainteresowań. Dopiero po kilku latach doszedłem do wniosku, że muszę dać temu głębszy wyraz. Pracę nad filmem rozpocząłem w 2008 roku, po spotkaniu żony Zbigniewa Samosiuka. Później dotarłem do jego współpracowników i kolegów z planu.
Rozmowy, które przeprowadził reżyser,
połączone klasyczną dokumentalną narracji i urywakami dzieł bohatera, dały żywy,
nielaurkowy, a prawdziwy portret barwnej, acz tragicznie pękniętej, pod pewnymi
względami niespełnionej postaci.
"Niezależna republika Samosiuk", fot. KFF
Równie fascynujący i też dotknięty bólem i niespełnieniem okazał się bohater "Samotności dźwięku" Jacka Piotra Bławuta - kompozytor Tomasz Sikorski. Twórca również nieco zapomniany, odcisnął piętno na wszystkich, z którymi pracował. W muzyce, którą komponował, wyrażał niszczące go cierpienie i wściekłość.
Bławut opowiedział swój film w zupełnie innej estetyce niż Lewandowski. Choć również sięgnął po "gadające głowy", to umieścił je pośród ujęć niemalże malarskich, wyjątkowo poetyckich jak na formę dokumentalną. Pomimo tych różnic, dotknął podobnych problemów. Zarówno Sikorski, jak i Samosiuk zdają się być artystami ciągle poszukującymi, całkowicie oddanymi swojej artystycznej pasji, nawet wtedy, gdy ich ona niszczy.
O niespełnieniu i sile mocniejszej niż logiczne rozumowanie opowiedziały również pozostałe dwa filmy porannego bloku konkursowego - fabuły "Basia z Podlasia" i "Popatrz na mnie".
W "Basi z Podlasia" reżyser Aleksander Dembski, wykorzystując formułę tzw. fałszywych dokumentów, snuje opowiastkę o pewnym Holendrze, który w Polsce szuka żony. Rzecz kończy się na zabawnym castingu w lokalnym domu kultury. Błaha intryga ma swoje drugie dno. Być może nie jest ono szalenie odkrywcze, ale sposób, w jaki zostaje przedstawione ujawnia nie tylko duże poczucie humoru autora, ale i jego wyczucie filmowego rytmu, konsekwencję i opanowanie sztuki obserwacji.
Tego zabrakło Katarzynie Jungowskiej, reżyserce i
scenarzystce "Popatrz na mnie"o niespełnionej, tudzież rozczarowującej miłości aż trojga ludzi: lekarza,
pewnej piękności i młodej matki. Pomimo wyśmienitej obsady na czele z Maciejem Stuhrem i Ewą Szykulską, film zupełnie się nie klei. Jungowska skacze po
gatunkach. Ma czasami problemy z prowadzeniem aktorów, szczególnie tych mniej
doświadczonych. Trudno powiedzieć czy jej celem był pastisz czy też wyszedł on
przez przypadek. W tym przypadku można mówić nie tylko o cierpieniach
bohaterów, ale i o rozczarowaniu widza.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.