Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Tegoroczny festiwal Animator miał być sceną "pojedynku tytanów" - premiery swoich, od dawna oczekiwanych filmów zapowiedzieli dwaj twórcy o niepodważalnej pozycji w polskiej animacji. Ponieważ Jerzy Kucia, niestety, wciąż cyzeluje "Fugę na wiolonczelę, trąbkę i pejzaż", na ubitej ziemi stawił się tylko Witold Giersz, natomiast sekundanci szczelnie wypełnili salę kinową.
Swoje najnowsze dzieło, trzynastominutową animację "Signum", Witold Giersz ukończył zaledwie dwa tygodnie przed festiwalem. Jest hołdem oddanym paleolitycznym artystom z Lascaux, Altamiry i jaskini Chauveta (znanym choćby z ostatniego dzieła Wernera Herzoga "Jaskinia zapomnianych snów"), którzy na kamiennych ścianach uwiecznili sukcesy myśliwskie swych plemion. Fascynował go ruch, jaki udało się oddać twórcom używającym wszak bardzo oszczędnych środków.
Swoje najnowsze dzieło, trzynastominutową animację "Signum", Witold Giersz ukończył zaledwie dwa tygodnie przed festiwalem. Jest hołdem oddanym paleolitycznym artystom z Lascaux, Altamiry i jaskini Chauveta (znanym choćby z ostatniego dzieła Wernera Herzoga "Jaskinia zapomnianych snów"), którzy na kamiennych ścianach uwiecznili sukcesy myśliwskie swych plemion. Fascynował go ruch, jaki udało się oddać twórcom używającym wszak bardzo oszczędnych środków.
Witold Giersz, fot. Anna Michalska
Jak w każdym dziele pana Witolda, animacja jest tak finezyjna i swobodna, że wydaje się, że powstała w kilka tygodni. To tylko pozory. W domowym atelier Państwa Gierszów (Joanna, żona i muza pana Witolda, brała czynny udział w produkcji) misternie ustawiony plan zdjęciowy "mieszkał" przez sześć lat. Jak wspomina reżyser, kamienne płyty, znalezione na pobliskiej budowie, zalegały głównie... na ich rodzinnym tapczanie.
Podążając za upragnionym efektem, pan Witold używał tylko naturalnych barwników, tych samych, którymi namalowano prehistoryczne malowidła: ochry, czerni, bieli i czerwieni.
Na dobrą sprawę, to film niemal klasyczny, bardzo typowy dla całej jego twórczości: malarska animacja, perfekcyjnie oddany ruch i dynamika, klarownie i prosto opowiedziana historia.
Jest jednak kilka elementów, które czynią ten film niezwykle współczesnym. Animowane sceny, obrazujące potyczki stad ludzkich ze zwierzęcymi, spina klamrą sekwencja w żywym planie, kręcona "kamerą z ręki", w której widzimy wędrówkę twórcy po jaskini (zdjęcia w żywym planie były realizowane w Portugalii), zakończoną panoramą służewieckiego muru - kamiennego płótna współczesnych "jaskiniowców".
Giersz to twórca, który zawsze stara się wykorzystać mankamenty wynikające ze specyfiki pracy bezpośrednio pod kamerą; migotliwe światło, nie do końca wymazany ślad pędzla, nieoczekiwanie pojawiające się w kadrze cienie. Tym razem (namówiony przez panią Joannę) pokazał kuchnię animatora; próby ruchu, które zrobił, korzystając z rysunku na kalce technicznej. Jest to, moim zdaniem, jedna z najpiękniejszych scen w filmie - stado bizonów biegnie po kamiennej ścianie, by przegalopować po kalce i z powrotem wbiec na ścianę. Umowność animacji została wzięta jakby w podwójny nawias - ta na kamieniu jest żywym ruchem, a ta na kalce - jego odbiciem. A przecież obie są tylko interpretacją naskalnego obrazu (również umownego).
Podążając za upragnionym efektem, pan Witold używał tylko naturalnych barwników, tych samych, którymi namalowano prehistoryczne malowidła: ochry, czerni, bieli i czerwieni.
Na dobrą sprawę, to film niemal klasyczny, bardzo typowy dla całej jego twórczości: malarska animacja, perfekcyjnie oddany ruch i dynamika, klarownie i prosto opowiedziana historia.
Jest jednak kilka elementów, które czynią ten film niezwykle współczesnym. Animowane sceny, obrazujące potyczki stad ludzkich ze zwierzęcymi, spina klamrą sekwencja w żywym planie, kręcona "kamerą z ręki", w której widzimy wędrówkę twórcy po jaskini (zdjęcia w żywym planie były realizowane w Portugalii), zakończoną panoramą służewieckiego muru - kamiennego płótna współczesnych "jaskiniowców".
Giersz to twórca, który zawsze stara się wykorzystać mankamenty wynikające ze specyfiki pracy bezpośrednio pod kamerą; migotliwe światło, nie do końca wymazany ślad pędzla, nieoczekiwanie pojawiające się w kadrze cienie. Tym razem (namówiony przez panią Joannę) pokazał kuchnię animatora; próby ruchu, które zrobił, korzystając z rysunku na kalce technicznej. Jest to, moim zdaniem, jedna z najpiękniejszych scen w filmie - stado bizonów biegnie po kamiennej ścianie, by przegalopować po kalce i z powrotem wbiec na ścianę. Umowność animacji została wzięta jakby w podwójny nawias - ta na kamieniu jest żywym ruchem, a ta na kalce - jego odbiciem. A przecież obie są tylko interpretacją naskalnego obrazu (również umownego).
"Signum" (w trakcie realizacji), fot. www.bfi.org.uk
Ciekawą anegdotą jest historia ścieżki dźwiękowej do filmu. Krzesimir Dębski napisał I Symfonię "Nihil homine mirabilius" w 2002 roku. Librettem są m.in. teksty Sofoklesa śpiewane po łacinie, gloryfikujące triumf ludzkiego rozumu nad naturą. Kompozytor nigdy nie przypuszczał, że posłużą one do ilustracji animacji. Nie tylko fragmenty tekstu (niestety, nieczytelne dla laików) rewelacyjnie komentują wydarzenia na ekranie, ale i muzyczna fraza w punkt wpisuje się w rytmikę obrazu. "Nareszcie wiem, po co skomponowałeś tę symfonię" miała powiedzieć żona pana Krzesimira, kiedy zobaczyła udźwiękowiony film.
Jak każdy twórca zżyty ze swoim dziełem, Giersz, pełen tremy i emocji związanych z premierowym pokazem, obawiał się projekcji na kinowym ekranie. Zupełnie niepotrzebnie, bo był to jedyny film, jaki zebrał oklaski widowni po pokazie. Ale jako perfekcjonista postanowił dokręcić jeszcze jedną sekwencję. Będzie to jedyna scena, w której zwierzęta nie giną, osaczone przez myśliwych, tylko, skacząc po skalnych półkach, wydostają się z zasadzki na wolność. Może zobaczymy poprawione "Signum" za rok w Poznaniu?
Jak każdy twórca zżyty ze swoim dziełem, Giersz, pełen tremy i emocji związanych z premierowym pokazem, obawiał się projekcji na kinowym ekranie. Zupełnie niepotrzebnie, bo był to jedyny film, jaki zebrał oklaski widowni po pokazie. Ale jako perfekcjonista postanowił dokręcić jeszcze jedną sekwencję. Będzie to jedyna scena, w której zwierzęta nie giną, osaczone przez myśliwych, tylko, skacząc po skalnych półkach, wydostają się z zasadzki na wolność. Może zobaczymy poprawione "Signum" za rok w Poznaniu?
Agnieszka Sadurska
www.portalfilmowy.pl
Minionki rozrabiają w polskich kinach
„Uniwersytet potworny” straszy w kinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024