Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Choć w konkursie głównym 66. Festiwalu Filmowego w Cannes wciąż nie ujawnił się wyraźny faworyt, nie znaczy to, że brakuje w nim filmów frapujących.
Wczoraj godność jak na razie dosyć słabego konkursowego zestawu ratował "Borgman" Alexa van Warmerdama, dziś uczynił to Takashii Miike. Po kilkunastu nienajlepszych filmach japoński reżyser wreszcie wraca do formy. Jego „Shield of Straw” to kino gatunkowe z głębszymi ambicjami. Główna oś fabuły, próba przetransportowania groźnego mordercy całego i zdrowego z przysłowiowego punktu A do punktu B, w rękach Miike nabiera wystarczającej mocy na napięciowy dramat. Konfliktów wewnątrz zaangażowanej w zadanie grupy jest kilka i mają one różne natężenie. Między kłótnie, zderzenia interesów i nieczystość intencji wplątują się jest ludzkie słabości, pochopne decyzje i zwykły strach, które wspólnie tworzą sieć dramaturgiczną na najwyższym poziomie. Przy tym wszystko na ekranie przybiera formę znakomitego thrillera, w którym żadna postać nie może się czuć bezpieczna, bo jest prawa i uczciwa. Miike eliminuje bohaterów jednego po drugim, w najmniej oczekiwanych momentach. Igra tym samym z przyzwyczajeniami widowni nieomal tak śmiało jak dekady temu czynił to Alfred Hitchcock w „Psychozie”, w połowie filmu mordując postać sprawiającą wrażenie pierwszoplanowej.
Kadr z filmu "Shiled of Straw". Fot. festival-cannes.fr
Z mniejszym powodzeniem azjatycką kinematografię reprezentował pokazywany w sekcji Quinzaine des Réalisateurs „Ilo Ilo” Anthony’ego Chena. „To mały film, ale zrobiony z wielkim sercem” – zaznaczył na początku pokazu reżyser, zapowiadając skromną fabułę o dyskretnej przyjaźni niani z chłopcem, którym się opiekuje. Szkoda, że tak dużo energii poszło tu w wymyślanie kolejnych przygód tej pary bohaterów. Wystarczyło po prostu dać aktorom pole i po cichu obserwować rozwijanie się ich relacji. Daje się w niej bowiem uchwycić zaczątki fascynujących stadiów: od kompletnej nienawiści chłopca do dziewczyny, przez znalezienie wspólnego języka, poprzez zrozumienie, że w tej rodzinie to właśnie oni są sobie najbliżsi. Wszyscy inni członkowie są pochłonięci sobą, przytłoczeni własnymi problemami i skoncentrowani na ukrywaniu tajemnic przed resztą familii. Dziecko tylko plącze się pod ich nogami.
Kadr z filmu "Ilo Ilo". Fot. BlouinArtinfo.com
Filmem z zupełnie innej półki był “Seduced and Abandoned” Jamesa Tobacka, dokument w którym reżyser oraz Alec Baldwin prześwietlają proces poszukiwania pieniędzy na film. „Reżyser poświęca 95 proc. swojego życia na szukanie funduszy na filmy, a tylko 5 proc. na ich kręcenie” – głosi otwierająca „Seduced and Abandoned” mantra wygłoszona niegdyś przez Orsona Wellesa. Krok po kroczku to zdanie zyskuje potwierdzenie w słowach kolejnych odpytywanych przez twórców reżyserów. O swoich budżetowych potyczkach opowiadają m.in. Roman Polański i Bernardo Bertollucci, ale niezależnie od tego czy cofają się oni do przeszłości czy opowiadają o chwili obecnej, wydaje się, że ich poszukiwania pieniędzy na karkołomne, artystyczne filmy zawsze pochłaniało im wiele czasu. Toback i Baldwin postanawiają więc na konkretnym przykładzie sprawdzić, co interesuje inwestorów. Mają projekt filmu, w którym mają zagrać Baldwin i Neve Campbell, trochę romans, trochę komedię i potrzebę zdobycia 15 milionów dolarów. Jednak spotykając kolejnych producentów przekonują się co jest w ich pomyśle nie tak: gwiazdy są za mało kasowe, gatunek niejednolity, więc niełatwy w sprzedaży, ambicje rozrywkowe niewystarczająco duże, aby przyciągnąć do kin tłumy. Maksymalnie mogą na to zebrać 4 miliony dolarów.
Kadr z filmu "Seduced and Abandoned". Fot. festival-cannes.fr
Cały dokument przytłacza jednak niepotrzebne filozofowanie twórców i próba wplecenia w film zadumy nad życiem i śmiercią oraz niekonsekwencja w stawianiu pytań. Jedni rozmówcy mówią o zbieraniu funduszy na swoje filmy, inni urządzają sobie wspominki o tym, jak aktor odgrywający główną rolę zachowywał się na planie. Choć są to często anegdoty zabawne i interesujące, skutecznie rozbijają one poczucie, że autorzy wiedzieli, o czym dokładnie chcą opowiedzieć, a nie po prostu skleili razem zestaw rozmów z legendami kina.
Wczoraj godność jak na razie dosyć słabego konkursowego zestawu ratował "Borgman" Alexa van Warmerdama, dziś uczynił to Takashii Miike. Po kilkunastu nienajlepszych filmach japoński reżyser wreszcie wraca do formy. Jego „Shield of Straw” to kino gatunkowe z głębszymi ambicjami. Główna oś fabuły, próba przetransportowania groźnego mordercy całego i zdrowego z przysłowiowego punktu A do punktu B, w rękach Miike nabiera wystarczającej mocy na napięciowy dramat. Konfliktów wewnątrz zaangażowanej w zadanie grupy jest kilka i mają one różne natężenie. Między kłótnie, zderzenia interesów i nieczystość intencji wplątują się jest ludzkie słabości, pochopne decyzje i zwykły strach, które wspólnie tworzą sieć dramaturgiczną na najwyższym poziomie. Przy tym wszystko na ekranie przybiera formę znakomitego thrillera, w którym żadna postać nie może się czuć bezpieczna, bo jest prawa i uczciwa. Miike eliminuje bohaterów jednego po drugim, w najmniej oczekiwanych momentach. Igra tym samym z przyzwyczajeniami widowni nieomal tak śmiało jak dekady temu czynił to Alfred Hitchcock w „Psychozie”, w połowie filmu mordując postać sprawiającą wrażenie pierwszoplanowej.
Kadr z filmu "Shiled of Straw". Fot. festival-cannes.fr
Z mniejszym powodzeniem azjatycką kinematografię reprezentował pokazywany w sekcji Quinzaine des Réalisateurs „Ilo Ilo” Anthony’ego Chena. „To mały film, ale zrobiony z wielkim sercem” – zaznaczył na początku pokazu reżyser, zapowiadając skromną fabułę o dyskretnej przyjaźni niani z chłopcem, którym się opiekuje. Szkoda, że tak dużo energii poszło tu w wymyślanie kolejnych przygód tej pary bohaterów. Wystarczyło po prostu dać aktorom pole i po cichu obserwować rozwijanie się ich relacji. Daje się w niej bowiem uchwycić zaczątki fascynujących stadiów: od kompletnej nienawiści chłopca do dziewczyny, przez znalezienie wspólnego języka, poprzez zrozumienie, że w tej rodzinie to właśnie oni są sobie najbliżsi. Wszyscy inni członkowie są pochłonięci sobą, przytłoczeni własnymi problemami i skoncentrowani na ukrywaniu tajemnic przed resztą familii. Dziecko tylko plącze się pod ich nogami.
Kadr z filmu "Ilo Ilo". Fot. BlouinArtinfo.com
Filmem z zupełnie innej półki był “Seduced and Abandoned” Jamesa Tobacka, dokument w którym reżyser oraz Alec Baldwin prześwietlają proces poszukiwania pieniędzy na film. „Reżyser poświęca 95 proc. swojego życia na szukanie funduszy na filmy, a tylko 5 proc. na ich kręcenie” – głosi otwierająca „Seduced and Abandoned” mantra wygłoszona niegdyś przez Orsona Wellesa. Krok po kroczku to zdanie zyskuje potwierdzenie w słowach kolejnych odpytywanych przez twórców reżyserów. O swoich budżetowych potyczkach opowiadają m.in. Roman Polański i Bernardo Bertollucci, ale niezależnie od tego czy cofają się oni do przeszłości czy opowiadają o chwili obecnej, wydaje się, że ich poszukiwania pieniędzy na karkołomne, artystyczne filmy zawsze pochłaniało im wiele czasu. Toback i Baldwin postanawiają więc na konkretnym przykładzie sprawdzić, co interesuje inwestorów. Mają projekt filmu, w którym mają zagrać Baldwin i Neve Campbell, trochę romans, trochę komedię i potrzebę zdobycia 15 milionów dolarów. Jednak spotykając kolejnych producentów przekonują się co jest w ich pomyśle nie tak: gwiazdy są za mało kasowe, gatunek niejednolity, więc niełatwy w sprzedaży, ambicje rozrywkowe niewystarczająco duże, aby przyciągnąć do kin tłumy. Maksymalnie mogą na to zebrać 4 miliony dolarów.
Kadr z filmu "Seduced and Abandoned". Fot. festival-cannes.fr
Cały dokument przytłacza jednak niepotrzebne filozofowanie twórców i próba wplecenia w film zadumy nad życiem i śmiercią oraz niekonsekwencja w stawianiu pytań. Jedni rozmówcy mówią o zbieraniu funduszy na swoje filmy, inni urządzają sobie wspominki o tym, jak aktor odgrywający główną rolę zachowywał się na planie. Choć są to często anegdoty zabawne i interesujące, skutecznie rozbijają one poczucie, że autorzy wiedzieli, o czym dokładnie chcą opowiedzieć, a nie po prostu skleili razem zestaw rozmów z legendami kina.
Urszula Lipińska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.05.2013
600 tys. zł do podziału z Łódzkiego Funduszu Filmowego
Jest trailer polskiego horroru "Silent Lake"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024