PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  21.09.2017
Festiwal gdyński to święto nie tylko kina fabularnego, tegoroczna edycja odbywa się pod znakiem rodzimej animacji, która w tym roku obchodzi swoje 70. urodziny. Z tego powodu zainaugurowała ją uroczysta projekcja polsko-brytyjskiego „Twojego Vincenta” Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. „Kilka lat pracy nad tym filmem było spełnianiem mojego wielkiego marzenia” – powiedziała polska reżyserka.
Drugiego festiwalowego dnia odbył się pokaz „70 lat polskiej animacji”, na który złożyły się najlepsze filmy, zarówno jej mistrzów –Jana Lenicy, Waleriana Borowczyka, Daniela Szczechury, Witolda Giersza, Mirosława Kijowicza, Ryszarda Czekały, Juliana Józefa Antonisza, Jerzego Kuci, Zbigniewa Rybczyńskiego, Piotra Dumały, Tomasza Bagińskiego, Mariusza Wilczyńskiego, jak i utalentowanych artystów młodego pokolenia – Anity Kwiatkowskiej-Naqvi i Tomasza Duckiego. Z festiwalową publicznością spotkali się Tomasz Bagiński i Mariusz Wilczyński w rozmowie prowadzonej przez Jerzego Armatę.

Prawdę mówiąc, polska animacja narodziła się znacznie wcześniej, choć nie filmy są tego dowodem, a… myśli. Już trzy dekady po narodzinach kinematografu Karol Irzykowski, znany krytyk, pisarz i tłumacz, wysoko ocenił możliwości artystyczne kina animowanego, prorokując mu świetlaną przyszłość. Na nie – poza pewnymi próbami, które należy traktować jednak jedynie jako eksperymenty – trzeba było poczekać do czasów powojennych. Jednakże pierwsze polskie animacje stanowiły raczej zaprzeczenie teorii i przewidywań Irzykowskiego. Realizowano, posługując się jedynie słuszną metodą realizmu socjalistycznego, głównie agitki dla dorosłych i dzieci, które miały uczyć i bawić, a właściwie „uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć”, jak mawiał autor znanej sentencji„film najważniejszą ze sztuk”. Dopiero przełom roku 1956 stworzył odpowiedni klimat do powstania filmów, które dały – jak wcześniej ujmował to Irzykowski – „domyślnemu dostateczne wyobrażenie o potężnych możliwościach tkwiących w tym gatunku filmowym”. Domyślni okazali się – przede wszystkim – Jan Lenica i Walerian Borowczyk. Przez penetrację zupełnie nowych rejonów treściowych, poszukiwanie nowych tworzyw i technik stali się pionierami innego pojmowania filmu animowanego –już nie jako użytkowego, rzemieślniczego towaru, ale jako dzieła sztuki. Nastąpiła artystyczna „zmiana warty”. Jeden z lepszych filmów tamtych lat, wyreżyserowany przez Halinę Bielińską i Włodzimierza Haupego w 1958 roku, nosił –nawiasem mówiąc –taki symboliczny tytuł.

Lenica i Borowczyk przetarli drogę innym. Filozoficzno-refleksyjne, przekazywane oryginalną kreską opowieści Mirosława Kijowicza czy Stefana Schabenbecka, zaprawione satyrą, niezwykle skondensowane w swej budowie filmy Daniela Szczechury, „ruchome malarstwo” Witolda Giersza i Piotra Szpakowicza, ciągle poszukujące nowych form wypowiedzi utwory Kazimierza Urbańskiego, ascetyczne, przejmujące psychologiczną głębią dramaty Ryszarda Czekały czy filozoficzne kontemplacje Jerzego Kuci i wielu innych jakże oryginalnych artystów tworzyły bogaty oraz stylistycznie zróżnicowany pejzaż polskiego kina animowanego lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Za granicą nazywano go polską szkołą animacji. A oceniano ją wcale nie gorzej –czego dowodem istna lawina nagród na najpoważniejszych festiwalach–niż tę „właściwą” Szkołę Polską spod znaku Andrzeja Wajdy, Andrzeja Munka czy Jerzego Kawalerowicza.

Polski film animowany szybko stał się dla naszej kinematografii nie tylko głównym dostarczycielem festiwalowych trofeów, ale i środków bardziej wymiernych. Odcinki najpopularniejszego serialu dla najmłodszych, poświęconego przygodom Bolka i Lolka, sprzedano do ponad 80 krajów na wszystkich kontynentach. Równie dobrze radzili sobie inni rodzimi gwiazdorzy kina dziecięcego – Pies Reksio, Zaczarowany Ołówek, Miś Uszatek czy Colargol.

Film animowany zawiera w sobie zarówno elementy sztuk plastycznych, jak i elementy sztuki filmowej. Tak jak kiedyś film tradycyjny nazywano „ożywionymi fotografiami”, tak kino animowane – „ożywioną plastyką”. Stąd duże zainteresowanie animacją właśnie artystów plastyków. Polskie, autorskie kino animowane w przeważającej mierze nie tworzyli filmowcy, którzy zarazili się plastyką, a artyści plastycy, którzy filmowego rzemiosła uczyli się nie w szkołach, lecz bezpośrednio na planie, pod kamerą. Jak kiedyś francuscy nowofalowcy. Tak było kiedyś, w czasach pionierskich, od mniej więcej półwiecza artystów animacji przygotowują do zawodu – poza łódzką Szkołą Filmową – liczne wyższe uczelnie plastyczne.

Polski film animowany to szeroki wachlarz technik, od tych tradycyjnych (rysunkowa, lalkowa) po nowatorskie, jak choćby wycinankowa, która stała się polską specjalnością. „Zawsze nas denerwowała żmudność animacji, dlatego postanowiliśmy ją uprościć. Tak narodziła się wycinanka. Z naszego lenistwa” – przyznaje przekornie Daniel Szczechura. A więc usprawnienie z dziedziny racjonalizacji pracy stanęło u podstaw techniki, którą zrobiliśmy taką furorę na świecie. Innego typu usprawnienia stosował Julian Józef Antonisz. Uprawiał metodę noncamerową, czyli rysował lub malował na taśmie filmowej, a nawet niekiedy ręcznie wydrapywał na niej dźwięk. „Do robienia filmów nie jest potrzebna kamera, prawdziwe kino przestało istnieć wraz z nadejściem braci Lumière” – mawiał prowokacyjnie. Oryginalną, niezwykle pracochłonną, wymyśloną przez siebie technikę tzw. płytek gipsowych stosował przez wiele lat Piotr Dumała, udanie przenoszący na ekran pełne psychologicznych niuansów klimaty dostojewsko-kafkowskie.

Ogromnie ważne miejsce w pejzażu polskiej animacji zajmuje Zbigniew Rybczyński, ciągle poszukujący nowych technik, środków wyrazu, usiłujący – jak określił to Andrzej Barański, jego przyjaciel – „zlikwidować rzeczywistość (...), żeby móc samemu wszystko stworzyć”. Te usiłowania przyniosły mu w 1983 roku statuetkę Oscara za zrealizowane chałupniczo, nie komputerowo – choć trudno w to uwierzyć – „Tango”. W 2002 roku dostał oscarową nominację za już wygenerowaną komputerowo „Katedrę” Tomasz Bagiński, zaś sześć lat później drugą statuetkę naszej animowanej kinematografii przyniósł zrealizowany w koprodukcji polsko-brytyjskiej „Piotruś i wilk” Suzie Templeton. „Animacja to sztuka spełniania marzeń” – podsumował festiwalowe spotkanie Mariusz Wilczyński. „Dzięki nowym technologiom twórca ma coraz większe możliwości w realizowaniu swej artystycznej wolności” – dodał Tomasz Bagiński.


42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni potrwa do 23 września 2017 roku.
JAR
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  21.09.2017
Zobacz również
fot. Jacek Czerwiński/SFP
Nie żyje Grzegorz Królikiewicz
42. FPFF: Człowiek i świat jako skomplikowany mechanizm, czyli „Photon”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll