PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Michał Oleszczyk
  17.06.2013
"Bad Ronald", telewizyjny film Buzza Kulika z 1974 roku, jest niewielką ale błyszczącą perełką – thrillerem zbudowanym na jednym, prawdziwie przerażającym pomyśle, zaczerpniętym z powieści Johna Vance’a. Pomysł ów zostaje wykorzystany na tyle sugestywnie, że nie dziwi utrzymująca się reputacja filmu jako jednego z bardziej niepokojących dzieł lat siedemdziesiątych (ugruntowana w trzy dekady po premierze, to kiedy rapowo-rockowa kapela z Nowego Jorku nazwała się właśnie Bad Ronald).

Podobnie jak wiele innych opowieści o psychopatach, tak i film Kulika jest historią chłopca zanadto kochanego przez mamę. Tytułowy bohater, zagrany z dużą wrażliwością przez Scotta Jacoby’ego, to okularnik i wrażliwiec. Wychowywany bez ojca, spędzający całe dnie na rysowaniu komiksów fantasy i unikający świata zewnętrznego (który zresztą się zeń wyśmiewa). Pojedyncza wyprawa na rówieśniczą prywatkę wystarcza, by niezdarny Ronald został obrzucony bezlitosnymi obelgami, trochę jak "Carrie" z opowiadania Kinga i filmu De Palmy. Tłumiony gniew chłopaka nie przeradza się w tym przypadku w telekinezę, ale w impulsywną agresję, owocującą przypadkowym morderstwem jednej z ubliżających mu nastolatek.


Po pospiesznym pochowaniu dziewczyny, Ronald zaszywa się w rodzinnym domu i na polecenie matki zamieszkuje sprytnie zakamuflowany pokój, którego istnienia goście z zewnątrz nawet się nie domyślają. Najbardziej soczystym elementem scenariusza jest fakt, iż dla nadopiekuńczej mamuśki – granej przez Kim Hunter, nagrodzoną ćwierć wieku wcześniej Oscarem za pamiętną rolę Stelli w "Tramwaju zwanym pożądaniem" – ukrywanie Ronalda przed wymiarem sprawiedliwości jest spełnieniem fantazji o totalnej kontroli nad synem. Dopóki Ronald siedzi w tajnej komórce, dopóty nie grożą mu bezeceństwa czyhające za progiem wiktoriańskiego domostwa – z seksem na czele. Ani chybi, podobna atmosfera musiała panować w rodzinnym domu małego Normana Batesa.

Ronald przesiaduje w ukryciu na tyle długo, by do reszty utracić kontakt z rzeczywistością – po jakimś czasie jedynym światem realnym jest dlań ten, który wymyśla we własnej głowie i przelewa na papier w postaci komiksowych rysunków. Mniej więcej wtedy właśnie jego matka umiera na stole operacyjnym, a dom – wraz z tajemniczym lokatorem – zostaje sprzedany idealnej rodzinie, jakby wyjętej z żurnala reklamowego. Ronald nie ujawnia swej obecności, a jedynie wykonuje serię otworów w ścianach swej kryjówki, a także poszerza ją o strych. Tak oto staje się inwigilatorem zdrowego rodzinnego życia, jakie jemu samemu nigdy nie przypadło w udziale (np. rodzice trzech blond piękności nie mają nic przeciw wizytom chłopaka jednej z nich).

Od tego momentu rozpoczyna się niepokojący balet: rodzina zaczyna podejrzewać, że wprowadziła się do nawiedzonego domu, podczas gdy Ronald – niczym upiór opery, tyle że ukrywający się po drugiej stronie tapet – obserwuje każdy ich krok i rozwija obsesję, której przedmiotem jest najstarsza córka. Jacoby znakomicie oddaje totalną alienację Ronalda, który – coraz to bardziej przybrudzony ze sceny na scenę – staje się prawdziwym potworem, nie przyuczonym do społecznej interakcji i dosłownie wrastającym w ściany swego więzienia (którego mury są zarazem konkretne, jak i czysto psychiczne).

Wielokrotnie nominowany do nagrody Emmy weteran amerykańskiej telewizji Buzz Kulik – autor m. in. ulubionego męsko-męskiego wyciskacza łez "Brian’s Song" z Jamesem Caanem i Billym Dee Williamsem – znakomicie radzi sobie z prowadzeniem podwójnej narracji. Z jednej strony śledzimy dynamikę rodzinną nowych lokatorów, z drugiej obserwujemy krążącego wokół nich niewidzialnego Ronalda, którego przekrwione oczy wyzierają z kolejnych otworów, sycąc chłopaka obrazami cudzego życia.

Ów przerażający scenariusz, stanowiący skrzyżowanie "Psychozy" z "Podglądaczem" i opowieścią o nawiedzonym domu, kończy się dość tuzinkową konfrontacją i bynajmniej nie zyskuje rangi arcydzieła. Mimo to, jako portret skrajnej samotności, wyobcowania i krzywdy, jaką rodzicielska nadopiekuńczość może wyrządzić w pogoni za ochroną potomstwa prze życiem, jest małym klasykiem który z całą pewnością warto obejrzeć.


Michał Oleszczyk
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Premiery przegrywają z pogodą
Polacy na kacu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll