PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Tom Tykwer znowu nakręcił film, o którym można powiedzieć coś dobrego tylko z uprzejmości, bo tak, każcie mnie ściąć, „Biegnij, Lola, biegnij” wybitnym dziełem nie było, a do dziś jednak najlepszym spośród ośmiu pełnometrażowych, które Tykwer popełnił.

O „Biegnij…” można najwyżej powiedzieć, że jest dziełem „ciekawym”, choć i w tym słowie tkwi wiele okrucieństwa. Mówiąc za to o najnowszym filmie niemieckiego reżysera nie widzę podstaw do odszukania jakiegokolwiek, choćby z wierzchu miło brzmiącego określenia, a demoralizująca byłaby przecież dyplomatyczna łagodność i wynajdywanie plusów. "Trzy" to ciężki skrzep twardych dowcipów oraz nieporozumień o podłożu telefonicznym.

Tak, właśnie tak chciałam napisać: „telefonicznym” - nie, na przykład „psychologicznym”, Word samowolnie nie dokonał zamiany słowa. Problemy, które dręczą bohaterów "Trzy" zwykle pojawiają się bowiem w kontekście kiepskiej synchronizacji połączeń telefonicznych. Psychologia postaci jest tu za to skonstruowana z wyborów jakich muszą (a czasem nie muszą) dokonać Hanna (Sophie Rois) i Simon (Sebastian Schipper). Ciężar tych wyborów jest jednak piórkowy, ponieważ zostały one całkowicie wyizolowane: konsekwencje decyzji nigdy nie wpływają na otoczenie i bieżące relacje z innymi ludźmi, nie wywołują nawet powszednich wyrzutów sumienia. Telefon dzwoni w tym filmie nieustannie, a wybierający numer mają w tej sytuacji dwa, jakże zaskakujące, wyjścia:
- dodzwonią się do siebie i pokłócą, albo okłamią,
- nie dodzwonią się i nic z tego nie wyniknie oprócz, rzecz jasna, konstatacji, że kiedy naprawdę potrzebują pomocy partnera, nie mogą na niego liczyć.
 

"Trzy",  fot. Vivarto

A dzwonią do siebie w sprawach różnych – od nudy po nowotwór. Tykwer podaje na tacy fabułę tak banalną, że aż mnie oczy bolą, kiedy patrzę na jej opis, ale wierzcie mi – w kinie wygląda to jeszcze gorzej: sytuacja wyjściowa w "Trzy" jest więc taka, że on i ona mówią sobie wszystko, albo przynajmniej sporo dyskutują i trochę się przekomarzają, mieszkają razem na tyle długo, że ściany w ich kuchni zdążyły już porządnie zaśniedzieć, podobnie jak pamięć o zdradach czy rocznicach związku. On i ona są spełnieni zawodowo, mają do siebie zaufanie i po prostu się potrzebują – z przyzwyczajenia, z miłości lub z wymieszania tychże dwóch w zmiennych proporcjach. On i ona są jednak egoistami (słowo klucz), bo jedynie z życia korzystają, nie chcąc zapędzać się w odpowiedzialność.  Ani ślubu, ani dzieci nie mają, mają za to dużo świętego spokoju. Umawiają się do kina, do teatru i na basen, wspólnie czytają prasę (żeby potem mieć o czym dyskutować). Jest im tak dobrze, że dobrze im tak, kiedy pojawia się rak trzustki i śmierć, rak jąder i szpital. I wszędzie te telefony –zapomniane lub wyciszone.

Oto świat "Trzy", w którym zza nachalnie eksploatowanego wątku „wygodnictwa”, „zawiedzionych nadziei” i „braku rzeczywistego oparcia w związku” wyłania się ściana betonu. Monumentalna, nie dopuszczająca jakichkolwiek niuansów teza uznaje za pewnik, że coś – nie wiadomo co – szwankuje w tym związku o dwudziestoletnim stażu. Zostanie to odkryte w momencie, w którym wystawi się miłość na próbę i pokuszenie, kusicielem zaś będzie mężczyzna o rysach gumisia – Adam (Devid Striesow).  Adam jest biologiem, nieustannie się uśmiecha, ale nie przemyka po tej twarzy grymas zła, czy choćby ożywczego ryzyka. Charakterystyczny jest w niej jedynie kolor różowy (policzki i nosio). Jestem bezradna wobec skojarzeń Adama z Kabim z produkcji Disneya oraz z Bzyczkiem z bajki o Brygadzie RR (zwłaszcza w scenach, w których pan biolog nakłada gogle i pędzi na motorze przez miejskie ulice). Adam jest tu postacią śmieszną, a miał być chyba pociągający. Jest postacią, która ostatecznie łączy i zbliża do siebie Hannę i Simona, ale ponieważ przypomina smakosza gumijagód, kompletnie nie jestem w stanie uwierzyć, w magnetyzm, którym podobno emanuje.

Mimo disnejowskiego fizys, Adam płodzi dziecko i jest przedmiotem pożądania co najmniej trojga bohaterów filmu. Nieprawdopodobnych wypadków znajdzie się zresztą w "Trzy" więcej. Zazdrość jest bohaterom obca, a decyzja o odłączeniu matki od aparatury utrzymującej przy życiu wywołuje smutek wyrażony samotnym spacerem wzdłuż ulicy oświetlonej jesiennym słońcem i poświatą padającą zza skrzydeł zjawy. Zjawą tą jest matka-anioł ukazująca się czterdziestokilkuletniemu, zdrowemu psychicznie mężczyźnie. Serio. Zdrada partnera też nie przynosi zmian w postępowaniu bohaterów – jeszcze by mieli z tego powodu obgryzać paznokcie!

Świat w "Trzy" jest krystalicznie czysty jak to tylko potrafią porcelanowe umywalki, ma w sobie finezję betonu, a w warstwie formalnej prezentuje różnorodność rodem z ciucholandu: wszystkie elementy nie dość, że używane, to w zdecydowanie za dużych rozmiarach, przybrudzone i obco pachną. Niekonsekwentnie wykorzystane stają się raczej efekciarskie, niż efektowne. Nakładają się tu przecież na siebie stylizowane na melodramat czarno-białe ujęcia, animowane kadry, wspomniany anioł jak z przygodowego fantasy i monolog wewnętrzny bohaterki wizerunkowo zbliżający ją do Bridget Jones (tylko że o dekadę starszej). Tykwer udowodnił w "Trzy", że wciąż ma tendencję do partaczenia wszystkiego na złoto, niezdrową skłonność do perfumowania tak mocno, że duszno, a także umiejętność wygładzania, głaskania na śmierć szorstkich i trudnych problemów. Gdyby to był debiut, zawsze można byłoby powiedzieć, że jest „całkiem-całkiem”, albo że „dobrze się zapowiada”, lub ograniczyć się do pochwały wspaniałej gry aktorskiej Sophie Rois."Trzy" to jednak kolejny pełnometrażowy film Tykwera, który można nazwać kolejnym pełnometrażowym filmem Tykwera, chcąc pozostać uprzejmym. Nic więcej neutralnego nie da się już powiedzieć o tej sterylnej klęsce twardej jak lastryko i błękitnej jak szpital. Po obejrzeniu „Trzyjuż chyba nikt nie wytrwa w wierze, że Tykwer „jeszcze się wyrobi”.

Marta Syrwid
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Polska poza Euro, czyli stopniowy powrót widzów do kin
Box Office. Sezon ogórkowy w kinach.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll