PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
"Psychoza" Alfreda Hitchcocka, słynna scena pod prysznicem. Kiedy Marion Crane (Vera Miles), zasztyletowana przez Normana Batesa (Anthony Perkins), wypada spod natrysku i osuwa się na podłogę, ma mokre włosy. Po chwili leży martwa – z suchymi włosami. Niedopatrzenie mistrza suspensu? Raczej przeoczenie script girl, czyli po naszemu sekretarki planu albo po prostu „script”. To ważna osoba w ekipie filmowej, odpowiedzialna głównie za ciągłość (continuity) obrazu rzeczywistości, który ma być ukazany na ekranie. Kreśląc poniżej sylwetkę sekretarki planu, Anny Wasilewskiej, pokażemy, na czym ta praca polega.
Pani Annie, gdy zaczynała studiować polonistykę na Uniwersytecie Wrocławskim, nie przyszłoby do głowy, że kiedyś zostanie „script”. Ale na trzecim roku wśród przedmiotów nauczania pojawiło się filmoznawstwo. Wykładowca, Piotr Lis, rozniecił w studentach zamiłowanie do kina. Anna Wasilewska zapisała się na jego seminarium i wybrała temat pracy magisterskiej dotyczący koncepcji czasu w twórczości Wojciecha Jerzego Hasa.

Po studiach, na których poznała kino od strony teoretycznej, pragnęła styczności z praktyką, z pracą we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Z czasów studenckich, kiedy zdarzało się jej statystować i grywać epizody, miała tam znajomości. Znała m.in. II reżysera Zbigniewa Laskowskiego, który skontaktował ją z kierownikiem produkcji Jerzym Szebestą. Ten zatrudnił Wasilewską w charakterze sekretarki planu – i wtedy naprawdę zaczęła się jej przygoda z filmem, która trwa do dziś.

Pierwsze śliwki…
 
Sam początek tej przygody – i od razu dylemat moralny: czy pracować przy "Penelopach", których reżyserem był znany z nacjonalistycznych poglądów, do tego partyjny, Bohdan Poręba? „Wzdrygałam się, gdyż ideowo był mi obcy. Ale koledzy doradzili mi: "idź! Pierwsze śliwki robaczywki. Jako sekretarka planu nie musisz podzielać ideologii reżysera, a przynajmniej czegoś się nauczysz na własnych błędach". Posłuchałam ich i nie żałowałam, bo II reżyser Danuta Spychalska powiedziała mi bardzo wiele o pracy "script"” – mówi Anna Wasilewska.

Po drugim filmie, "Marcowych migdałach" Radosława Piwowarskiego, spędziła jakiś czas
w Paryżu. Nabyła tam podręcznik dla sekretarek planu, autorstwa mistrzyni w tym fachu, Sylvette Baudrot, która współpracowała m.in. z Hitchcockiem (nie przy Psychozie) i Romanem Polańskim (w trakcie zdjęć do Pianisty gościła w Warszawie). „Z tego, co napisała, wynikało, że na Zachodzie <script> zajmuje ważną pozycję w ekipie filmowej i ma świetne warunki pracy. Czytając jej książkę, śmiałam się na samo wspomnienie moich początków w Polsce, kiedy to nie mogłam doprosić się dla siebie krzesła, bo kilka przydzielonych grupie zdjęciowej krzeseł przejęli dyżurni planu” – opowiada pani Anna.

Dbałość o ciągłość
 
Pierwszoplanowym zadaniem sekretarki planu jest pilnowanie, aby w powstającym filmie została zachowana ciągłość. Wasilewska wyjaśnia, że są dwa rodzaje ciągłości filmowej – scenariuszowa i montażowa. Pierwsza sprowadza się do dokładnego przenoszenia na ekran scenariusza. Druga polega na logicznym następstwie czasu i miejsca akcji, wyglądu scenerii i aktorów (charakteryzacji), rozmieszczenia rekwizytów, itp. Przestrzeganie jej ma służyć unikaniu takich wpadek, jak ta w "Psychozie". Albo w filmie Sachy Gervasiego "Hitchcock", o powstawaniu "Psychozy", w którym, w scenie w salonie fryzjerskim, twarz tytułowego bohatera (gra go Anthony Hopkins) widzimy raz po razie: z resztkami kremu do golenia, bez nich (w odbiciu w lusterku) i ponownie z nimi.

Dla Wasilewskiej bardzo istotna jest również ciągłość dramaturgiczna. „Jeśli scena jest kręcona etapami, w dłuższych odstępach czasowych, muszę baczyć, by istniała kontynuacja jej nastroju oraz emocji występujących w niej postaci, a więc i aktorów” – tłumaczy.


Fot. Archiwum Anny Wasilewskiej
 
Prawa ręka reżysera
Dobra „script” jest zatem prawą ręką reżysera. Wychwytuje wszystko, co pochłonięty swoimi zadaniami reżyser może przeoczyć. Czy polscy reżyserzy to doceniają? „W mojej praktyce różnie z tym bywało. Na początku tego wieku pracowałam przy filmie, którego twórca – nazwisko pominę – traktował mnie niemal jak powietrze. Zdobyłam się na odwagę i porozmawiałam z nim. Zmienił nastawienie, więc zostałam do końca zdjęć, choć przedtem chciałam odejść, bo w każdy film angażuję się emocjonalnie i muszę mieć w reżyserze wsparcie, a tu mi go zabrakło” – zwierza się pani Anna.

Z rozczuleniem wspomina Witolda Leszczyńskiego, z którym pracowała przy "Requiem". „On rzadko się odzywał, a mimo to cudownie komunikował się z ekipą, potrafił jednym słowem wyjaśnić wszystko” – mówi.

Piwowarski, kolejny ulubiony reżyser Wasilewskiej, przed zdjęciami do "Marcowych migdałów" zorganizował specjalnie dla niej pokaz kronik z marca 1968 roku, by wczuła się w atmosferę epoki, którą odtwarzał w filmie. A kiedy jedyny raz w swojej karierze spóźniła się na plan, ani jej nie zwolnił, ani nie nakrzyczał, tylko spokojnym tonem przekonał ją, że bez niej czuł się bezradny, że jest nieodzowna. „Wszystko to świadczy o wielkiej klasie Sławka” – powiada Wasilewska.

Nie może się też nachwalić Janusza Majewskiego. „Robiliśmy "Małą maturę 1947". Kiedy pan Janusz miał wątpliwości, pytał o zdanie wszystkich wokół siebie, włącznie ze mną. Przywrócił mi wiarę w to, że ekipa może być jedną wielką rodziną. Bo dziś niektórzy młodzi reżyserzy są przeświadczeni, że o ich zamiarach może wiedzieć tylko krąg wtajemniczonych i odsyłają mnie do II reżysera. Z wieloma II reżyserami łatwo się porozumiewam, ale czasem to nie wystarcza” – uważa pani Anna.

Nie myli się, kto nic nie robi
 
W podręczniku Baudrot wyczytała, że wszystkie sekretarki planu popełniają w pracy błędy. „Jesteśmy tylko ludźmi” – napisała autorka. „To mnie uspokoiło, gdyż przedtem zaliczyłam wpadkę. W "Marcowych migdałach", w scenie, w której Marcyś przechodzi przez płot, grający go Piotr Siwkiewicz ma na ręce wielki współczesny zegarek. W 1968 roku takich zegarków nie było. Na planie nikt tego nie zauważył. Dopiero na przeglądzie materiałów moją pomyłkę wykrył kompozytor Stanisław Syrewicz” – przypomina sobie Anna Wasilewska.

Najlepszym sposobem na uniknięcie życiowych błędów jest ciągły rozwój. Pani Anna ukończyła podyplomowe studia organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej. Założyła firmę producencką „Ważka”, w której w swej nowej funkcji zadebiutuje ekranizacją powieści Sławomira Shuty’ego „Zwał”, w reżyserii Krzysztofa Pulkowskiego.
Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy SFP, 49/2015
  7.02.2016
fot. Archiwum Anny Wasilewskiej
M. Malisz – postroprodukcję dźwięku uczynił sztuką
In memoriam: Włodzimierz Śliwiński
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll