PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  23.06.2014
Z Janem Ole Gersterem, reżyserem filmu „Oh Boy”, który będzie prezentowany w ramach sekcji "Debiuty Zagraniczne" na 33. Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film", rozmawia Marcin Zawiśliński.
Serwis Internetowy SFP: Lubisz kawę?

Jan Ole Gerster:
Tak. Przypuszczam, że tak jak wielu innych ludzi na całym świecie.

Jakiś konkretny smak?


JOG:
Wiesz, ja po prostu lubię siedzieć w kawiarni, popijać zwyczajną kawę, czytać gazety i obserwować ludzi. Traktuję to jako swego rodzaju codzienny rytuał.

I przy okazji pisałeś scenariusz do swojego debiutanckiego filmu "Oh Boy"?


JOG: Miałem wiele pomysłów i różnych oczekiwań, z którymi trudno było mi sobie poradzić. Im dłużej je analizowałem, tym bardziej się dołowałem, a to nie wpływało dobrze na moje pisanie. Wtedy pomyślałem, czemu by nie zrobić filmu o chłopaku, który zwyczajnie włóczy się po mieście w poszukiwaniu różnych smaków kawy...


Kadr z filmu "Oh Boy". Fot. Materiały prasowe.

Tytuł filmu pochodzi od przeboju legendarnej grupy The Beatles.
JOG: Szukając odpowiedniego tytułu do swojego filmu, przypomniałem sobie o ich piosence „A Day in the Life”. Jednak dużo istotniejszy od jej treści, wydała mi się sama aranżacja. Znakomicie pasująca do scenariusza. Moim celem było, bowiem opowiedzenie o życiu młodego Berlińczyka w ciągu jednego dnia – od wczesnego ranka do późnego wieczora.

Niko, główny bohater filmu, to reprezentant nieco zagubionego pokolenia dzisiejszych dwudziesto- trzydziestolatków, które poszukuje własnej tożsamości, sensu życia? To twoje filmowe alter ego?


JOG: Kiedy pisałem scenariusz do „Oh Boy'a”, miałem 29 lat. Dlatego w tej postaci na pewno jest trochę ze mnie, ale czy to jest film pokoleniowy? Nie wiem. Myślę natomiast, że obaj z Niko lubimy tę samą muzykę, te same filmy i książki. Różni nas życie prywatne, osobowość. On jest raczej pasywny, wycofany. Ja – wręcz przeciwnie. 

Nie wydaje ci się, że jest w nim również coś z hipstera?
JOG: Nie sądzę, żeby był hipsterem, a przynajmniej ja go tak nie postrzegam. Niko to dwudziestokilkulatek, który po prostu nie pasuje do czasów, w których przyszło mu żyć. Słyszałem opinie, że raczej kojarzy się z bohaterami nieco nostalgicznych, nieśpiesznych filmów Woody'ego Allena. Chociaż sam nie jest Żydem. Sam początkowo tak go nie odbierałem, ale z upływem czasu, to porównanie coraz bardziej zaczęło do mnie przemawiać.

Ja bym porównał „Oh Boy'a” raczej do amerykańskiego "Frances Ha" ....
JOG: Jest w tym trochę prawdy, choć mój film powstał nieco wcześniej. Niektórzy rzeczywiście uważają, że "Frances Ha" jest kobiecą, nowojorską wersję „Oh Boy'a”. Na pewno łączy je czarno-biała faktura oraz podobny klimat muzyczny.

Im dłużej oglądałem twój film, tym bardziej zastanawiałem się, kto tak naprawdę jest jego bohaterem: Niko czy Berlin?

JOG: Dobre pytanie... Miasto, jakie starałem się sportretować, jest dosyć puste. Nie ma w nim zbyt wielu ludzi. Berlin to miejsce, w którym jest za to mnóstwo ulic i budynków, które przez stulecia doświadczyły i przeżyły bardzo wiele. W tym sensie jest, przynajmniej do pewnego stopnia,  porównywalne do przeżyć Niko. Ale i on jest dość specyficzny. Nie szuka na siłę pracy, nie marzy o tym, aby w jakiś sposób wyrazić samego siebie, choćby poprzez teatr czy uczucie do drugiego człowieka. Po prostu włóczy się po Berlinie i obserwuje ludzi... Jest takim zwierciadłem duszy i atmosfery tego miasta i jego pogmatwanej historii.

W roli Niko obsadziłeś Toma Schillinga, w Polsce znanego przede wszystkim z roli w kontrowersyjnym, niemieckim serialu wojennym „Nasze matki, nasi ojcowie”. Podobno przyjaźnicie się od kilkunastu lat. Specjalnie pod niego pisałeś scenariusz do „Oh Boy'a”?

JOG: Nie. Przyznam się, że nawet nie obiecywałem mu tej roli. Dałem mu tylko do przeczytania scenariusz i po przyjacielsku poprosiłem o opinię. Cała historia bardzo mu się spodobała, ale wtedy wydawał mi się zbyt dziecinny, przede wszystkim pod względem fizycznym, na to żeby go w niej obsadzić. Tom miał wtedy 26 lat, a wyglądał na nastolatka. Zanim jednak zacząłem kręcić „Oh Boy'a” minęło jeszcze kilka lat. Zmieniłem też trochę scenariusz. W tym czasie w jego życiu również sporo się wydarzyło. Wydoroślał, został ojcem. Dlatego postanowiłem jeszcze raz przymierzyć go do tej roli. Pomogło również to, że jako przyjaciele bardzo dobrze się rozumiemy, mamy do siebie zaufanie. W dodatku Tom - w przeciwieństwie do mnie - jest rodowitym Berlińczykiem. Pochodzi ze wschodniej części miasta.

Ty przyjechałeś do Berlina po raz pierwszy w roku 2000. Jakie było twoje pierwsze wrażenie?

JOG: Pochodzę z małego miasteczka. Kiedy pierwszy raz zjawiłem się w stolicy, miałem 22 lata i byłem nią zafascynowany. Zakochałem się w niej. Chodziłem i chłonąłem to miasto.

  Dostałeś pracę w firmie producenckiej, którą prowadzi Tom Tykwer. Jak tam trafiłeś?
JOG: Zaczęło się od tego, że większość niemieckich filmów, które lubiłem oglądać, wyprodukowała jego firma. Założyli ją: producent i trzech reżyserów. Jednym z nich był Tom Tykwer. Podobała mi się ich filozofia działania, taka w stylu art-house'ów, która do dziś jest bliska także mi. Wysłałem do nich coś w rodzaju aplikacji z adnotacją, że chciałbym odbyć u nich praktykę. Nie odpowiedzieli. Wtedy postanowiłem do nich zadzwonić. Dobijałem się, chyba przez miesiąc. W końcu mi się udało. Zaprosili mnie na rozmowę i przyjęli.

Jak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z Tykwerem?

JOG: Musiałem na nie trochę poczekać. On był wtedy w trakcie zdjęć do „Nieba”, które realizował na podstawie scenariusza, jaki napisali Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Piesiewicz. Spotkaliśmy się dopiero na planie we Włoszech, gdzie powstawał ten film.

Zanim nakręciłeś „Oh Boy'a” byłeś też asystentem Wolfganga Beckera, kiedy ten robił słynne "Good Bye Lenin!".
JOG: Precyzując, byłem jego osobistym asystentem.

Czym się zajmowałeś?
JOG: Byłem trochę nianią, trochę kelnerem, który przynosił mu kawę. Towarzyszyłem mu cały czas na planie filmowym i poza nim. Uczestniczyłem w każdym etapie produkcji "Good Bye Lenin!": od wstępnych castingów i wyboru lokalizacji po post-produkcję. To była dla mnie bezcenna nauka, choć przyznam, że same zdjęcia były dla mnie koszmarem. Trwały o miesiąc dłużej niż zakładaliśmy. Przekroczyliśmy budżet....

Jak do tego doszło?
JOG: Bo Wolfgang Becker to jest taki mini-Coppola. Ma obsesję na punkcie swoich projektów. Potrafi kręcić 24 godziny na dobę. Trudno było wytrzymać w takim reżimie.

Mimo to, nie zraziłeś się do zawodu reżysera. Czego nauczyła cię współpraca z Beckerem a czego z Tykwerem?
JOG: Wolfgang Becker poświęca się totalnie swoim filmom. Pilnuje każdego szczegółu. Stara się też być możliwie blisko swoich postaci. W tym sensie jest mi do niego bliżej niż do Toma Tykwera, którego podziwiam głównie za wyjątkowy styl, jaki charakteryzują jego filmy. Należy do nielicznych reżyserów na świecie, takich jak Wes Anderson, których dzieła można rozpoznać po unikatowym sposobie, w jaki je tworzą.

Dziś, po upływie kilkunastu lat od przyjazdu do Berlina, nadal jesteś zafascynowany tym miastem?
JOG: "Oh Boy" zamknął pewien rozdział w moich osobistych relacjach z Berlinem. Mimo to, ciągle jestem bardzo silnie z nim związany – z jego specyficzną, międzynarodową atmosferą i ludźmi. Czuję się Berlińczykiem, ale patrzę już w przyszłość z nadzieją na kolejne wyzwania.

Nad czym teraz pracujesz?
JOG: Nad dwoma projektami równocześnie. Jednym z nich jest „Cool Germania”. Inspirując się pop-kulturowym zjawiskiem tzw. „Cool Britannia” chciałbym zrealizować film o muzycznej scenie Berlina z początku lat 90. Byłaby to opowieść o młodych ludziach, którzy otwierają kluby muzyczne, organizują techno-koncerty, zarabiają duże pieniądze, nadużywają narkotyków etc. Ten artystyczny mikroświat już dziś nie istnieje. Od tego czasu Berlin bardzo się zmienił, szczególnie jego wschodnia część. Natomiast drugi projekt to byłaby typowa, melodramatyczna „love story”.

Który z nich ma większe szanse na realizację?
JOG: Zdecydowanie ten drugi. „Cool Germanię” trudno byłoby mi, bowiem nakręcić za małe pieniądze.

Za „Oh Boy'a” zdobyłeś wiele nagród; wśród nich Europejską Nagrodę Filmową. Nie ułatwia ci to prowadzenia negocjacji finansowych z potencjalnymi producentami?
JOG: Na pewno jestem teraz bardziej rozpoznawalny, ale też staram się postępować ostrożnie, żeby przez zbyt pochopne, nieprzemyślane działania nie zaliczyć „wtopy”. Teraz piszę scenariusz do kolejnego filmu. Na rozmowy o pieniądzach dopiero przyjdzie czas. I z pewnością nie będzie o nie łatwo.

Chciałbyś kiedyś nakręcić film w Hollywood?
JOG: Spędziłem kiedyś trzy miesiące w Kalifornii. Zetknąłem się tam z amerykańskim przemysłem filmowym. Wydaje mi się on o wiele bardziej bezduszny i bezwzględny dla artystów niż europejski. Z przyjemnością zrobiłbym jakiś film na terenie Stanów Zjednoczonych - tak jak Wim Wenders, który w latach 80. nakręcił „Paris, Teksas” - ale niekoniecznie w hollywoodzkim studiu filmowym.


*
"Oh Boy" to pełnometrażowy debiut fabularny niemieckiego reżysera Jana Ole Gerstera (rocznik 1978). Otrzymał za niego Europejską Nagrodę Filmowa 2013 w kategorii „Odkrycie Roku”. Był też nominowany w kategoriach: na najlepszy europejski film roku, najlepszy aktor (Tom Schilling) oraz nagroda publiczności. Film zdobył również sześć nagród Lola, przyznawanych przez Niemiecką Akademię Filmową (m. in za najlepszy film, najlepszą reżyserię, scenariusz i pierwszoplanową rolę męską).


Marcin Zawiśliński
SFP
Ostatnia aktualizacja:  23.06.2014
Zobacz również
fot. Phillip Kirsamer
Dzieci przepytują Krzysztofa Gradowskiego z "Akademii Pana Kleksa"
"Ida" z 2 milionami dolarów na koncie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll