Nie sposób nie zauważyć, że coraz częściej w polskim kinie pojawiają się niejednoznaczność i skomplikowanie relacji polsko-żydowskich.
Trzydzieści lat temu wprowadzono w Polsce stan wojenny. Pamiętam dobrze ten ponury ranek, w którym – jak ujął to lapidarnie Bohdan Smoleń – „nie było Teleranka, a do drzwi załomotała „Załoga G”. Jak wygląda obraz stanu wojennego w polskim filmie dokument
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku spełniła się ponura przepowiednia z ostatnich scen „Człowieka z żelaza” Andrzeja Wajdy, gdzie trójmiejski aparatczyk wołał, że przecież „władza nie uzna porozumień [sierpniowych] zawartych pod przymusem”.
Rok 1918 w polskim filmie fabularnym
Już sama nazwa była kompletnie absurdalna, a przecież socjalizm to był ustrój „rozumu, powagi i rozsądku”.
Zaduszki okazują się dla polskiego kina okazją nie tylko do wspomnienia zmarłych, co rozliczenia się z przeszłością, często niezwykle tragiczną.
Rodzime kino zazwyczaj trzyma się z dala od filmów drogi. Inaczej niż amerykańscy swobodni jeźdźcy, nasi rodacy bywają hamowani przez limity prędkości, nadgorliwe przepisy i znaki zakazu.
W telewizji swoje pierwsze kroki stawiali Roman Załuski, Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski, Andrzej Żuławski, Janusz Zaorski, Krzysztof Kieślowski, Feliks Falk, Agnieszka Holland.
Pierwszym docenionym na świecie artystą związanym z polskim kinem był Bolesław Matuszewski.
Fenomenem na skalę międzynarodową była „szkoła polska”, artystyczne zjawisko porównywalne jedynie z włoskim neorealizmem. Polskie filmy wygrywały wówczas większość międzynarodowych festiwali.