PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Bohaterem kolejnego odcinka cyklu Andrzeja Bukowieckiego „Swoich nie znacie” jest operator kamery i autor zdjęć filmowych – Janusz Pawłowski. Oto fragment artykułu, który w całości ukaże się na łamach nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 7/2015), już 10 lipca.
Dał się poznać najpierw jako świetny operator kamery, a następnie utalentowany autor zdjęć filmowych. Artystyczny i techniczny wkład Janusza Pawłowskiego w powstanie wielu filmów polskich sprzed trzydziestu, czterdziestu lat, godny jest upamiętnienia.

Z łódzkiego dzieciństwa Janusz Pawłowski (rocznik 1936), uczuciowo związany z Wrocławiem, pamięta fascynację komiksami. Z czasem sam zaczął je rysować. Jako dorastający chłopak często odwiedzał tereny przedwojennych wyścigów konnych w Rudzie Pabianickiej, które Wytwórnia Filmów Fabularnych w Łodzi przeznaczyła na realizację scen plenerowych. „Tam pierwszy raz zobaczyłem dekoracje filmowe. Wywarły na mnie wielkie wrażenie. Ale najbardziej imponowała mi ogromna kamera Newall w blimpie, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak się nazywała. Obserwując ją, a także pracę autora zdjęć, zakochałem się w tym zawodzie i postanowiłem, że będzie to również mój zawód” – zwierza się pan Janusz. W 1954 roku został studentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi.

Studenckie czasy

Studia w rozkwitającej wtedy Szkole wspomina z sentymentem: „Romek Polański i Janusz Majewski, legendarni studenci, byli moimi kolegami. No i te słynne schody… Godzinami się na nich przesiadywało, rozmawiając o filmach”. Do współpracy przy etiudach, studenci reżyserii, często sami dobierali sobie studentów operatorki. Wielu kontynuowało tę współpracę po studiach, np. Andrzej Wajda z Jerzym Lipmanem, Kazimierz Kutz z Wiesławem Zdortem. „Mnie w Szkole los zderzył z Romkiem Załuskim, bo okazało się, że przyszliśmy na świat w tym samym dniu, miesiącu i roku. Z miejsca znaleźliśmy wspólny język. Zrobiliśmy razem szereg etiud studenckich. Jesienią 1956 roku przyjechaliśmy do Warszawy z zamiarem nakręcenia filmu o Powązkach. Ale wybuchło powstanie węgierskie, więc spod naszych rąk wyszedł dokument »Węgry potrzebują pomocy«. O ile wiem, został celowo zniszczony” – mówi Pawłowski. Po ukończeniu Szkoły pracował z Załuskim przy dziewięciu filmach fabularnych – ośmiu kinowych i jednym telewizyjnym.
 
Droga do „Domu”
Absolwentem PWSF stał się w 1960 roku i wtedy też trafił na plan „RzeczywistościAntoniego Bohdziewicza jako fotosista. Był nim krótko, gdyż niemal od razu przejął obowiązki operatora kamery (szwenkiera). „Dziś młodzi ludzie mają lekkie kamery cyfrowe i nie wyobrażają sobie, czym było szwenkowanie gigantycznym Newallem z nieruchomą głowicą, bo korbkowych wtedy w Polsce jeszcze nie mieliśmy, bez wizjera lustrzanego. Czułem więc stres, lecz Bohdziewicz, choć bywał nerwowy, stwarzał w ekipie rodzinną atmosferę. Ułatwiała mi ona moją ciężką, ale piękną pracę” – przyznaje Janusz Pawłowski. Wśród filmów, przy których pracował jako szwenkier, znalazły się głośne niegdyś tytuły: "Panienka z okienka" Marii Kaniewskiej, "Bokser" Juliana Dziedziny, "Samotność we dwoje" Stanisława Różewicza, "Abel, twój brat" Janusza Nasfetera (dwa ostatnie ze zdjęciami Stanisława Lotha, od którego – podkreśla – bardzo wiele się nauczył). Nie bez powodu szczególnym sentymentem darzy dramat sportowy Dziedziny „Czekam w Monte-Carlo”, z 1969 roku, rozgrywający się w środowisku kierowców rajdowych. Otóż wcześniej w polskich filmach, sceny dziejące się w samochodach, realizowano w studio, z użyciem tylnej projekcji. Prolog „Noża w wodzie” Polańskiego, kręcony przez reżysera i Lipmana leżących na masce auta, należał do wyjątków. „Na werkach z filmu Johna Frankenheimera o wyścigach Formuły 1 – Grand Prix zobaczyłem ramę montowaną na bolidzie, podtrzymującą kamerę, która filmowała scenerię w tle »na żywo«, co czyniło tylną projekcję zbyteczną. Zaproponowałem podobne rozwiązanie w filmie »Czekam w Monte-Carlo«. Autor zdjęć, Mikołaj Sprudin, zgodził się. W łódzkiej WFF wykonano odpowiednią ramę i tak oto film Dziedziny na dobre zapoczątkował w naszej kinematografii realizację scen samochodowych bez tylnej projekcji” – mówi Pawłowski. W 1970 roku zadebiutował jako autor zdjęć filmem telewizyjnym „Dom”, który był także debiutem Załuskiego. Ich „Domu” nie należy mylić z serialem Jana Łomnickiego.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja:  26.06.2015
Zobacz również
fot. Eugeniusz Gawrysiak/SF Tor/Filmoteka Narodowa
Studio Nowe Horyzonty - uczestnicy i prowadzący
„Polskie gówno” zwycięża w Koszalinie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll