PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  10.05.2012
Podczas wczorajszego wykładu z cyklu Anatomia Sceny, trójka autorów filmu "Baby są jakieś inne" szczegółowo opowiedziała o roku spędzonym w samochodzie z Robertem Więckiewiczem i Adamem Woronowiczem.

- Kiedy robiliśmy próby, Więckiewicz podszedł do mnie i powiedział, że ten pomysł to masakra – mówił Jerzy Zieliński, autor zdjęć do filmu "Baby są jakieś inne", którego akcja niemal w całości dzieje się we wnętrzu samochodu. Wyzwań przed ekipą stało kilka, ale jak podkreślał Zieliński najważniejsze było jedno: aby wykonując niezwykle szczegółową robotę zachować pewną niedoskonałość obrazu, naturalną przypadkowość. – Nie chcieliśmy, aby świat wykreowany przez efekty specjalne i nowe technologie był nierealistyczny – mówił operator. Koterskiemu zależało, żeby film był ascetyczny, nic nie odwracało uwagi od dialogu, precyzyjnie zapisanego w scenariuszu, w którym aktorzy nie mogli zmienić nawet przecinka. W tekście napisanym przez reżysera nie było zresztą nic poza kwestiami postaci.


"Baby są jakieś inne", fot. GFF

Zieliński musiał znaleźć wizualny ekwiwalent scenariusza. Podzielił cały zapis na sekwencje i szukał rytmu obrazu, który korespondowałby z tym, co mówią bohaterowie. Na potrzeby zdjęć zostały stworzone dwa olbrzymi zielone cylindry, w których stały samochody. Łatwo można było z nich wymontować jakąś część, na przykład drzwi i ustawić w tym miejscu kamerę. Operator kamery, Ernest Wilczyński przygotował film pokazujący drogę z punktu widzenia kierowcy. Pokazywano go Więckiewiczowi i Woronowiczowi w telewizorze stojącym przed samochodem, w którym spędzali całe dnie wcielając się w postacie – to pomagało im wczuć się w atmosferę jazdy.

Po zarejestrowaniu scen z aktorami, autorzy nakręcili ten film właściwie jeszcze raz – przygotowywali tło, które miało zostać wmontowane w obraz. – Koterski przyjechał na plan, kiedy to rejestrowaliśmy, ale kiedy zobaczył, że nie ma tam nic do reżyserowania, po prostu poszedł spać – wspomina Zieliński. Po zestawieniu ze sobą tych dwóch warstw zdjęć nałożoną na nie trzecią, z odbiciami świateł mijanych przez bohaterów na drodze na szybie samochodu.
Jędrzej Sabliński z firmy postprodukcyjnej Chimney Pot wyliczał, że podczas prac nad "Baby są jakieś inne" użyto 25 kilometrów taśmy filmowej. W filmie wykorzystano mieszankę zdjęć zrealizowanych na taśmie filmowej i cyfrowej, następnie zastosowano cztery różne korekcje barwne. Dzięki programowi napisanemu specjalnie na tę okazję udało się połączyć wszystkie elementy w całość. – Mamy także w związku z powstawaniem tego filmu kilka tajemnic, których nie chcielibyśmy zdradzać – dodawał Sabliński. – A to dlatego, że po "Baby są jakieś inne" zgłaszają się do nas następni chętni, którzy będąc pod wrażeniem naszej pracy, chcą skorzystać z tych samych usług.


Urszula Lipińska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.06.2012
Zobacz również
„Supermarket”: kino gatunkowe w najlepszym wydaniu
[wideo] Wasilewski o tajemnicy "W sypialni"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll