PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU

Chyba nigdy przedtem nie pojawiły się na ekranach jednocześnie trzy filmy o przeszłości X muzy. Dziś możemy wybierać między "Artystą", "Hugo i jego wynalazkiem" oraz "Moim tygodniem z Marilyn". Dlaczego właśnie teraz tak się dzieje?

Jeden film na dany temat to wyjątek. Dwa jednocześnie – być może zbieg okoliczności. Ale trzy naraz to już trend. Czy oglądanie się kina za siebie w "Artyście" Michela Hazanaviciusa, "Hugo i jego wynalazku" Martina Scorsese i "Moim tygodniu z Marilyn" Simona Curtisa jest wyrazem jego bezradności w wynajdywaniu nowych tematów i środków wyrazu, odcinaniem kuponów od własnej sławy? A może przejawem tęsknoty za magicznością kinematografu i epokami, w których władali nim wizjonerzy, tacy jak Melies, a po nim Welles czy Fellini (u Scorsese), za szaleńczą sławą i prawdziwym nimbem gwiazd filmowych (u Curtisa), za czarem ruchomych obrazów, gdy były one czarno-białe i nie przemawiały ludzkim głosem (u Hazanaviciusa)? We wszystkich tych przypuszczeniach tkwi zapewne cząstka prawdy. Nie ma też powodu, by nie wierzyć reżyserom, gdy dają do zrozumienia, że nakręcili nostalgiczne filmy o starym kinie z miłości do niego.

"Artysta", fot. Forum Film

Lecz to jeszcze nie wyjaśnia, dlaczego akurat teraz nastąpił wysyp tych filmów – przecież ich twórcy się nie zmówili. Ano nie, ale każdy z osobna pewnie miał gdzieś "w tyle głowy" raptowne ulatnianie się wiedzy i pamięci o dniu wczorajszym sztuki filmowej. Być może w Ameryce, Anglii czy Francji sytuacja pod tym względem wygląda lepiej niż u nas, ale chyba wszędzie jest nieciekawa, bo następuje po prostu wymiana pokoleniowa. Odchodzą ostatni widzowie zauroczeni w dzieciństwie filmami niemymi, zaś w młodości – komediami muzycznymi z parą taneczną Ginger Rogers - Fred Astaire, do których nawiązuje zakończenie "Artysty", rozgrywające się już po przełomie dźwiękowym w kinematografii. Starzeje się publiczność arcydzieł z kolejnej "złotej epoki" kina, która przypadła na lata 50. i 60. ubiegłego stulecia. Dla niej główni bohaterowie "Mojego tygodnia z Marilyn" – Laurence Olivier i Marilyn Monroe – to prawie świętości (nie mówiąc o Antonionim, Bergmanie, Kurosawie…). Lecz jej głos jest coraz słabiej słyszalny w społeczeństwie zdominowanym przez młodzieżową widownię, przywiązaną już do innego kina. To dawne, rzadziej niż kiedyś, przypomina telewizja, mniejsze niż przed laty jest zainteresowanie klubami filmowymi, pokazującymi klasykę. Wystarczy zapytać w klasie szkolnej, kto widział jakiś film Chaplina. Nie ma co marzyć o lesie podniesionych rąk. Melies? Monroe? A co to za jedni?

"Hugo i jego wynalazek", fot. UIP

Reżyserom "Artysty", "Hugona i jego wynalazku" i "Mojego tygodnia z Marilyn" raczej nie przyświecały cele dydaktyczne. Niewykluczone jednak, że, podświadomie i instynktownie, połączyli swą miłość do starego kina z tkwiącą "w tyle głowy" niezgodą na zapominanie o nim przez publiczność. Tym samym ich filmy stały się niejako obroną sztuki filmowej przed "demencją" dzisiejszych pokoleń, wołaniem o to, by nie odkładały na zawsze starych pereł X muzy do lamusa. Curtis, Hazanavicius i Scorsese wiedzieli, jak X muzie w tym pomóc. Zaprosili widzów do swego rodzaju muzeów kinematografii, ale muzeów nowoczesnych, "multimedialnych" (sztuka filmowa z natury jest multimedialna), czyli takich, których "zwiedzanie" nie jest torturą, lecz atrakcją. Scorsese celnie dostrzegł aurę magiczności spowijającą pionierski okres kinematografii i swój filmowy portret Georgesa Meliesa, notabene pierwszego sztukmistrza kina, umieścił na tle innych niezwykłych zdarzeń. Curtis wpuścił "gapiów", czyli widzów, na plan filmu z Marilyn Monroe, by mogli nareszcie z bliska przyjrzeć się osławionym kaprysom gwiazdy, a przy okazji – geniuszowi i kabotyństwu Oliviera (kapitalny pomysł obsadowy: zagrał go Kenneth Branagh, uważany za jego następcę).

"Mój tydzień z Marilyn", fot. Forum Film

Niewątpliwie najbardziej "koneserski" jest "Artysta". Projekcja sprawi szczególną przyjemność komuś, kto już zetknął z przedwojenną klasyką kina. Bowiem nawiązujące do niej smaczki napotka na każdym kroku, począwszy od czołówki ujmującej na jednej planszy wszystkich "pomocniczo-twórczych" członków ekipy filmowej, z autorem zdjęć włącznie, co dziś jest nie do pomyślenia. Jednak nawet widz nieobeznany z dawnymi konwencjami po pierwsze zabawi się na "Artyście", po drugie przejmie się dramatem upadku bohatera, po trzecie wzruszy subtelną historią miłosną. I pozna przy okazji stare konwencje. Słowem: przyjemne z pożytecznym – jak na filmach Curtisa i Scorsese, które razem z filmem Hazanaviciusa nie pozwolą nam zapomnieć o kinie "w zupełnie starym stylu".

Andrzej Bukowiecki
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  24.02.2012
Zobacz również
Sposoring uzależnia
"Rammbock": kim jest Anka Graczyk?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll