"Forrest Gump", "Pulp Fiction", "Skazani na Shawshank", "Król Lew", "Cztery wesela i pogrzeb", "Wywiad z wampirem"… Co łączy te filmy? Wszystkie trafiły do kin w 1994 roku. Tak, zdarzają się takie lata, w których kina pełne są niezapomnianych filmów. Czy miniony rok również taki był? Cóż, patrząc na ogłoszoną wczoraj listę nominacji do Oscara, odpowiedź brzmi: nie!
Gwoli kronikarskiego obowiązku spójrzmy na listę filmów nominowanych do Oscara w kategorii „Najlepszy film”. Znajdziemy na niej następujące tytuły: "Artysta", "Czas wojny", "Moneyball", "Spadkobiercy", "Drzewo życia", "O północy w Paryżu", "Służące", „Hugo i jego wynalazek” oraz "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". I choć uczucie to subiektywne, to trudno dopatrzyć się wśród tych tytułów filmu ponadczasowego, który po latach będzie można wspominać z wypiekami na twarzy i wracać do niego z przyjemnością. Nie ma tam też żadnego głośnego filmu (no jest film Stephena Daldry’ego, ale on „głośność” ma tylko w tytule), który wzbudzałby wyobraźnię widzów na całym świecie, a niezobaczenie go w kinie byłoby dowodem kulturalnej ignorancji.
"Artysta" , fot. Forum Film
Oczywiście nie znaczy to, że są wśród tych tytułów filmy złe. Skądże. Są filmy dobre i bardzo dobre, ale z pewnością (najwyżej za kilka lat to odszczekam) nie niezapomniane. A przynajmniej wśród tych, które widziałem. Nie sądzę jednak, by te, których zobaczyć nie miałem szczęścia zmieniły moją opinię.
A skoro już o filmach, których na razie zobaczyć nie sposób w normalnym kinowym obiegu, to czas na mały kamyczek do ogródka dystrybutorów. To oni każdego roku serwują widzom podobne „niespodzianki” każąc czekać na polską premierę o wiele za długo niż to powinno być w przypadku, bądź co bądź, najlepszych filmów roku. "Artysta" – premiera 24 lutego, "Spadkobiercy" – 17 lutego, „Hugo…” – 10 lutego, "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" – 9 marca, "Żelazna dama" z nominowaną Meryl Streep – 10 lutego, "J. Edgar" z wielkim przegranym Leonardo di Caprio – 24 lutego… I jak tu sensownie móc skomentować nominacje?
W świetle tak zaistniałej sytuacji nie dziwi wcale fakt, że największym czarno-białym koniem oskarowych zawodów jest niemy "Artysta", który na tle konkurencji wyróżnia się dobrym pomysłem, świetnym wykonaniem i oryginalnością. Z walki przeciw filmom przeciętnym z pustymi rękami z gali urządzonej 26 lutego wyjść nie powinien.
"W ciemności", fot. Kino Świat
A zresztą, cóż nas ostatecznie obchodzą filmy zagraniczne. My w tym roku i tak będziemy trzymać kciuki za "W ciemności" Agnieszki Holland (wielkie gratulacje za tę nominację) i za Janusza Kamińskiego (gratulacje równie duże).