Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Ze znakomitą aktorką Ewą Wiśniewską, w nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 4/2017), rozmawia Anna Serdiukow. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma już 10 kwietnia.
Anna Serdiukow: Pani Ewo, lubi pani jubileusze, rocznice, obchody?
Ewa Wiśniewska: Nie lubię. Nigdy nie przywiązywałam się do dat, nie wyznaczałam sobie i nie celebrowałam punktów granicznych w życiu. W ogóle – jeśli spojrzeć na to całościowo – nie przepadam za galami, rautami czy obchodami. Zawsze byłam od tego wolna. Nie dość na tym – myślę, że wciąż jestem wolna od pewnego rodzaju... sentymentów.
Wiek nie gra roli?
Nie przywiązuję żadnej wagi do swojego wieku, ponieważ – jeśli człowiek jest sprawny – to wiek nie ma znaczenia. Albo: aż takiego znaczenia. Choroba na pewno odbiera radość życia i uzmysławia, iż jesteśmy coraz starsi, ale będąc zdrowym i potrzebnym w zawodzie – mówię o aktorstwie teatralnym, nie celebryctwie – nie zwraca się uwagi na wiek i nie czuje się upływu czasu. Chociaż, czasami jest mi to uświadamiane.
Jak to?
Byłam ostatnio na dwóch dużych imprezach, jak się okazało: celebryckich. Musi pani wiedzieć – ja tego nienawidzę. I stała się bardzo śmieszna rzecz podczas tych moich dwóch wyjść, otóż poczułam się poza barierą.
Co to znaczy?
Patrząc na uganiających się nie wiem za kim, pokrzykujących, popychających się fotoreporterów i dziennikarzy, pomyślałam sobie: co ja tu robię?! Na szczęście nigdy do tego świata nie chciałam należeć i nie należałam. Jeśli kiedykolwiek robiono ze mną wywiad czy sesję zdjęciową, to na okoliczność filmu, w którym właśnie zagrałam, lub spektaklu teatralnego. Demonstrowanie swojej osoby jako takiej nigdy mnie nie interesowało. Dlatego tak dziwi mnie, gdy inni w to idą.
Ale przecież ludzie się panią interesowali, zabiegali o szczegóły z pani życia, prasa pisała: ikona stylu, polska Catherine Deneuve!
Tyle że ja nigdy tego sama nie napędzałam: nie podgrzewałam atmosfery wokół siebie, nie zabiegałam o zainteresowanie mediów. Ono wychodziło zawsze od ludzi i chcę to podkreślić, bo myślę że warto – od ludzi, nie od fotoreporterów czy plotkarskich pism. To mi się do dziś nie mieści w głowie, że takie działanie może wyjść od artysty. No i od artysty nie może wyjść, za to od celebryty już tak. I tak to zostawmy.
A miało dla pani znaczenie, co inni myślą lub mówią o pani?
Byłam świadoma ocen i zawsze brałam pod uwagę, że ludzie lubią i będą wystawiać świadectwa. Cóż z tego! Żyłam, jak chciałam. Nigdy nie czytałam o sobie tego, co pisały tak zwane zaufane źródła. Szkoda mi było czasu na plotki czy jakieś kłamstewka. Miałam do siebie zawsze dość subiektywny stosunek. I jeśli cokolwiek miało znaczenie, to raczej to, co sądzi na mój temat publiczność teatralna. Dowiadywałam się o tym mimochodem, i niemal niechcący, na przykład wychodząc wieczorem z teatru, spotykałam widzów czekających na mnie po spektaklu. Ja jestem aktorką teatralną. To jest mój żywioł, moja namiętność. W związku z tym, jeśli ktokolwiek mnie zaczepia, to nie są to fotoreporterzy, a ludzie stojący pod teatrem po przedstawieniu. Zdarza się, że zaczepiają mnie też na ulicy.
Co mówią, o co pytają?
Dlaczego tak mało pani jest? – to pytanie powtarza się dość często, więc odpowiadam gremialnie wszystkim: to jest mój wybór! Tak jak i ten, że nie biorę udziału w serialach.
A proponują?
Oczywiście. Wie pani, zadziwia mnie, że teraz miarą klasy czy rangi aktora, jest takie dziwne istnienie, wręcz półświatek prawdziwego aktorstwa.
Ładne określenie.
To mnie nigdy nie interesowało. Ogólnie rzecz ujmując: jestem za rozumem, za racjonalnym myśleniem i podejściem do życia, a nie za fanatyzmem.
Ewa Wiśniewska: Nie lubię. Nigdy nie przywiązywałam się do dat, nie wyznaczałam sobie i nie celebrowałam punktów granicznych w życiu. W ogóle – jeśli spojrzeć na to całościowo – nie przepadam za galami, rautami czy obchodami. Zawsze byłam od tego wolna. Nie dość na tym – myślę, że wciąż jestem wolna od pewnego rodzaju... sentymentów.
Wiek nie gra roli?
Nie przywiązuję żadnej wagi do swojego wieku, ponieważ – jeśli człowiek jest sprawny – to wiek nie ma znaczenia. Albo: aż takiego znaczenia. Choroba na pewno odbiera radość życia i uzmysławia, iż jesteśmy coraz starsi, ale będąc zdrowym i potrzebnym w zawodzie – mówię o aktorstwie teatralnym, nie celebryctwie – nie zwraca się uwagi na wiek i nie czuje się upływu czasu. Chociaż, czasami jest mi to uświadamiane.
Jak to?
Byłam ostatnio na dwóch dużych imprezach, jak się okazało: celebryckich. Musi pani wiedzieć – ja tego nienawidzę. I stała się bardzo śmieszna rzecz podczas tych moich dwóch wyjść, otóż poczułam się poza barierą.
Co to znaczy?
Patrząc na uganiających się nie wiem za kim, pokrzykujących, popychających się fotoreporterów i dziennikarzy, pomyślałam sobie: co ja tu robię?! Na szczęście nigdy do tego świata nie chciałam należeć i nie należałam. Jeśli kiedykolwiek robiono ze mną wywiad czy sesję zdjęciową, to na okoliczność filmu, w którym właśnie zagrałam, lub spektaklu teatralnego. Demonstrowanie swojej osoby jako takiej nigdy mnie nie interesowało. Dlatego tak dziwi mnie, gdy inni w to idą.
Ale przecież ludzie się panią interesowali, zabiegali o szczegóły z pani życia, prasa pisała: ikona stylu, polska Catherine Deneuve!
Tyle że ja nigdy tego sama nie napędzałam: nie podgrzewałam atmosfery wokół siebie, nie zabiegałam o zainteresowanie mediów. Ono wychodziło zawsze od ludzi i chcę to podkreślić, bo myślę że warto – od ludzi, nie od fotoreporterów czy plotkarskich pism. To mi się do dziś nie mieści w głowie, że takie działanie może wyjść od artysty. No i od artysty nie może wyjść, za to od celebryty już tak. I tak to zostawmy.
A miało dla pani znaczenie, co inni myślą lub mówią o pani?
Byłam świadoma ocen i zawsze brałam pod uwagę, że ludzie lubią i będą wystawiać świadectwa. Cóż z tego! Żyłam, jak chciałam. Nigdy nie czytałam o sobie tego, co pisały tak zwane zaufane źródła. Szkoda mi było czasu na plotki czy jakieś kłamstewka. Miałam do siebie zawsze dość subiektywny stosunek. I jeśli cokolwiek miało znaczenie, to raczej to, co sądzi na mój temat publiczność teatralna. Dowiadywałam się o tym mimochodem, i niemal niechcący, na przykład wychodząc wieczorem z teatru, spotykałam widzów czekających na mnie po spektaklu. Ja jestem aktorką teatralną. To jest mój żywioł, moja namiętność. W związku z tym, jeśli ktokolwiek mnie zaczepia, to nie są to fotoreporterzy, a ludzie stojący pod teatrem po przedstawieniu. Zdarza się, że zaczepiają mnie też na ulicy.
Co mówią, o co pytają?
Dlaczego tak mało pani jest? – to pytanie powtarza się dość często, więc odpowiadam gremialnie wszystkim: to jest mój wybór! Tak jak i ten, że nie biorę udziału w serialach.
A proponują?
Oczywiście. Wie pani, zadziwia mnie, że teraz miarą klasy czy rangi aktora, jest takie dziwne istnienie, wręcz półświatek prawdziwego aktorstwa.
Ładne określenie.
To mnie nigdy nie interesowało. Ogólnie rzecz ujmując: jestem za rozumem, za racjonalnym myśleniem i podejściem do życia, a nie za fanatyzmem.
Anna Serdiukow
Magazyn Filmowy 04/2017
Ostatnia aktualizacja: 7.04.2017
fot. WFDiF/Filmoteka Narodowa
Polska na targach lokacji filmowych w Los Angeles
"Sztuka kochania" przebojem w Wielkiej Brytanii
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024