PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  27.01.2013
Ze Zbigniewem Rybczyńskiim, operatorem, twórcą filmów animowanych, laureatem Oscara i szefem programowym wrocławskiego Centrum Technologii Audiowizualnych rozmawia Michał Dondzik.


Portalfilmowy.pl: Jakiś czas temu wrócił pan do Polski. Czym się pan tu zajmuje? 

Zbigniew Rybczyński: Zdecydowałem się na powrót w ramach eksperymentu. Zawsze lubiłem być w Polsce. Zgłosiłem się do Ministerstwa Kultury oraz do PISF-u z pomysłem zbudowania studia w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, w którym byłaby najnowocześniejsza technologia. Chcę stworzyć Instytut Obrazu, by przekazać zdobytą przeze mnie wiedzę w dziedzinie optyki, mechaniki, Internetu, oprogramowania komputerowego, metodologii tworzenia filmów i efektów specjalnych w oparciu o najnowszą technologię.

Zbigniew Rybczyński. Fot. TVP

PF: Jak wspomina pan swój egzamin do szkoły filmowej? 

ZR: Warunkiem przyjęcia na wydział operatorski były zdjęcia. Nie lubiłem fotografii. Wybrałem więc kilkaset swoich obrazów, zwinąłem w rulon i przyjechałem na egzaminy. Wówczas prorektorem był Jerzy Mierzejewski. To on prowadził pierwszą fazę egzaminów. Gdy rozwinąłem rulon, usłyszałem: "Zwijaj i zjeżdżaj stąd!”. Jak go poznałem, powiedział: "Przyjąłem cię, bo jeszcze tu takiego wariata nie było”. 

PF: Dlaczego podjął pan studia na wydziale operatorskim? 

ZR: Chciałem zdawać na reżyserię, ale na studniówce ojciec kolegi powiedział: "Film to jest technologia, zdawaj na operatorkę. Jak się jej nauczysz, możesz reżyserować filmy. Jak będziesz reżyserem, to pozostaniesz uzależniony od całego zespołu technicznego”. To mnie przekonało. 

PF: Podczas studiów zajmował się pan tylko pracą? Obce były panu takie miejsca jak "Honoratka”? 

ZR: Niczym innym, praca to przyjemność. Organizowałem prywatne życie, spotkania zawsze można było urządzić w trakcie pracy. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek był w "Honoratce”. 

PF: A Warsztat Formy Filmowej? 

ZR: Do Warsztatu Formy Filmowej zostałem włączony w szkole. Prawdziwym twórcą naszej grupy był Józef Robakowski. Wszyscy mieliśmy po kilka filmów. Ja dałem "Kwadrat" i "Take Five". Przypominam sobie dwa spotkania, które sprowadzały się do picia piwa i grypsowania, bynajmniej nie o sztuce. Nie pasowałem do tego towarzystwa. Co pewien czas widuję się z Józefem Robakowskim. Podziwiam go. To jest konsekwentny, awangardowy artysta. Prawdziwym Warsztatem Formy Filmowej jest właśnie on.

Kadr z filmu "Kwadrat". Fot. SMFF "Se-Ma-For"

PF: Dlaczego po latach film "Kwadrat” przestał być dla pana ważny? 

ZR: To był mój pierwszy film. Długo nad nim myślałem. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego zdecydowałem się go robić. Aby zrobić jedno zdjęcie, trzeba było ułożyć kilka tysięcy kwadracików. Rozpoczynając podejrzewałem, że będzie to tak żmudne. Po latach, gdy zainteresowałem się programowaniem i grafiką komputerową, zdałem sobie sprawę, że ciągle zajmuję się tym samym. W nowych technologiach również chodzi o kolor kwadracika. 

PF: A co skłoniło pana do realizacji "Lokomotywy”? 

ZR: Se-Ma-For był przede wszystkim wytwórnią filmów dla dzieci, o czym co pewien czas mi przypominano. Usiłowałem przekonywać, że moje filmy są dla dzieci, ale bez skutku. Przypomniałem sobie, że mam w domu pewien list. Mama zabierała mnie i braci na Dworzec Fabryczny, gdyż ojciec, który pracował w Warszawie, przyjeżdżał do nas na weekendy. Pewnego dnia mama usłyszała w radiu wiersz Juliana Tuwima "Lokomotywa”, zapamiętała tylko kilka wersów. Napisała do autora list i wysyłała pod adresem "Poeta Julian Tuwim, Warszawa”. List dotarł. Wkrótce dostaliśmy maszynopis wiersza i odpowiedź rozpoczynającą się od słów: "Obywatele: Zbigniew, Marek i Witek Rybczyńscy”. To był pierwszy list, jaki otrzymałem w życiu. Miałem wtedy dziewięć miesięcy. 

PF: A jak wspomina pan pracę z Wojciechem Wiszniewskim, Bogdanem Dziworskim, Grzegorzem Królikiewiczem? 

ZR: Wojciech Wiszniewski miał przezwisko Szajbus, był człowiekiem o niezwykłej energii. Eksperymentował z treścią, nie rozumiejąc w pełni ówczesnej rzeczywistości politycznej. Wszystkie jego filmy trafiały na półki. Dużo razem pracowaliśmy, ale po "Wandzie Gościmińskiej. Włókniarce” uznałem, że  nie będziemy już wspólnie kręcić.
Bogdana Dziworskiego poznałem później, gdy przeniosłem się do Warszawy i kończyłem współpracę z Grzegorzem Królikiewiczem. Na planie "Wiecznych pretensji” pobił się z Grzesiem.  Nie wiedziałem o tym, ale to samo przytrafiło mi się przy realizacji "Tańczącego jastrzębia”. Tak zakończyła się nasza współpraca z Królikiewiczem. Postanowiliśmy razem nakręcić dwa filmy. Uważam, że Bogdan to najlepszy polski operator. Wielcy reżyserzy zabiegali, by z nimi pracował, ale on wolał robić krótkie metraże i to go satysfakcjonowało. Z tego, co wiem, planuje debiut fabularny. 

PF: Jaką rolę odgrywa w pana twórczości eksperyment? 

ZR: Jedyną formą ludzkiej działalności, jaka sprzyja rozwojowi jest eksperyment. Nie ma żadnego odkrycia bez eksperymentu. Do jego realizacji potrzebna jest wiedza i mnóstwo doświadczeń. Trzeba stworzyć sytuację, w której nie wiemy, co się wydarzy. To samo dotyczy sztuki, mechaniki, architektury, każdej dziedziny ludzkiego działania. Jedynym wymogiem jest znalezienie niszy, w której nikt przed nami nie był. Tam zawsze powstanie coś ciekawego. Tak też było w przypadku "Tanga”. Pytanie, jakie postawiłem przy jego realizacji było proste: Czy można bezkonfliktowo rozwinąć bardzo wiele pętli ruchu, które mają różny czas? To było wszystko, co chciałem zrobić. Tymczasem powstały niezliczone interpretacje.

Kadr z filmu "Tango". Fot. SMFF "Se-Ma-For"

PF: A pan na pytanie, co oznacza "Tango”, odpowiada: "Absolutnie nic”. Czy pańskie filmy są jedynie eksperymentem? 

ZR: Moim zdaniem, wszystkie genialne filmy zostały już nakręcone. Dlatego też uważałem, że trudno będzie zrobić dobry film, a miałem ambicję stworzenia arcydzieła. Rozpoczynając naukę w szkole filmowej, skupiłem się na warsztacie: ruchu kamery, kącie widzenia, kontraście, świetle, montażu, dźwięku. Chciałem robić eksperymenty, wykorzystując każdy z tych elementów. Na temat wybrałem życie, wszystko, co dzieje się wokół nas. Każdy wycinek tego odwiecznego tematu to gotowy film. Wszystkie moje filmy są eksperymentami, nie nakręciłem fabuły, choć dwa razy byłem blisko. Odmówiłem współpracy wielu znanym twórcom. Nie wiem, czy słusznie, ale pozostałem wierny swoim zasadom. 

PF: Przepowiedział pan wiele innowacji technologicznych, choćby High Definition. Jak będzie wyglądał dalszy rozwój nowych technologii? 

ZR: Rzeczywiście, dużo z moich przewidywań się spełniło. Łatwo coś przepowiadać, jeśli ma się wiedzę w wielu dziedzinach i obserwuje ewolucję technologiczną. Myślę, że technologia jest następstwem rozwoju komputera. Język komputerowy traktuję jako rozszerzenie tradycyjnego języka. Jest on twórczością. Spowodował totalną rewolucję. Jestem absolutnym zwolennikiem nowych technologii. Czeka nas wspaniały świat.

Kadr z filmu "Schody". Fot. materiały prasowe

PF: Kiedy możemy spodziewać się nowego filmu? 

ZR: Pocieszam się, że Luis Bunuel zaczął od eksperymentu z "Psem andaluzyjskim”, a potem miał mnóstwo kłopotów.  Tułał się po świecie, robił różne filmy i w końcu, mając 61 lat, nakręcił "Viridianę”. Od tego momentu co roku robił wielki film. Wzorując się na Bunuelu, trochę czasu jeszcze mam. Myślę o nowym filmie. Przez ostatnie pięć lat pracowałem nad scenariuszem, który jest już gotowy. Teraz zastanawiam się, kto sfinansuje projekt za 20 milionów dolarów. Czy to w ogóle możliwe?

 

Michał Dondzik
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.12.2013
Zobacz również
Prawdziwa przyjaźń według Kornéla Mundruczó
[DVD] Błyskotliwa satyra na współczesną politykę
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll