Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Podczas trwającego do jutra Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Göteborgu publiczność miała okazję obejrzeć cztery polskie filmy oraz tyle samo polskich koprodukcji. Czy w Szwecji jest zatem miejsce dla polskiego kina?
Niestety, sytuacja nie nastraja optymistycznie, a wina leży w specyficznym krajobrazie kinematografii szwedzkiej zdominowanym przez SF Bio, właściciela 90 proc. kin w tym kraju. W efekcie dominują tu produkcje rodzime i amerykańskie, co zresztą jest dość charakterystyczne dla całej Skandynawii. Folkets Bio, promujące kino ambitniejsze, europejskie i artystyczne, ma o wiele mniejsze możliwości i zasięg działania. W Göteborgu obchodzi właśnie swoje 40. urodziny i zapowiada wzmocnienie dotychczasowej skromnej sieci kin. Firma ta dystrybuowała m. in. "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej.
Kadr z filmu "Imagine". Fot. ZAiR.
Na tegorocznym festiwalu w Göteborgu, który zakończy się 4 lutego, wyświetlono prawie 500 filmów z 84 krajów. Polskę reprezentowały: "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego (gość festiwalu), "Dzień kobiet" Marii Sadowskiej, "W sypialni" Tomasza Wasilewskiego oraz "Wirtualna wojna" Jacka Bławuta. W programie znalazły się również cztery polskie koprodukcje: "Tam, gdzie rosną grzyby" Julii Halperin i Jasona Cortlunda, „Ci, którzy żyją i umierają” Barbary Albert, „On Suffocation” Jenifer Malmqvist i „Me seal, baby” Joanny Rytel. Pokaz aż czterech produkcji z Polski na jednym z najważniejszych skandynawskich festiwali, odbywającym się od 1979 r., to z pewnością ogromny sukces.
Kadr z filmu "W sypialni". Fot. Alter Ego Pictures.
Od wielu lat pokazy polskich filmów w Szwecji (ostatnio m. in „Róży” Wojtka Smarzowskiego) organizuje tamtejszy Instytut Polski. Wśród najważniejszych imprez należy wymienić przede wszystkim Kinotekę, festiwal kina polskiego odbywający się jesienią w Sztokholmie (w 2012 roku po raz czwarty). - Kinoteka Sztokholm jest ważna dla promocji polskiego kina w Szwecji, bo na każdej edycji obecni są przedstawiciele szwedzkich dystrybutorów - mówi Halina Goldfarb z Instytutu Polskiego w Sztokholmie. - Co więcej, prezentowane filmy bardzo im się podobają, lecz problemem wciąż jest struktura sieci kin w Szwecji, która uniemożliwia pokazywanie szerszej widowni nie tylko filmów polskich, ale również z innych krajów europejskich.
Kadr z filmu "Wirtualna wojna". Fot. www.sztukadokumentu.pl
Mimo to wydaje się, że w Szwecji nasze kino jest dobrze odbierane. - Sądzę, że te polskie filmy, które są tutaj dystrybuowane, nie tylko w kinach, są zrozumiałe - potwierdza Halina Goldfarb. Wynika to m.in. z zainteresowania północnego sąsiada naszą kulturą. Szkoda zatem, że nie dość często polskie filmy goszczą w szwedzkich kinach, jak i w dystrybucji DVD. W rozmowach wielokrotnie spotykam się bowiem z pytaniem o najnowsze produkcje z Polski. Działalność, taka jak Instytutu Polskiego w Sztokholmie, z pewnością sprzyja wykształceniu widowni dla naszego kina, a to jeden z najważniejszych kroków do sukcesu.
Niestety, sytuacja nie nastraja optymistycznie, a wina leży w specyficznym krajobrazie kinematografii szwedzkiej zdominowanym przez SF Bio, właściciela 90 proc. kin w tym kraju. W efekcie dominują tu produkcje rodzime i amerykańskie, co zresztą jest dość charakterystyczne dla całej Skandynawii. Folkets Bio, promujące kino ambitniejsze, europejskie i artystyczne, ma o wiele mniejsze możliwości i zasięg działania. W Göteborgu obchodzi właśnie swoje 40. urodziny i zapowiada wzmocnienie dotychczasowej skromnej sieci kin. Firma ta dystrybuowała m. in. "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej.
Kadr z filmu "Imagine". Fot. ZAiR.
Na tegorocznym festiwalu w Göteborgu, który zakończy się 4 lutego, wyświetlono prawie 500 filmów z 84 krajów. Polskę reprezentowały: "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego (gość festiwalu), "Dzień kobiet" Marii Sadowskiej, "W sypialni" Tomasza Wasilewskiego oraz "Wirtualna wojna" Jacka Bławuta. W programie znalazły się również cztery polskie koprodukcje: "Tam, gdzie rosną grzyby" Julii Halperin i Jasona Cortlunda, „Ci, którzy żyją i umierają” Barbary Albert, „On Suffocation” Jenifer Malmqvist i „Me seal, baby” Joanny Rytel. Pokaz aż czterech produkcji z Polski na jednym z najważniejszych skandynawskich festiwali, odbywającym się od 1979 r., to z pewnością ogromny sukces.
Kadr z filmu "W sypialni". Fot. Alter Ego Pictures.
Od wielu lat pokazy polskich filmów w Szwecji (ostatnio m. in „Róży” Wojtka Smarzowskiego) organizuje tamtejszy Instytut Polski. Wśród najważniejszych imprez należy wymienić przede wszystkim Kinotekę, festiwal kina polskiego odbywający się jesienią w Sztokholmie (w 2012 roku po raz czwarty). - Kinoteka Sztokholm jest ważna dla promocji polskiego kina w Szwecji, bo na każdej edycji obecni są przedstawiciele szwedzkich dystrybutorów - mówi Halina Goldfarb z Instytutu Polskiego w Sztokholmie. - Co więcej, prezentowane filmy bardzo im się podobają, lecz problemem wciąż jest struktura sieci kin w Szwecji, która uniemożliwia pokazywanie szerszej widowni nie tylko filmów polskich, ale również z innych krajów europejskich.
Kadr z filmu "Wirtualna wojna". Fot. www.sztukadokumentu.pl
Mimo to wydaje się, że w Szwecji nasze kino jest dobrze odbierane. - Sądzę, że te polskie filmy, które są tutaj dystrybuowane, nie tylko w kinach, są zrozumiałe - potwierdza Halina Goldfarb. Wynika to m.in. z zainteresowania północnego sąsiada naszą kulturą. Szkoda zatem, że nie dość często polskie filmy goszczą w szwedzkich kinach, jak i w dystrybucji DVD. W rozmowach wielokrotnie spotykam się bowiem z pytaniem o najnowsze produkcje z Polski. Działalność, taka jak Instytutu Polskiego w Sztokholmie, z pewnością sprzyja wykształceniu widowni dla naszego kina, a to jeden z najważniejszych kroków do sukcesu.
Martyna Olszowska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 4.02.2013
Amerykańskie nagrody za scenografię już rozdane
Seminarium IPN: Kino według Petelskich
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024