Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Przed publicznością Londyńskiego Festiwalu Filmowego premiera „Hyde Park on Hudson” – trzeciego na przestrzeni dwóch lat filmu, w którym pojawia się postać króla Jerzego VI, zwanego pieszczotliwie Bertie.
W „W.E.” o romansie króla Edwarda i Wallis Simpson znalazł się na marginesie wydarzeń, a zagrał go Lawrence Fox. W oscarowym "Jak zostać królem" był już pierwszoplanową postacią, a jeśli Colin Firth został za swoją kreację uhonorowany Oscarem, to Samuel West, odtwarzający Jerzego w „Hyde Park on Hudson” nie ma zapewne większych szans na laury. A szkoda, bo odegrał swoją rolę równie starannie, dzięki niemu król Anglii nie znalazł się w cieniu pierwszoplanowych bohaterów. „Hyde Park on Hudson” doczeka się w Londynie europejskiej premiery.
Bill Murray jako Franklin Delano Roosevelt, fot. LFF
We wtorek gwiazdami na czerwonym dywanie będą reżyser Roger Michell („Notting Hill”) i Bill Murray („Między słowami”), który zagrał prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta. Kulminacyjnym punktem filmu jest wizyta króla Anglii w prywatnej posiadłości rodziny amerykańskiego prezydenta. Jerzy VI przybył do Stanów wraz z małżonką latem 1939 roku, by ocieplić stosunki między krajami. Był pierwszym brytyjskim monarchą, który złożył oficjalną wizytę w Stanach Zjednoczonych. Twórcy filmu sugerują, że wtedy narodziło się pomiędzy Wielką Brytanią i USA przymierze scementowane podczas wojny i trwające do dzisiaj.
Wywodzący się z teatru scenarzysta Richard Nelson czyni historyczny dramat tłem swojej opowieści, która mogłaby uchodzić za spin-off lub sequel "Jak zostać królem". Narratorką uczynił Margaret Suckley, jedną z dalekich krewnych prezydenta, graną przez Laurę Linney („Rzeka tajemnic”). To właśnie Suckley zainspirowała scenariusz, wedle którego stała się najpierw powierniczką, a z czasem także kochanką amerykańskiego prezydenta. Jej rzeczywista rola nie jest znana. O skali intymności i przyjaźni między Suckley a Rooseveltem świat dowiedział się po jej śmierci, w 1991 roku. Pod łóżkiem Suckley znaleziono tysiące stron prywatnych zapisków, pamiętników, a także korespondencji z dalekim kuzynem. W filmie Michella dzięki relacji narratorki obserwujemy otoczenie prezydenta, czyli walkę o wpływy pomiędzy jego żona Eleanor (Olivia Williams) i matką (Elizabeth Wilson).
Podczas pokazu prasowego w londyńskim Odeonie najżywiej reagowano jednak na obyczajowe obserwacje związane z wizytą króla Jerzego i królowej Elżbiety (Olivia Colman) w tytułowej posiadłości Rooseveltów. W brytyjskiej produkcji śmiało ukazano narastające między królewską parą napięcie i stres, jakiemu poddany był młody monarcha w trakcie dyplomatycznej misji ogromnej wagi. Na pierwszym planie pozostają wprawdzie melodramatyczne rozterki Suckley i Roosevelta, ale udało się w historię romansu zgrabnie wpleść rozgrywkę polityczną. Jednym z historycznych wydarzeń jest piknik, podczas którego angielskiej parze królewskiej zaserwowano hot-dogi. Czy była to próba Eleanor, by zakpić z instytucji monarchii? A może sprytny zabieg F.D.R, który zjednał amerykańsko-angielskim relacjom media i pozwolił na ocieplenie stosunków w krytycznym momencie? Twórcy filmu nie wyręczają historyków w udzielaniu odpowiedzi, ale potrafią rozbawić publiczność samym sugerowaniem interpretacji. Wyróźniający się pomysłowymi szarżami operatorskimi Lola Crawleya i doskonale zagrany film wydaje się skrojony pod gusta Amerykańskiej Akademii Filmowej. Na przeszkodzie może stanąć niedawny sukces "Jak zostać królem".
"The Sapphires", fot. mat. prasowe
Dzień przed „Hyde Park on Hudson” swoją londyńską premierę będzie miała inna historyczna produkcja, szykowana na tegoroczne Oscary. To australijski film od braci Weinstein, wyreżyserowane przez Wayne’a Blaira „The Sapphires”. Musical inspirowany jest prawdziwą historią trzech aborygeńskich sióstr oraz ich kuzynki, które w talencie wokalnym upatrują szansy, by wyrwać się z rasistowskiej prowincji. Ich menedżerem zostaje irlandzki rozbitek życiowy (Chris O’Dowd). Za jego namową dziewczęta porzucają repertuar country&western i zaczynają śpiewać soul. Z takim repertuarem wylatują do Wietnamu, by koncertować dla amerykańskich marines. „The Sapphires” opowiedziano z lekkością „Służących”, zachowując podobne proporcje między poczuciem humoru i wyciskaniem łez. Piosenek jest tu równie wiele, co w „Dreamgirls”, a ilustrację muzyczną skomponował, pracujący od lat w Australii, Cezary Skubiszewski.
15 października uroczystą premierę miał także debiut reżyserski Dustina Hoffmana „Quartet”. W weekend londyńczycy poznawali "Bestie z południowych krain", które na Wyspach premierę mają dopiero w najbliższy piątek. Towarzyszy jej szeroka kampania marketingowa. Nagradzane w Sundance i Cannes dzieło Benha Zeitlina przedstawiany jest jako najgłośniejszy i najczęściej dyskutowany film roku.
Z publicznością LFF po pokazie swojego reżyserskiego debiutu spotkał się też Brandon Cronenberg. Potwierdziły się wrażenia jakie po canneńskiej premierze „Antiviral” miały korespondentki Portalu Filmowego: (https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,48,7685,1,1,Cannes-wszystko-za-Milosc.html ) syn Davida nie jest jeszcze dojrzałym twórcą, ale po jego filmie można zdobyć się na ciekawą dyskusję. Świat, w którym działają kliniki zarażające na życzenie wirusami celebrytów i sklepy, handlujące mięsem wyhodowanym z ich tkanek nie wydaje się odległy. W Londynie Brandon Cronenberg wyznał, że wśród jego inspiracji były filmy rumuńskiej nowej fali i ostatnie osiągnięcia greckiego kina, m.in "Alpy". „Celebryci to nie są ludzie, to zbiorowa halucynacja” – mówi szef filmowej kliniki w „Antiviral”. Na tym tle mainstreamowe kino prezentowane w Londynie i gwiazdy, wchodzące po czerwonym dywanie do Odeonu, prezentują intelektualną powagę.
W „W.E.” o romansie króla Edwarda i Wallis Simpson znalazł się na marginesie wydarzeń, a zagrał go Lawrence Fox. W oscarowym "Jak zostać królem" był już pierwszoplanową postacią, a jeśli Colin Firth został za swoją kreację uhonorowany Oscarem, to Samuel West, odtwarzający Jerzego w „Hyde Park on Hudson” nie ma zapewne większych szans na laury. A szkoda, bo odegrał swoją rolę równie starannie, dzięki niemu król Anglii nie znalazł się w cieniu pierwszoplanowych bohaterów. „Hyde Park on Hudson” doczeka się w Londynie europejskiej premiery.
Bill Murray jako Franklin Delano Roosevelt, fot. LFF
We wtorek gwiazdami na czerwonym dywanie będą reżyser Roger Michell („Notting Hill”) i Bill Murray („Między słowami”), który zagrał prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta. Kulminacyjnym punktem filmu jest wizyta króla Anglii w prywatnej posiadłości rodziny amerykańskiego prezydenta. Jerzy VI przybył do Stanów wraz z małżonką latem 1939 roku, by ocieplić stosunki między krajami. Był pierwszym brytyjskim monarchą, który złożył oficjalną wizytę w Stanach Zjednoczonych. Twórcy filmu sugerują, że wtedy narodziło się pomiędzy Wielką Brytanią i USA przymierze scementowane podczas wojny i trwające do dzisiaj.
Wywodzący się z teatru scenarzysta Richard Nelson czyni historyczny dramat tłem swojej opowieści, która mogłaby uchodzić za spin-off lub sequel "Jak zostać królem". Narratorką uczynił Margaret Suckley, jedną z dalekich krewnych prezydenta, graną przez Laurę Linney („Rzeka tajemnic”). To właśnie Suckley zainspirowała scenariusz, wedle którego stała się najpierw powierniczką, a z czasem także kochanką amerykańskiego prezydenta. Jej rzeczywista rola nie jest znana. O skali intymności i przyjaźni między Suckley a Rooseveltem świat dowiedział się po jej śmierci, w 1991 roku. Pod łóżkiem Suckley znaleziono tysiące stron prywatnych zapisków, pamiętników, a także korespondencji z dalekim kuzynem. W filmie Michella dzięki relacji narratorki obserwujemy otoczenie prezydenta, czyli walkę o wpływy pomiędzy jego żona Eleanor (Olivia Williams) i matką (Elizabeth Wilson).
Podczas pokazu prasowego w londyńskim Odeonie najżywiej reagowano jednak na obyczajowe obserwacje związane z wizytą króla Jerzego i królowej Elżbiety (Olivia Colman) w tytułowej posiadłości Rooseveltów. W brytyjskiej produkcji śmiało ukazano narastające między królewską parą napięcie i stres, jakiemu poddany był młody monarcha w trakcie dyplomatycznej misji ogromnej wagi. Na pierwszym planie pozostają wprawdzie melodramatyczne rozterki Suckley i Roosevelta, ale udało się w historię romansu zgrabnie wpleść rozgrywkę polityczną. Jednym z historycznych wydarzeń jest piknik, podczas którego angielskiej parze królewskiej zaserwowano hot-dogi. Czy była to próba Eleanor, by zakpić z instytucji monarchii? A może sprytny zabieg F.D.R, który zjednał amerykańsko-angielskim relacjom media i pozwolił na ocieplenie stosunków w krytycznym momencie? Twórcy filmu nie wyręczają historyków w udzielaniu odpowiedzi, ale potrafią rozbawić publiczność samym sugerowaniem interpretacji. Wyróźniający się pomysłowymi szarżami operatorskimi Lola Crawleya i doskonale zagrany film wydaje się skrojony pod gusta Amerykańskiej Akademii Filmowej. Na przeszkodzie może stanąć niedawny sukces "Jak zostać królem".
"The Sapphires", fot. mat. prasowe
Dzień przed „Hyde Park on Hudson” swoją londyńską premierę będzie miała inna historyczna produkcja, szykowana na tegoroczne Oscary. To australijski film od braci Weinstein, wyreżyserowane przez Wayne’a Blaira „The Sapphires”. Musical inspirowany jest prawdziwą historią trzech aborygeńskich sióstr oraz ich kuzynki, które w talencie wokalnym upatrują szansy, by wyrwać się z rasistowskiej prowincji. Ich menedżerem zostaje irlandzki rozbitek życiowy (Chris O’Dowd). Za jego namową dziewczęta porzucają repertuar country&western i zaczynają śpiewać soul. Z takim repertuarem wylatują do Wietnamu, by koncertować dla amerykańskich marines. „The Sapphires” opowiedziano z lekkością „Służących”, zachowując podobne proporcje między poczuciem humoru i wyciskaniem łez. Piosenek jest tu równie wiele, co w „Dreamgirls”, a ilustrację muzyczną skomponował, pracujący od lat w Australii, Cezary Skubiszewski.
15 października uroczystą premierę miał także debiut reżyserski Dustina Hoffmana „Quartet”. W weekend londyńczycy poznawali "Bestie z południowych krain", które na Wyspach premierę mają dopiero w najbliższy piątek. Towarzyszy jej szeroka kampania marketingowa. Nagradzane w Sundance i Cannes dzieło Benha Zeitlina przedstawiany jest jako najgłośniejszy i najczęściej dyskutowany film roku.
Z publicznością LFF po pokazie swojego reżyserskiego debiutu spotkał się też Brandon Cronenberg. Potwierdziły się wrażenia jakie po canneńskiej premierze „Antiviral” miały korespondentki Portalu Filmowego: (https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,48,7685,1,1,Cannes-wszystko-za-Milosc.html ) syn Davida nie jest jeszcze dojrzałym twórcą, ale po jego filmie można zdobyć się na ciekawą dyskusję. Świat, w którym działają kliniki zarażające na życzenie wirusami celebrytów i sklepy, handlujące mięsem wyhodowanym z ich tkanek nie wydaje się odległy. W Londynie Brandon Cronenberg wyznał, że wśród jego inspiracji były filmy rumuńskiej nowej fali i ostatnie osiągnięcia greckiego kina, m.in "Alpy". „Celebryci to nie są ludzie, to zbiorowa halucynacja” – mówi szef filmowej kliniki w „Antiviral”. Na tym tle mainstreamowe kino prezentowane w Londynie i gwiazdy, wchodzące po czerwonym dywanie do Odeonu, prezentują intelektualną powagę.
Ian Pelczar
relacja z Londynu/portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.10.2012
Powstaje sequel "Kobiety w czerni"
Nie da się oszpecić Vanessy Paradis
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024