PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
„Satan Spa” to makabryczna opowieść o emosatanistach, którzy przebywając na jednej z wiślańskich wysp, popadają w poważne tarapaty. Projekt powstaje we współpracy z Letnią Praktyką Kina Niezależnego NEMO, mieszkańcami i instytucjami Kazimierza Dolnego. Premiera filmu planowana jest na przyszłoroczny Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym.


Piotr Kielar, fot. PISF

PISF: Pytanie o początek projektu "Satan Spa" nie będzie chyba w tym przypadku banalne...

Piotr Kielar: Początek sięga zorganizowanego rok temu przez PISF Okrągłego Stołu Literatów i Filmowców, gdzie udało mi się poznać lepiej Sławka Shutego, którego wcześniej znałem raczej służbowo, z Telewizji. I  z Festiwalu Artystów w Kazimierzu, gdzie Shuty powiedział mi kiedyś: - Słuchaj, tu trzeba będzie zrobić jakiś horror.
I potem przydarzył się Okrągły Stół. Tak nam się wtedy fajnie siedziało i rozmawiało, że temat znów wypłynął: - No, to może byśmy rzeczywiście coś zrobili - powiedzieliśmy sobie - skoro wszyscy zachęcają tu do współpracy.
Sławek z Grzesiem Dryją napisali najlepszy treatment, jaki kiedykolwiek czytałem. Punktem wyjścia była powieść Michaela MoynihanaDidrika Soderlinda pt. "Władcy Chaosu - krwawe powstanie satanistycznego metalowego podziemia". Dlatego to miało taki nordycki, surowy wyraz. Zimne światło nocy księżycowej, które wyolbrzymia różne lęki i dziwne intuicje. Historia w konwencji międzygatunkowej. Thriller z  elementami filmu grozy i czarnego humoru.

Czyli nie jest to pastisz? Na zdjęciach z planu tak to wygląda.

Na pewno nie pastisz. Zobaczymy, co nam wyjdzie. To polska tradycja, że robimy to, co nam wychodzi. W tym jesteśmy dobrzy. A  poważnie, to będzie satyra na skrajny indywidualizm. Sądząc po samej ilości sztucznej krwi, którą zużyliśmy, na pewno bliżej mu do horroru niż do komedii. Takiego filmu jeszcze w Polsce nie było.

I co było dalej?

W trzy miesiące powstał scenariusz na tyle zaawansowany, że uznałem, że przy pewnej dozie improwizacji można go już realizować. Pominęliśmy bardzo długotrwały i przykry proces dopieszczania scenariusza filmowego, w którym bierze udział za dużo osób, każda ma coś do powiedzenia i w pewnym momencie zaczyna to być przemęczone. W  czerwcu zapadła decyzja, że robimy. Były jakieś uwagi, ale nigdy nie zostały zapisane. Korekt dokonałem już na planie.
Mieliśmy ambicję, żeby zrobić film zagraniczny. Nie wiemy, zza jakiej granicy, ale jak patrzę na to, co nakręciłem, to wydaje mi się, że jest to bardzo niepolskie. Wygląda jak niezależne kino amerykańskie, kręcone w jakimś egzotycznym krajobrazie, nie wiem dokładnie gdzie. Może w Kambodży?

Mówisz, jakby to było coś pozytywnego.

Oczywiście, choć filmy polskie są coraz lepsze. Powstaje tyle filmów, że siłą rzeczy jest coraz więcej dobrych. Chciałbym się wpisać w ten trend.

Na jakim jesteś etapie?

Szczęśliwie, jestem już po zdjęciach, więc to połowa sukcesu. Mam z czego montować. Część filmu jest na taśmie światłoczułej 35 mm, czekam na fundusze, żeby to wywołać. Reszta została już zdigitalizowana. Dobrze byłoby to tempo utrzymać. Jestem na etapie uwikływania różnych osób w postprodukcję. Dziś udało mi się pozyskać asystenta montażu. Chciałbym zrobić porządny, przekonujący teaser i z nim obejść kilka instytucji.

Dobrze się pracowało nad nie swoim scenariuszem?

Bardzo. Może to jest kwestia spotkania z odpowiednim scenarzystą i  tekstem. Dla mnie uskrzydlające było to, że nie musiałem się cały czas podpisywać pod tym jako demiurg i  kreator, tylko raczej swobodnie szukać interpretacji tekstu.

Czyli dostałeś od pisarzy tę swobodę.

O to chodzi, to jest właśnie genialne! Shuty i Dryja, bo te nazwiska trzeba zawsze wymieniać razem, byli świadomi, że scenariusz nie miał ostatecznej wersji, kiedy zaczynałem realizację. Obustronne zaufanie to bardzo fajna rzecz. W ogóle ta współpraca przebiegła bez zgrzytów. Było to bardzo efektywne wykorzystanie energii i pierwszego impulsu: robimy film. Za tą energią poszedł cały zespół, bo zrobił się z  tego warsztat filmowy i fabryka debiutów - pięć osób zadebiutowało w  pełnometrażowej fabule.

Kto?

Operator obrazu Andrzej Wojciechowski. Kierownicy produkcji Radek Rożniecki i Rafał Szymański. Gosia Zawadzka w głównej roli. Scenograf Jacek Kasprzyk. No i ja. Wszyscy po szkołach filmowych lub teatralnych, pracujący w filmie i telewizji od lat. Profesjonaliści. Można powiedzieć, że to też pierwszy profesjonalny pełen metraż scenarzystów. Poza tym, na ekranie debiutuje w większych rolach czterech liderów zespołów muzycznych. To ogromna siła tego projektu.
 
dalsza część rozmowy>>>
Aleksandra Różdżyńska
Pierwsze Ujęcie PISF
Ostatnia aktualizacja:  1.03.2012
Zobacz również
10. Międzynarodowy Dzień Animacji - relacja z Trójmiasta
Ci, którzy odeszli - listopad 2010 - październik 2011
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll