PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Tomaszem Jagiełłą, prezesem Helios S.A. rozmawia Anna Wróblewska. Rozpoczynamy cykl wywiadów na temat przyszłości kin.
W czasie pandemii, w najczarniejszym momencie „wielkiej smuty”, jako jeden z nielicznych wykazywał pan umiarkowany optymizm. „Z kinem przegrało i piractwo, i hiszpanka. Będziemy grzecznie się szczepić, jeść steki w restauracjach i jeździć na Teneryfę. I całować się na randkach w kinie” – mówił pan podczas wirtualnej edycji festiwalu Cinemaforum.  Kino wygrało? Jest dobrze?
Dobrze już było, teraz jest średnio. Część widzów do kina nie wróciła, mamy kilka problemów i perspektywę repertuarowych braków w 2024 r. Pokolenie 40+ osiadło po pandemii na kanapie i jest mniej skłonne do wychodzenia z domu. Starsi widzowie traktują kino „eventowo” – do wyjścia do kina zachęcają ich głośne tytuły, jak „Barbie”, nowy „Bond” czy „Chłopi”. To grupa, która chodzi nie do kina, ale na poszczególne filmy, nazwijmy je – „ważne”. Natomiast większość filmów równie dobrze może oglądać na VOD. Szczęśliwie nie dotyczy to dzieci i młodzieży – to grupa widzów, która nadal chętnie chodzi do kina, co pokazuje choćby przykład „Akademii Pana Kleksa” czy hollywoodzkich blockbusterów.

To dobry sygnał dla polskiego kina. Nasze  filmy dla młodej widowni znów po latach są popularne i przyznam, że bardzo mnie to cieszy.  
A ja obawiam się teraz zalewu filmów dla dzieci. Polscy twórcy zauważyli ostatnio, że tu jest klientela. Boję się nadpodaży tytułów, kolejnych części, sequeli, bo w momencie, kiedy one powstaną, mogą zmienić się oczekiwania widowni. W ten sposób „zamordowany” został w Polsce gatunek kina patriotycznego i komedii romantycznej – powstało ich za dużo w tym samym czasie. Współczesna polska kinematografia nie była w stanie wydać z siebie np. filmów o średniowieczu, zamiast tego powstały kolejne filmy o żołnierzach wyklętych lub o Piłsudskim. Twórcom wydaje się, że widz czeka na pewne tematy i gatunki, ale nie biorą pod uwagę tego, że ten widz się zmienia, a proces produkcyjny filmu trwa trzy, cztery lata.

Paradoksalnie coraz łatwiej zrobić film, ponieważ do dotacji z PISF doszły zachęty i pieniądze z platform streamingowych. Przemysł filmowy wpadł w pułapkę szybkich, średnich filmów, które robi się, żeby robić. Na rynku funkcjonują już sprawne systemy produkcji dla Netfliksa, schematy produkcji kolejnych części.

Wciąż oglądam wiele filmów i często zadaję sobie pytanie – po co ten film powstał? Mówimy, że polski film się odradza, że na polskie filmy poszło w 2023 roku 9 mln widzów. Zapominamy, że te 9 mln widzów obejrzało raptem pięć tytułów. Tymczasem filmów jest coraz więcej, rocznie 60 albo więcej. Ważne jest, żeby nie wpaść w pułapkę statystyki i zadawać sobie właściwe pytania – nie o to, ile osób poszło do kina na polskie filmy w zeszłym roku, ale o to, na ile polskich filmów widzowie rzeczywiście poszli? Nie ma lepszego sposobu na to, żeby branża była w dobrej formie, niż, żeby produkowała filmy wysokojakościowe, potrzebne, oczekiwane. Jeśli pojawią się filmy – wydarzenia, polskie kino eksploduje – na plus. Zastanawialiśmy się, czy „Chłopi” Welchmanów mają szansę na sukces frekwencyjny, a tymczasem tytuł ten zebrał 1,8 mln widzów. Żyjemy w świecie „peaków”, chodzi się do kina na to, co głośne. Jeszcze kilka lat temu żaden 50, 60-latek nie poszedłby na „Barbie”, a teraz idą, właśnie dlatego, że jest to „wydarzenie”. A w zasadzie był nim tzw. fenomen Barbenheimer.

Czyli zestaw dwóch filmów – wydarzeń, który sam w sobie jest wydarzeniem. Co w takim razie z kinem artystycznym, z kinami studyjnymi? Art-housy to miejsca spotkania z filmami – wydarzeniami, czyli laureatami najlepszych festiwali filmowych.
Największy spadek frekwencji po pandemii zanotowały kina studyjne. Multipleksy odnotowały na ten moment spadek 18-proc., a do kin studyjnych wróciła połowa widzów. To dlatego, że filmy festiwalowe, artystyczne jeszcze łatwiej jest obejrzeć na platformach streamingowych, więc widzowie spokojnie na nie czekają. 

Ale nie możemy i nie chcemy rezygnować z realizacji polskiego kina artystycznego, debiutów, które wygrywałyby festiwale. One mają swoje ważne miejsce w systemie. Kluczem jest proporcja. Laur na plakacie nie może oznaczać z automatu, że wszystko jest w porządku, załatwione, mamy film festiwalowy. Teoretycznie potencjał komercyjny jest jednym z elementów oceny w PISF, ale nie ma w komisji nikogo, kto mógłby tę ocenę wystawić. Z perspektywy kina brakuje mi planu na polski film - spójnej koncepcji, strategii.

Gdyby to było takie proste, to by nigdy nie powstała taka anegdota o radzieckim przywódcy, który zapytał, ile filmów powstaje w ZSRR, ile z tych jest dobrych, po czym doradził: to róbcie tylko te, które są dobre.
Byłem na „Teściach 2” Kaliny Alabrudzińskiej, ten film jest szczerze zabawny. Siedziałem w kinie i widziałem, jak ludzie „turlali się” ze śmiechu. Także Maciej Kawulski znakomicie wyczuł publiczność, wziął na warsztat „Akademię Pana Kleksa” i znowu odniósł frekwencyjny sukces. Na innym filmie od Next Film – „Johnny” Daniela Jaroszka publiczność okazywała emocje, choć z pozoru mogłoby się wydawać, że to kolejny film o księdzu, o chorobie… a jednak – bił kolejne rekordy oglądalności. To są filmy tworzone z myślą o widzu.

Tomasz Jagiełło, fot. M. Skwarczek / Agencja Wyborcza

Od kilku lat widać ciekawy mechanizm w dystrybucji filmów na wysokim poziomie artystycznym, laureatów ważnych festiwali, tytułów oscarowych. Otóż najchętniej oglądamy je podczas festiwali, przeglądów, z prelekcjami, spotkaniami. Z oprawą.
To szersze zjawisko, które wpisuje się w to, o czym mówiliśmy wcześniej – kino jako wydarzenie. Pandemia nas zmieniła. Szum komunikacyjny i wielkie silosy marketingowe powodują, że coraz trudniej dotrzeć do ludzi z komunikatem. Reagujemy dopiero na krzyk, bo na co dzień mamy wokół nas za dużo impulsów. To mechanizm wszechobecny w kinach i ogólnie, w kulturze. Jeśli film sam w sobie nie jest wydarzeniem, musimy wokół niego wydarzenie stworzyć. Dlatego w Heliosie organizujemy coraz więcej projektów specjalnych, przeglądów, maratonów. Na projekcjach w ramach Klubu Konesera mamy pełne sale. Z okazji Halloween organizujemy całonocne maratony horrorów, młodzież siedzi w kinie całą noc i ogląda do czwartej rano. Z jakiegoś względu jest to bardziej atrakcyjne niż normalny pokaz tego samego filmu, powiedzmy o godz. 18:00.

Czy  pana zdaniem mamy szansę na powrót do widowni kinowej na poziomie 60 mln sprzedanych biletów, jak w 2019 roku?
2023 r. w kinach był w połowie drogi między rokiem 2019 a 2022. W 2024 r. mamy ogromy problem, bo przez pół roku studia hollywoodzkie stały bezczynnie, więc będziemy odczuwać efekt strajku. Z drugiej strony spodziewam się opóźnień w polskich produkcjach, które mogą nie zdążyć na jesień 2024 r. Rok 2025 może być dobry, ale nie wiem, czy powrót do 60 mln widzów jest realny. Na ile zaobserwowane przez nas zmiany społeczne będą trwałe? Czy osoby, które zmieniły styl życia i pracują zdalnie, wrócą do kin? Nie mam na razie wystarczających danych. Kinom z pewnością mogą pomóc duże, efektowne produkcje.  

Liczba widzów czy wyniki box office to nie tylko statystyka, ale konkretne projekty i konkretne filmy. To są producenci, twórcy, instytucje finansujące – i oni wszyscy powinni mieć na uwadze przede wszystkim oczekiwania publiczności. Teraz, kiedy jesteśmy w trudnej sytuacji, musimy zadbać o to, by pieniądze inwestorów nie wypływały, by wciąż były w obrocie. Dajmy widzom historie, których potrzebują.

W ostatnich latach powstaje  kilka filmów fabularnych rocznie produkowanych dla Netfliksa, z pominięciem dystrybucji kinowej. Czy pana zdaniem tendencja produkowania filmów tylko dla platform okaże się trwała?
To zależy od platform, a one będą reagowały na to, co się dzieje. Jeśli widzowie nie będą chcieli oglądać trzeciej czy czwartej części filmu, to one przestaną być zamawiane. Byłbym ostrożny z opieraniem modelu biznesowego na produkcji dla platform. Kiedy David Zaslav, szef Warner Bros. Discovery wyjawił, że film pokazywany wcześniej w kinach ma 10-krotnie większą oglądalność na HBO niż oryginalne produkcje, to wydał wyrok na tzw. oryginalsy. O wiele lepszym modelem biznesowym jest wprowadzenie filmu do kina – z większym lub mniejszym sukcesem. I platformy streamingowe już to wiedzą. Filmy bez tzw. okna kinowego nie będą cieszyły się popularnością, która zrównoważy platformom koszty produkcji. To że film trafia do kin, wciąż automatycznie zapewnia mu wielkie uderzenie promocyjne.

Decyzja korporacyjna jest zawsze decyzją właścicielską.
Otóż to. Pamięta pani wielkie ogłoszenie prezesa Warnera Jasona Kilara w czasie pandemii, że film będzie jednocześnie dostępny w streamingu i w kinach? Nie ma śladu po tej decyzji i nie ma śladu po tym prezesie.

Helios Blue City, fot. Agora

Czy okres okna kinowego będzie się wydłużał? Jeszcze rok temu w najważniejszych mediach filmowych na świecie mówiono o 45-dniowym okresie eksploatacji kinowej, ale widać tendencję do rozciągania tego pola.
Długość tego okna powinna być taka, żeby zapewnić możliwość pełnej eksploatacji w kinach, a jednocześnie, by nie zachęcać widzów do przeczekania do momentu wprowadzenia filmów na platformy. 90 dni na wielkim ekranie to okres optymalny. Każdy, kto chce pójść do kina na określony film, na pewno zdąży się na niego wybrać. Wyjście do kina to większe wyzwanie organizacyjne w porównaniu do oglądania filmu w domu, a jeśli widz może mieć to samo za 2 tygodnie, to odruchowo rezygnuje. Kiedy przemysł kinowy w okresie pandemicznym notował liczne porażki, hollywoodzkie studia stworzyły model szybkiego wprowadzenia tytułów na platformy, co miało powetować straty. Ten eksperyment pokazał, że jeśli okres dystrybucji kinowej jest za krótki, to na filmie się nie zarabia. Teraz rzeczywiście okno dystrybucyjne stopniowo się wydłuża, a nawet jeśli film dość szybko wchodzi na VOD, to raczej w modelu PVOD, czyli za dodatkową opłatą.

Interesuje mnie przyszłość kin jako obiektów. W ostatnich latach zarysowała się zasada, według której widzowie ludzie chodzą albo do multipleksu, albo do arthouse’u, a formy pośrednie znikają. W mniejszych ośrodkach wciąż dobrze funkcjonują kina lokalne, np. przy ośrodkach kultury. Na razie jednak kina się nie zamykają, mimo pandemicznego kryzysu.
Widzów jest jednak mniej, więc obawiam się, że kina będą się zamykały. Tak samo kina małe, jak i multipleksy.

Widzimy przypadki zamykania multipleksów wolnostojących.  Czy to one głównie są zagrożone?
Niekoniecznie. To że kino jest multipleksem wolnostojącym to jeszcze nie oznacza, że widzowie  nie chcą do niego chodzić. Jest droższe w utrzymaniu, pojawia się często pokusa sprzedaży gruntów. To jest przypadek Multikina na warszawskim Ursynowie czy w Poznaniu. Wolnostojące kina działają pod większą presją. W galerii handlowej sytuacja jest bardziej stabilna – kino w galerii jest dzisiaj najbardziej efektywne. Zdarza się jednak, że i takie kino jest zagrożone, jeśli galeria ma dużą konkurencję w danym mieście – jak na przykład Arkady we Wrocławiu.

Ale są też takie multipleksy, które mają po pandemii większą frekwencję niż wcześniej, jak kina Helios w warszawskim Blue City, gdańskim Forum i w galerii Posnania w Poznaniu. Te obiekty łączy bardzo wysoka jakość, sale premium i lokalizacja w dobrej galerii. To także pokazuje, że jeśli widzowie decydują się na wyjście do kina, to szukają właśnie tego wyjątkowego doświadczenia. 

Czy w tej sytuacji planujecie otwarcie kolejnych kin, np. właśnie z salami premium?  
Na razie sieć Helios nie ma w planach żadnych inwestycji, ponieważ w tej chwili nie widzimy planów budowania nowych galerii w miastach. Takie inwestycje, jak umieszczenie kina w istniejącej galerii Blue City w Warszawie to ogromne i drogie przedsięwzięcie, na które dzisiaj pewnie byśmy się nie zdecydowali. 

Może dlatego, ze wpasowaliście to kino w kopułę. Pomysł epicki, ale trudny.
Tak, ale warto było, bo to kino dzisiaj jest numerem trzy w Warszawie jeśli chodzi o średnią liczbę widzów na seansie. Jednak moim zdaniem kin jest trochę za dużo, ich liczba odpowiada widowni w wysokości 60 mln widzów. Tymczasem w 2023 roku do kin poszło 50,5 mln.

Helios Forum Gdańsk, sala premium, fot. A. Dereszkiewicz

  W ostatnich dekadach kilkakrotnie obserwowaliśmy, jak zmienia się technika filmowa. Odeszły taśmy 35 mm, kina przeszły cyfryzację, w Heliosach projekcje są  programowane i obsługiwane centralnie. Czy możliwe jest, że już wkrótce znikną projektory DCP a zastąpi je ekran ledowy, o którym mówi się coraz więcej?
Widziałem czarny ekran ledowy Samsunga z kablami szerokości uda. Przy dzisiejszych cenach energii to rozwiązanie wydaje się nieopłacalne. W zasadzie taki ekran to rodzaj wielkiego telewizora, a kin nie stać obecnie na kolejne „przezbrojenie”. Producenci realizują filmy z niesamowitymi efektami wizualnymi, domagając się coraz lepszej techniki, ale kina są zdewastowane technologicznym wyścigiem zbrojeń i mają tego dość. Nie będę kupował bocznych ekranów, trzęsących się krzeseł. Najważniejszy jest ekran, projekcja i historia.

I widz.
I ten widz też ma dość i odrzuca przerost technologii. Popularność filmów o superbohaterach wyraźnie słabnie. W trójwymiarowy obraz zainwestowano miliardy, a widz go ostatecznie odrzucił. Przy okazji „Avatara 2” wyciągaliśmy przechowywane w magazynach systemy 3D. Musimy wrócić do początków kina, czyli do historii. Do dobrze wymyślonych i zrealizowanych opowieści. Nie na technice, ale na historiach zbudowano kino. Na pięknie opowiedzianych historiach, które ludzie chcą obejrzeć. Na nie czekam.


Anna Wróblewska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  6.02.2024
Zobacz również
Start naboru do Łódzkiego Funduszu Filmowego 2024
„Tyle co nic”: rewelacja Festiwalu w Gdyni w kinach od 8 marca!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll