PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BAZA WIEDZY
TECHNOLOGIA
Algorytm – to hasło, które obrosło wieloma mitami. Algorytmy bywają demonizowane i zdają się nieuchwytne. To coś „poza nami”, „cyfrowy byt”, który śledzi i analizuje nasze ruchy w sieci, wie o nas więcej niż my sami. I mówi nam, co mamy oglądać…
Wbrew pozorom algorytm nie jest wynalazkiem Marka Zuckerberga. „Encyklopedia PWN online” definiuje pojęcie krótko: „Algorytm – przepis postępowania prowadzący do rozwiązania ustalonego problemu, określający ciąg czynności elementarnych, które należy w tym celu wykonać”. I dalej: „Algorytm może zawierać definicje obiektów (danych), na których te czynności są przeprowadzane; wykonawcą algorytmu może być człowiek lub urządzenie automatyczne (np. komputer) zdolne do wykonywania poleceń w odpowiedzi na sygnały reprezentujące te polecenia”.

Jeszcze prościej pojęcie wyjaśnia prof. Mirosław Filiciak z Uniwersytetu SWPS, kulturoznawca i medioznawca. „Algorytm to nic innego jak ustalone sekwencje działań, które doprowadzają do założonego celu. Przykładem algorytmu niezwiązanego z komputerami jest np. przepis na szarlotkę” – mówi.

Historia terminu sięga IX wieku i odnosi się do zlatynizowanej formy nazwiska uczonego arabskiego Al-Chuwarizmi (łac. Algorismus, Algorithmus). Matematycy i informatycy o algorytmach mogą rozprawiać godzinami, klasyfikować je, badać, tworzyć. Zresztą i inne dziedziny nauki coraz częściej się nimi interesują: bioinformatyka, programowanie DNA… Owszem, brzmi to jak wyrwane z science fiction lub horroru. Ale algorytm to przede wszystkim narzędzie.


Algorytmy w zalewie treści
„Algorytmy przypominają nam o rachunkach. Wykorzystywane są niemal wszędzie” – komentuje Marcin Kamiński, kierownik oferty w Polsat Box, od lat zajmujący się platformami VOD i obecnością kina w obiegu cyfrowym. „Powtarzamy, że żyjemy w erze informacji. Jest jej tak dużo, że ktoś musi ją porządkować. Często robią to algorytmy” – dodaje Mirosław Filiciak. W odniesieniu do kultury badacz zauważa: „Coraz większa część naszej »diety« medialnej i audiowizualnej bazuje na odbiorze treści na osobistych urządzeniach cyfrowych, nie w kinie czy sali koncertowej. Algorytmy pomagają nam poruszać się w tym świecie. Wśród nadmiaru podsuwają rekomendacje, przewidują, co może się nam spodobać na podstawie tego, co już oglądaliśmy”.

Co wiedzą o nas algorytmy?

„W sieci wszystko można policzyć: w jaki sposób widz loguje się do serwisu, co ogląda, jak długo, z jakiego regionu, z jakiej przeglądarki, na jakim łączu, ekranie, w jakich godzinach. Zbiór tych danych jest nieskończenie długi i otwiera olbrzymią przestrzeń dla analizy i późniejszego wykorzystania do promocji i sprzedaży” – tłumaczy Marcin Kamiński. „Nie chodzi tylko o podpowiedzi zgodne z zainteresowaniami. Może się np. zdarzyć, że jest grupa użytkowników, którzy dysponują słabym łączem. Algorytm podsunie im tytuły, dla których ta przepustowość będzie wystarczająca” – podaje przykład.
Gdy mowa o algorytmach, natychmiast pojawiają się takie nazwy, jak Amazon, LinkedIn, Spotify, Instagram, YouTube i – oczywiście – Netflix. Potentat wyznacza standardy w tej dziedzinie, o czym świadczy ponad 213 mln subskrybentów na świecie [dane za statista.com / trzeci kwartał 2021]. „Systemem rekomendacji Netflix zainteresował się, gdy był jeszcze wysyłkową wypożyczalnią DVD” – przypomina Marcin Kamiński. Pierwszy algorytm Netflixa – Cinematch – powstał w 2000 roku. Ten, który działa obecnie funkcjonuje pod hasłem Netflix Recommendation Engine (NRE). Według analityków rynku, przez podpowiadanie spersonalizowanych propozycji, generuje 80 proc. aktywności subskrybentów [dane za artykułem Rachel Meltzer z serwisu Lighthouselabs: „How Netflix utilizes data science” – „Jak Netflix wykorzystuje danologię”].

Sam Netflix zachowuje transparentność „użytkową”. Swoich odbiorców informuje: „Szacujemy prawdopodobieństwo, że dany tytuł z naszego katalogu Ci się spodoba, opierając się na wielu czynnikach, takich jak: Twoje interakcje z naszym serwisem (jak historia oglądania i oceny przyznane innym tytułom), tytuły wybierane w naszym serwisie przez użytkowników o podobnym guście i preferencjach, oraz informacje o tytułach, takie jak ich gatunek, kategorie, aktorzy, rok premiery itp.”. Pod uwagę brane są nie tylko „łapki w górę/dół”, ale i zmienne techniczne: „(…) poza tytułami obejrzanymi przez Ciebie w serwisie Netflix, pod uwagę bierzemy też: godziny, w których oglądasz materiały z serwisu Netflix, urządzenia, na których je oglądasz, oraz ilość czasu, jaki na to poświęcasz”. Gigant nie uwzględnia, przynajmniej oficjalnie, jedynie danych demograficznych (płeć, wiek).
Efekt? System dla każdego użytkownika buduje stronę „na miarę”. „Nasz system nie tylko wybiera, jakie tytuły mają się znaleźć w rzędach na stronie głównej serwisu Netflix, ale także określa miejsce każdego tytułu w danym rzędzie i ustala kolejność wyświetlania tych rzędów” [cyt. za help.netflix.com/pl, hasło: „algorytm”].

A czy redaktor nie może po prostu ułożyć „ramówki”? „W przypadku dużych usług i globalnych graczy stosowanie algorytmów jest koniecznością” – odpowiada Marcin Kamiński. – „Mówimy o tysiącach tytułów i – w przypadku Netflixa – ponad 190 krajach. To plątanina lokalnych i indywidualnych zainteresowań oraz regionalnych licencji. Żonglowanie tyloma danymi bez automatyzacji jest niemożliwe. Albo bardzo kosztowne. Netflix nie ma w Polsce swojego biura, a jest u nas najpopularniejszą usługą VOD”. W Europie jesteśmy w pierwszej dziesiątce, jeżeli chodzi o liczbę subskrybentów serwisu [dane za statista.com / drugi kwartał 2021].


Walka o czas wolny

W przypadku usług VOD przeciwko układaniu „ramówki” czy siatki premier (wzorem dystrybucji kinowej), przemawiają też i inne argumenty. Harmonogramy nie korespondują już z oczekiwaniami i przyzwyczajeniami widzów w sieci.

„Netflix obliczył, że jeżeli w ciągu 90 sekund użytkownik nie dokona wyboru, co obejrzeć, to w ogóle nic nie obejrzy i opuści serwis. Algorytm ma więc za zadanie przedstawić mu taką propozycję, która go zatrzyma. A że ilu odbiorców, tyle gustów, rodzi się potrzeba personalizacji” – wyjaśnia Marcin Kamiński. Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym na temat platformy, jej celem jest, żeby użytkownik decydował się w ciągu… 10 sekund. Te krótkie chwile wewnątrz firmy nazywa się „chwilą prawdy” – w „Wall Street Journal” piszą o tym Shalini Ramachandran i Joe Flint [artykuł pt. „At Netflix, Who Wins When It's Hollywood vs. the Algorithm?” – „W Netfliksie, kto wygrywa w walce Hollywood kontra algorytm?”, publikacja 10.X.2018].
„Jedynym dziś dużym trendem w kulturze jest brak jednego dużego trendu. Powstały setki nisz i na poziomie ich obsługi to sytuacja bez precedensu” – zauważa Mirosław Filiciak. „A tak naprawdę nie jest ważne, co internauta obejrzy, ale czy zostanie na dłużej” – dodaje Marcin Kamiński. – „Platformy VOD konkurują nie tylko między sobą. O wolny czas walczą z prawie równie silnym sektorem gier”.

W 2020 roku globalny rynek filmowy wart był 234,9 mld dolarów [dane Researchandmarkets.com], a rynek gier – 203,12 mld dolarów [dane „Fortune Business Insights”]. Warto wspomnieć, że Netflix stopniowo dywersyfikuje swoją ofertę rozrywkową. Pod koniec sierpnia korporacja ogłosiła, że polscy subskrybenci mogą testować dwie sygnowane przez firmę gry mobilne na system Android: Stranger Things 1984 i Stranger Things 3 [twitter.com/NetflixPL/status/1430895506427764762?s=20].
25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, fot. R. Pałka

Algorytm jako oręże promocji
Systemy rekomendacji to nie jedyne miejsce, gdzie algorytm bywa pomocny. Jest również potężnym narzędziem w promocji: zarówno na platformach VOD, jak i poza nimi. „Algorytmy lawirujące pośród baz danych i wyszukujące użytkowników o zainteresowaniach bliskich naszym docelowym odbiorcom, sprawiają, że nasze kampanie są bardziej precyzyjne i skuteczne” – mówi Joanna Solecka, szefowa Alphapanda Warsaw, ekspertka ds. marketingu filmowego. Alphapanda specjalizuje się w kampaniach w mediach społecznościowych dla branży filmowej – od projektów niskobudżetowych, artystycznych, jak animacje (np. Jeszcze dzień życia, Flee), dokumenty (Lekcje miłości, Ściana cieni), po fabuły i superprodukcje (25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, Bohemian Rhapsody, Joker) oraz wydarzenia (Europejska Nagroda Filmowa).

Jednym z podstawowych narzędzi, o których opowiada Joanna Solecka są tzw. kampanie sponsorowane, pozwalające na precyzyjne określenie grupy odbiorców. „Dla kina i wydarzeń filmowych Facebook i Instagram, wbrew pogłoskom o ich słabnącej sile, mają ciągle znaczenie kluczowe” – podkreśla Joanna Solecka. Zauważa, że inwestycja w kampanie sponsorowane rzadko jest do uniknięcia. – „Nawet jeżeli profil filmu czy wydarzenia ma wielu obserwatorów, to bez tzw. treści sponsorowanych posty obejrzy tylko około 5 proc. z nich. Tak duże ograniczenia dla fanpage’y nanosi Facebook – trzy lata temu przeniósł akcent na konta indywidualne, co skomplikowało i podrożyło pracę z brandami, a takimi są profile filmowe”. Chyba że internauci sami będą je dalej podawać, budując zasięgi organiczne, bardzo przez algorytmy lubiane, ale o tym za chwilę.

Powodzenie kampanii zależy oczywiście od określenia i realnej oceny najmocniejszych punktów sprzedażowych produkcji, a także poznania grupy docelowej. „Przygotowując promocję dokumentu Ściana cieni Elizy Kubarskiej w Szwajcarii, zakładaliśmy, że skoncentrujemy się przede wszystkim na tematyce górskiej i sportach ekstremalnych. Szwajcaria – góry – wspinaczka. To wydawało się naturalne. Badania wykazały jednak, że lokalną społeczność interesuje też buddyzm (jeden z tematów filmu), który w analizie notowany był nawet wyżej niż wspinaczka i góry. Konieczna była korekta strategii” – ekspertka przytacza jeden z przykładów.

Promocja w mediach cyfrowych pozwala także na dokładną weryfikację jej skuteczności. „Niekoniecznie jesteśmy w stanie do przodu przewidzieć wszystkie reakcje, ale obserwacja bieżących wyników kampanii jest pasjonująca i pozwala adaptować strategię do bieżących wydarzeń” – podkreśla Joanna Solecka. – „Na sukces nie ma jednej recepty, ale każda kampania czegoś nas uczy, stawia nowe wyzwania. Zwłaszcza że media społecznościowe często zmieniają zasady. Kłopotliwe potrafi być przedstawianie pewnych treści, które dla Facebooka mają charakter treści wrażliwych. I to dlaczego Facebook definiuje pewne treści jako wrażliwe, a niektóre nie, nie do końca jest też zawsze jasne. Niewinny pocałunek, temat zakonnic walczących o swoje prawa w Kościele, scena tańca potrafią wywołać facebookowego »cenzora«, też przecież będącego algorytmem”.

Jak szyć na miarę?

Sparowanie tytułów i odbiorców to dopiero początek drogi. Konieczne jest doprowadzenie do kliknięcia… Shalini Ramachandran i Joe Flint we wspomnianym już artykule „At Netflix, Who Wins When It's Hollywood vs. the Algorithm?” przybliżają toczące się wewnątrz korporacji debaty między (upraszczając) „szkołą Doliny Krzemowej”, bazującą w swoich decyzjach na twardych statystykach, analizach i badaniach a „szkołą Hollywood”, skupioną na relacjach i doświadczeniu, intuicji. Wiele miejsca poświęcają wybranym technikom personalizującym, w tym pracy ze zdjęciami i zwiastunami.

Rola materiałów wizualnych w promocji kina znana jest nie od dziś, ale w cyfrowym świecie wkraczamy na nowy poziom. Technologia pozwala m.in. na to, aby dopasowywać miniatury do sympatii odbiorcy. Rachel Meltzer podaje przykład serialu House of Cards, w którym grali Robin Wright i Kevin Spacey. Jeżeli ktoś lubił silne kobiety lub samą Wright, to właśnie jej zdjęcie mógł zobaczyć w serwisie. Jeżeli kogoś bardziej interesowały produkcje polityczne, spiskowe – widział Spaceya. „Testowanie efektywności zdjęć dla wielu twórców jest czymś nowym” – Ramachandran i Flint cytują anonimowo jednego z szefów Netflixa. – „Musimy im tłumaczyć, że spersonalizowany dobór kadrów potrafi przyciągnąć 10, 20, a nawet 35 proc. więcej odbiorców”.

Autorzy z „Wall Street Journal” przywołują jeszcze jeden przykład – serialu Grace i Frankie z Jane Fondą i Lily Tomlin w głównych rolach. Chociaż wydawałoby się, że to pierwsza z aktorek będzie siłą napędową promocji, analizy pokazały, że „więcej subskrybentów wybierało serial, gdy na miniaturze w serwisie nie było Fondy”. Po wielu dyskusjach i w obawie przed reakcją gwiazdy, wykorzystano do miniatur obie panie, a pracownicy stwierdzili, że testy to nie wszystko i potrzebna jest ludzka ocena. Inaczej… W tym samym czasie „zespół produktowy odkrył też, że promocyjne zdjęcie wibratora, który stanowi część fabuły serialu, też licznie ściąga kliki”.

„Wybór fotosów to nie tylko wybór estetyczny artysty, ale i właściwie dobrany kadr” – podpowiada Joanna Solecka. – „Najlepiej sprawdzają się zdjęcia z ludźmi patrzącymi nam prosto w oczy”. Tym, co w środowisku wirtualnym nie sprawdza się już tak dobrze jak w świecie analogowym jest plakat, chyba że ruchomy. „Plakat interesuje już tylko najwęższe grono internautów, zaangażowanych kinomanów” – wyjaśnia ekspertka. – „Jeżeli chcemy dotrzeć do szerszej grupy, musimy sięgnąć po inny typ materiałów: gify, memy, klipy, krótkie sceny. Jeszcze innych materiałów potrzebuje prasa. Zawsze podstawą jest zrozumienie, do kogo się mówi”.

W tym nowym wspaniałym świecie „kryzys” dotknął też zwiastuny. „Internauci nie mają tyle czasu i cierpliwości, żeby oglądać długi trailer. Minuta to dla nich aż nadto” – przyznaje Joanna Solecka. Początkowo gigant streamingu w ogóle od tego typu zapowiedzi chciał odejść, uważając, że lepiej wewnątrz korporacji montować fragmenty pod upodobania widzów. Te ostatnie są kluczowe, ale sięgnięto jednak po pomoc specjalistów z hollywoodzkim know-how. Mniej lub bardziej klasyczne trailery promują też produkcje oryginalne platform poza nimi.

Na pohybel algorytmom
Są też inne obszary, na których „analogowe” schematy postępowania, początkowo odrzucane przez cyfrowych gigantów, z czasem wróciły do łask, choć może już w innym charakterze (do promocji, budowania prestiżu) lub w mniejszym zakresie. Pod naciskiem festiwali (głośna debata w Cannes), ale nie bez korzyści dla nich samych, produkcje Netflixa zaczęły odwiedzać kina. Ba, w 2020 roku Netflix kupił nawet kino – Egyptian Theatre w Los Angeles. Plakaty produkcji oryginalnej platformy zaczęły gościć na billboardach, dziennikarze uzyskują dostęp do talentów na „pressjunketach”.

Szyte na miarę przez algorytmy strony główne platform – mają też miejsce na materiały ręcznie pozycjonowane: treści oryginalne i stare dobre hity. „Wiemy, że nowy sezon Stranger Things czy innego hitu będzie mocno promowany w serwisie. Tak samo dziać się będzie ze sprawdzonymi produkcjami. Wojny platform o treści trwają w najlepsze, bo przecież wszyscy jesteśmy trochę Mamoniami: lubimy rzeczy, które już widzieliśmy. Zamiast nieznanego tytułu, dysponując chwilą czasu, wybierzemy widziany kilka razy stary odcinek Przyjaciół czy Kronik Seinfelda” – stwierdza Marcin Kamiński.

„Kampanie sponsorowane to tylko jedno z narzędzi promocji. Nic tak jednak nie napędza kampanii, jak ruch organiczny, wynikający sam z siebie. Jeżeli coś wywołuje duże zaangażowanie odbiorców, to algorytmy to wychwytują” – przypomina Joanna Solecka. – „Co się klika, klikać będzie się jeszcze bardziej”.

Ekspertka przywołuje ze swojego doświadczenia pracę nad kampanią 25 lat niewinności Jana Holoubka. – „Znany temat powodował, że ruch organiczny sam się nakręcał. Ten film uruchomił niesamowitą energię w internecie, wręcz niespotykaną. Praca bazowała na niemal codziennej rozmowie z widzami i kontroli tej komunikacji”. Drugim przykładem takiego sieciowego samograja okazał się dokument Over the Limit Marty Prus. „To była przyjemna niespodzianka, kiedy w sieci nagle zrobiło się głośno o rosyjskojęzycznym filmie dokumentalnym nikomu wtedy nieznanej debiutantki z Polski. Tu zadziałało nazwisko głównej bohaterki – gimnastyczki Margarity Mamun” – przybliża Joanna Solecka.

"Over the Limit", fot. materiały promocyjne


Algorytm a proces twórczy

Odrębnym zagadnieniem, wymagającym być może osobnego omówienia, jest relacja między „algorytmizacją” filmowej rzeczywistości a decyzjami artystycznymi i realizacyjnymi. Platformy nigdy tak dużo nie produkowały jak dziś. Zamawiają niemal „hurtowo”, ale przecież nie wszystko. Które z pomysłów mają szansę na otrzymanie zielonego światła? Czy tylko te, które wypadną dobrze w analizach, które „zaakceptują” algorytmy oraz tabelka Excela? A może nadal ważna jest intuicja? Czy chodzi o zaspokojenie potrzeb nisz? Póki co, decyzje programowe Netflixa sprawdzają się rzekomo znacznie lepiej, niż decyzje podejmowane np. w stacjach telewizyjnych. Rachel Meltzer pisze o 93 proc. powodzenia dla wyborów serwisu wobec 35 proc. szans na taki sukces dla telewizji, a na różnicę wpływa właśnie inny proces decyzyjny.

Inny aspekt to wybory stricte artystyczne. „Jeszcze House of Cards był serialem realizowanym w sposób »telewizyjny«. Każdy sezon liczył po 13 odcinków. Treść układana była tak, aby widz, który oglądał serial w tempie jednego odcinka na tydzień, mógł przypomnieć sobie, co działo się kilka odcinków wcześniej” – mówi Marcin Kamiński. „Ten model oglądania i realizowania odchodzi jednak do lamusa. Jeżeli dominującym staje się model oglądania po kilka odcinków, a nawet całych sezonów, nie ma już potrzeby, aby o pewnych treściach przypominać. W związku z tym nie trzeba w scenariuszu tracić na to czasu – ergo – można nakręcić odcinków 10. W budżecie to oszczędności w milionach dolarów. Można też inaczej dzielić sezony – mogą mieć np. 5 odcinków, a jak się spodobają, potem hucznie ogłaszać premierę następnych, czego przykładem może być polski Kajko i Kokosz albo francusko-amerykański Lupin” – zauważa ekspert. Czy widz na tym traci? Niekoniecznie.

Niczym nowym nie są też „bańki” rekomendacyjne, o których mówi się czasem w kontekście algorytmów z obawą – że ograniczają nasz dostęp do treści innych, spoza bezpośredniego kręgu naszych zainteresowań. „Być może Netflix podejmuje decyzję o tym, aby kręcić więcej filmów dla młodych dorosłych, bo to się w danym momencie sprzedaje, ale przecież dla kina nie jest to nowe zjawisko. A co robią wielkie wytwórnie np. z kinem o superbohaterach? Albo twórcy polskich komedii romantycznych?” – przypomina Marcin Kamiński.

Kamińskiemu wtóruje Mirosław Filiciak: „Ludzie zawsze żyli w pewnego rodzaju bańkach, tylko teraz nabrały one globalnego charakteru i zarządzane są przez korporacje za pomocą komunikacji cyfrowej. Wcześniej rekomendacje uzyskiwaliśmy od znajomych, rodziców. Wpływ na nasze wybory miały klasa społeczna, wychowanie, edukacja” – podkreśla naukowiec. Trochę śmieje się też z superinteligencji i nieomylności algorytmów: „Propozycje, które mi podrzucają, bywają tak bardzo odległe od moich zainteresowań, że to aż bawi”. Niepokoi go co innego.

Oślepiająca pokusa

„Algorytmy pomagają nam odnaleźć się w gąszczu informacji i na tym humanistycznym, idealistycznym poziomie można powiedzieć, że wspierają indywidualizm – to ich »jasna« strona. Ale to, co wygodne, niekoniecznie musi być etyczne” – zauważa Mirosław Filiciak. „Wielkie korporacje streamingowe nie oddziałują na odbiorców tak jak Facebook, który potrafi zachwiać procesem demokratycznym, czy Instagram, który wpływa na obniżenie samooceny przez nastolatków. Znajdują się jednak w posiadaniu bezprecedensowego w rozmiarach zbioru danych na nasz temat. Karmią nas swoistą ułudą. Oglądając filmy gdzieś w domu, nie myślimy, że ktoś nas podgląda, a jednak to robi i buduje gigantyczną bazę danych. Sądzimy, że ktoś zarabia na naszym abonamencie. Też, ale nie tylko” – wyjaśnia.

„Pojawiają się zagrożenia monopolistyczne, a tradycyjny marketing zaczyna przypominać eksperyment społeczny, którego efekty obserwowane są w czasie rzeczywistym, na wielkich grupach populacyjnych” – kontynuuje naukowiec. Jednocześnie zastrzega: „Nie chcę roztaczać opowieści o żelaznym wilku, którego musimy się bać, powinniśmy jednak czujniej patrzeć tym firmom na ręce, nie dawać się zwieść językowi korzyści i domagać transparentności, i możliwości świadomego podejmowania decyzji. Nie traktować technologii w kategorii cudu. Nie oddawać wszystkiego w ręce informatyków i korporacyjnych rad nadzorczych”.

Mirosław Filiciak przypomina, że jako obywatele Unii Europejskiej jesteśmy w dość uprzywilejowanej pozycji. „RODO źle się kojarzy, ale ogranicza handel danymi, zwłaszcza wrażliwymi, i wprowadza nad nim pewną kontrolę” – tłumaczy. – „Prawo jednak ciągle pozostaje krok za rynkiem. A mówimy o korporacjach, których wycena kapitałowa jest jedną z największych w historii ludzkości, i które działają w obszarze nowych technologii. Nieustannie przynoszą nowe dla prawa wyzwania”.

Wyzwaniem pozostaje również fizyczność tego cyfrowego świata. „Przyzwyczajeni jesteśmy do mówienia o mitycznych chmurach, zawieszonych w wirtualnej przestrzeni – to dla korporacji bardzo wygodne, bo przez to łatwo zapominamy o fizycznej infrastrukturze, serwerach, które zużywają coraz więcej prądu, często nie najczystszego, wytwarzają gigantyczną ilość ciepła, chłodzone są wodą i zbudowane z wykorzystaniem pierwiastków ziem rzadkich. Rodzą się też pytania o to, kto ma płacić za utrzymanie oplatającej planetę infrastruktury, za przesył danych. O tej dyskusji przypomniały ostatnie zakłócenia sieci w czasie premiery serialu Squid Game” – przypomina Mirosław Filiciak.

Zbawienie, wygoda, przekleństwo? Duch w maszynie czy maszyna pod (nie zawsze szlachetną, żeby wspomnieć o doniesieniach sygnalistki Frances Haugen) kontrolą człowieka? A może już bez niej, jak w Matriksie?

Dagmara Romanowska
"Magazyn Filmowy SFP" 123/2021
  2.01.2023
Charakteryzacja – magia artysty czy komputera?
Kino w zaciszu domowym. Nowa rzeczywistość?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll