PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  7.12.2012
Dobrą, rasową epikę poznacie na kilometr po stosunku tego, kto mówi, do bohaterów. W dobrej, rasowej epice ten kto mówi, mimo że zna ludzkie słabości i przywary, wie, że ludzie, wszyscy my, bywają niekiedy okrutni, zazdrośni, prymitywni, wulgarni, nieprzyjemni, opryskliwi, kłótliwi, kłamliwi, wygodni, egoistyczni – czy mam ciągnąć tę listę? tę wall of infame opisywać? w końcu rozmawiam z inteligentnymi ludźmi – mimo zatem, że ten, kto jest tym, kto mówi, w epice ma świadomość tego, jacy są w istocie ludzie, wie też, że mają swoje lepsze oblicze. Wszyscy. Zawsze. Że nie ma takiej granicy, której przekroczenie mogłoby człowieka przekreślić.

A, to już jak zwykle przesadzasz: tak, film o Goeringu, Hitlerze pewnie byś zobaczyć chciał, epicki film, który, jak rozumiem, rozkładałby akcenty, i ze Stalina człowieka robił, a nie mordercę ludzkich ciał i dusz, kreaturę, do szczętu złą.

No, nie wiem, pewnie, że chciałbym taki film zobaczyć, taką książkę przeczytać, nie żeby rozgrzeszać drania, ale pokazać go tak samo w chwilach innych. Ale może jest inaczej, może nie da się epiki zrobić o takim bohaterze, jakim był Stalin czy Hitler, bo epika właściwa, ta od Homera idąca a opisana przez Arystotelesa w jego nieśmiertelnej "Poetyce", na której opiera się całe Hollywood i stąd potrafi opowiadać, zakłada, że jej przedmiotem są ludzie lepsi niż są w istocie, albo inaczej, że mają w sobie ślad słońca, miejsce po blasku, do którego się może w tej chwili nie skłaniają, bo są w fazie ciemności, ale że ten ślad, to miejsce w nich są! I że się do niego mogą odwołać.


"Moonrise Kingdom", fot. mat. prasowe

A te moje myśli zrodziły się po takiej jednej scenie z "Moonrise Kingdom", kiedy to to Bill Murray, grający wcale nie budzącego za wielkiej sympatii ojca głównej bohaterki, mówi do leżącej obok niego zdradzającej go żony, że nie chce już żyć, w odpowiedzi słysząc, że tak nie można, bo dzieci ich potrzebują, i odpowiadając mówi, że to nie wystarcza. Bo to nie wystarcza, faktycznie, bo do życia potrzebne jest paliwo jakieś.

Albo kiedy safandułowaty policjant (Bruce Willis), albo kiedy służbista szef obozu (Edward Norton), albo kiedy zdradzająca żona (Frances McDormand), albo kiedy wreszcie nawet nie lubiący bohatera jego skauci-koledzy, albo kiedy interesowny kuzyn-robiący-interesy (Jason Schwartzman), albo kiedy nawet pani z Opieki Społecznej (Tilda Swinton)… dosłownie wszyscy, nawet dosyć – powiedzielibyśmy szczerze -  źli ludzie, mają w sobie jakiś ślad po blasku, do którego się odwołuje, woła o współpracę…. Miłość.

Dlatego też oglądając niezwykły film Wesa Andersona stale byłem wzruszony; nie tylko tym, że doświadczałem tego jak Miłość potrafi wyzwolić to, co dobre; jak jest odgromnikiem dla tej ciemniejszej w człowieku strony; jak ludzie obojętni mogą być przez Miłość pociągnięci.

Ale tak samo dlatego, że widziałem na ekranie dzieło, które od początku do końca – odnosiłem takie wrażenie od pierwszej sekundy filmu – jest dziełem niezwykłej wyobraźni twórczej pojedynczego człowieka – Wesa Andersona; od pierwszych ujęć, po ujęcie ostatnie – od początku do końca film ewidentnie „zobaczony” wcześniej i potem przekształcony w opowieść. Osoby, krajobrazy, miejsca, zdarzenia: wszystko pod panowaniem jednej, niepodzielnej, integralnej, panującej nad swoim stworzeniem twórczej osobowości.

Takie dzieła, udane, skończone, zamknięte, nie odpuszczone cieszą; dają radość która przekracza radość estetyczną! Radość chyba bardziej podobną do poznania kogoś wspaniałego, kogo się jeszcze nie znało: radość, że coś takiego udało się zrobić i że to coś, będzie istniało, powiększając liczbę stworzonych dzieł (i osób!). To coś dopiero nazywam wielkim dziełem epickim: jest ono jak powielenie aktu stworzenia. Chodzi mi albowiem o to, że wedle tego, czego uczy nas religia, Bóg stworzył świat dla miłości i z miłości. I kocha swoje stworzenie, wszystkie stworzenia, wierząc, podpowiadając, pomagając, by nie zostały one wchłonięte przez zło.  A kiedy zło przeważa, zsyła miłość, aby miłość przywróciła właściwe proporcje.

Narrator epicki, który podejmuje się opisu tego jak miłość pociąga ku dobru, ku jaśniejszej stronie naszej osoby, musi tak samo kochać swoje dzieło stworzenia. I zaświadczając o tej miłości staje się jej emisariuszem.

Przez co wielkie dzieło epickie tworzy, bo wie, zaświadcza i głosi prawdę o tym, po co to wszystko, co jest, istnieje i ku czemu zmierza.


Krzysztof Koehler
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Świąteczna animacja na topie w Mikołajki
Box Office. „Atlas chmur” wdrapał się na szczyt
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll