PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  18.07.2014
Bohaterem nowego numeru „Magazynu Filmowego” (nr 8/2014), który ukaże się 10 sierpnia, jest Radosław Piwowarski. Z reżyserem m.in. „Yesterday”, „Pociągu do Hollywood”, „Kolejności uczuć”, rozmawia Andrzej Bukowiecki. Oto fragment wywiadu.
Twój ostatni film kinowy – "Ciemna strona Wenus" – wszedł na ekrany, bagatela, szesnaście lat temu! Skąd to długie milczenie? Zraziłeś się chłodnym przyjęciem filmu przez publiczność i krytykę?

Nie. Zwłaszcza że widzowie przyjęli wtedy „Ciemną stronę Wenus” z rezerwą, ale dziś, gdy pojawia się w telewizji, otrzymuję od nich sygnały, że się podoba. Przypomnę, że po „Ciemnej stronie Wenus” zrobiłem telewizyjną „Królową chmur”, którą bardzo lubię, choćby dlatego, że zagrała w niej Danuta Szaflarska. Jeśli nie liczyć noweli „Piorun kulisty” w składance „CDN”, "Ciemna strona Wenus" była moim dziewiątym filmem fabularnym. Jako reżyser czułem się więc spełniony. I właśnie w tamtym momencie Marian Terlecki i Tadeusz Lampka zaproponowali mi reżyserię „Złotopolskich”. Odpowiedziałem im, że spróbuję – może przez tydzień, dwa? No i masz! Wsiąkłem na dwanaście lat. I tak wpadłem w świat seriali. Paradoks, bo ich z reguły nie oglądam, z wyjątkiem „Dra House’a”. Za to nakręciłem łącznie trzysta pięćdziesiąt odcinków.

Żałujesz?

Skądże! Nikt wtedy nie wiedział, jak się robi seriale, to było niczym wjazd na Dzikie Pola. Cieszyłem się szacunkiem i zaufaniem producentów, mogłem robić, co chciałem. Dzięki temu – i to było w tym wszystkim najważniejsze  – nadal czułem się artystą. No i mieliśmy widownię, nawet w Chicago nas kochali. Otrzymaliśmy też wiadomość, że fanem serialu był Czesław Miłosz.

Czy nie uważasz, że Terlecki i Lampka zaproponowali ci reżyserię „Złotopolskich”, bo „wiejska” linia bohaterów telenoweli przypominała postaci z twoich filmów kinowych: w większości dobrych ludzi mieszkających „gdzieś w Polsce”, na prowincji? Taki jest przecież rodzimy Ringo (Star) z "Yesterday", taka jest Merlin w przebojowej interpretacji Katarzyny Figury z „Pociągu do Hollywood”, marząca o spotkaniu z Billy’m Wilderem. A nawet „puszczalska” mamuśka rezolutnego dziewięciolatka z „Kochanków mojej mamy”, opartych na powieści Janiny Zającówny „Mój wielki dzień”, nagrodzonych w Gdyni za scenariusz i reżyserię.

Powiedzieli mi, że jestem potrzebny do „ocieplenia” „Złotopolskich”. Trzeba jednak pamiętać, że najpierw powstał świetny scenariusz Janka Purzyckiego. To Janek stworzył te wszystkie sarmackie i ludowe nadzwyczajne typy i charaktery. A pierwszym znakomitym reżyserem został Janusz Zaorski. Nadzwyczajni byli też aktorzy: Henryk Machalica, Alina Janowska, Eugeniusz Priwieziencew, Małgorzata Rożniatowska, Marek Siudym, Magdalena Stużyńska, Jerzy Turek, Paweł Wawrzecki, Ewa Ziętek. Taka obsada to po prostu bajka. Wydaje mi się, że ja również sporo wniosłem do Złotopolskich, głównie ciepło, humor, ironię. Często mi mówiono: „Po pierwszej scenie widać, że to pan kręcił”.  

Jakbyś scharakteryzował własnymi słowami swój styl, swoje kino?

Jako trochę wesołe, trochę smutne, melancholijne, nostalgiczne widzenie świata i ludzi, którzy ścigają swoje marzenia. Nie zawsze ulegałem takiemu spojrzeniu, nie w „Ciuciubabce” i „Ciemnej stronie Wenus”, ale począwszy od „Córki albo syna”, poprzez serial „Jan Serce”, mój debiut kinowy "Yesterday", „Kochanków mojej mamy”, "Pociąg do Hollywood" i „Marcowe migdały”, po "Kolejność uczuć" i "Autoportret z kochanką" – mój drugi film z piękną rolą Kasi Figury –  jest ono widoczne. Moje filmy to proste opowieści z życia ujrzanego w innym, miękkim świetle. Grzegorz Królikiewicz twierdzi, że sztuka to świat widziany przez formę. Taka definicja bardzo mi odpowiada. Dosłowność w sztuce, realizm i naturalizm - to nie dla mnie; polityka w kinie też mnie nie interesuje.

PZ
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja:  17.07.2014
Zobacz również
fot. Kuba Kiljan, Kuźnia Zdjęć
Kto oceni filmy we Wrocławiu?
Konkurs "Kurs za recenzję" wystartował
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll