PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Marek Kraszewski dał się poznać głównie jako świetny kierownik planu. Między reżyserem, ekipą i aktorami biegał z fajką w ustach, stąd jego ksywa „Faja”. Ale jest on też realizatorem i producentem kilkuset filmów krajoznawczych, instruktażowych i reklamowych. Założył firmę Mufafilm oraz Warszawskie Centrum Informacji Turystycznej. Pisze scenariusze, maluje, rysuje, rzeźbi, fotografuje.
Jego słynnym przodkiem jest powieściopisarz Józef Ignacy Kraszewski. Ojciec z kolei przed wojną uczęszczał z Tadeuszem Kantorem do Instytutu Sztuk Plastycznych w Krakowie. Marek Kraszewski urodził się w 1954 roku w Warszawie. Jeszcze jako licealista zdał egzamin mistrzowski w cechu fotograficznym, a po maturze wybrał się na policealne dwuletnie studium filmowo-telewizyjne w Telewizji Polskiej.
Początkowo on i jego koleżanka Elżbieta Supa nie zostali przyjęci, choć ich zdaniem nie było ku temu racjonalnych powodów. Zebrawszy się na odwagę, interweniowali u ministra oświaty
i wychowania Jerzego Kuberskiego. „Minister polecił nam pójść na rozpoczęcie roku szkolnego. Kiedy dyrektorka studium zapytała, kto ze słuchaczy nie został wyczytany, podnieśliśmy ręce. W tym momencie weszła sekretarka z informacją o telefonie z ministerstwa, że mamy być przyjęci” – opowiada Kraszewski.



P
ołknięcie bakcyla
Z Elżbietą Supą połączyło go potem Studio Filmowe im. Karola Irzykowskiego, w którym Supa była zastępcą dyrektora, a Kraszewski w latach 1986-1987 szefem produkcji.
„Wytrzymałem rok, nie znoszę siedzenia za biurkiem. Moim żywiołem jest ruch. Dlatego odpowiadała mi praca na planie zdjęciowym. Robiąc film, mogłem podróżować, nieraz jednego dnia poznawałem kilka ciekawych miejsc. Lubiłem też rozwiązywać niespodziewane problemy: a to ktoś niepowołany wszedł w kadr, a to pies szczekał ku rozpaczy dźwiękowca, a to reżyser nie czuł weny twórczej. To było życie!” – wzdycha.
To „życie” zaczął jeszcze w studium, na praktykach w serialu Janusza Morgensterna Polskie drogi (1976-1977), pod okiem kierownika produkcji Jerzego Buchwalda – fantastycznego człowieka – jak o nim mówi, i II kierownika produkcji Macieja Wojtulewicza.
Był zdolnym słuchaczem, skoro na miesiąc przed ukończeniem nauki miał etat w Zespołach Filmowych (pracował tam od 1977 do 1986 roku), a tuż po skończeniu studia kierownik produkcji Tadeusz Karwański zaproponował mu debiut jako samodzielnego kierownika planu! Pan Marek propozycję przyjął i przeszedł chrzest bojowy w trakcie zdjęć do komedii Stanisława Barei "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?" (1978).
„O kinie wiedziałem wtedy niewiele, więc w pierwszych dniach zdjęciowych miałem tremę. Widząc ją, Ewa Wiśniewska i Krzysztof Kowalewski uświadomili mi, że jestem wśród fachowców, którzy znają się na swojej robocie i zrobią wszystko, żeby było dobrze. To mnie uspokoiło. Reżyser Stanisław Bareja i operator Jan Laskowski też byli dla mnie życzliwi. Skutek był taki, że połknąłem bakcyla kina: w 1985 roku kierowałem planem zdjęciowym sześciu filmów, a trzy, cztery rocznie były moją normą” – zwierza się Marek Kraszewski.

Na planie
Któż u progu drogi zawodowej nie zaliczył wpadki? Początkujący kierownik planu też zapłacił frycowe. „Kręcąc serial Stanisława Jędryki "Zielona miłość" (1978), ustawiliśmy do sceny nocnej wielometrową jazdę kamery wzdłuż ulicy. W scenie tej miała wystąpić tylko Joanna Pacuła. Postawiłem wartę przy prawie wszystkich drzwiach do domów. Pominąłem jedne, które wydały mi się zamknięte na cztery spusty, a do tego były pokryte pajęczyną. I właśnie z nich, w środku ujęcia, wyszedł wprost w kadr facet w piżamie. Zasłużenie dostało mi się wtedy od pana Stanisława i operatora Wiesława Zdorta, no ale był to dopiero mój drugi film” – usprawiedliwia się Kraszewski.
Z czasem nabrał doświadczenia, większej pewności siebie. Pozostał sympatycznym, lubianym człowiekiem, ale nie dał sobie w kaszę dmuchać. „Na przykład, jak widziałem, że aktor gwiazdorzy, zabierałem go pod byle pretekstem na przejażdżkę hałaśliwym i dusznym mikrobusem Robur produkcji NRD. Pół godziny tej przyjemności wystarczyło, żeby gwiazda spuściła z tonu” – śmieje się.
Współpracując ze Stanisławem Bareją, Jerzym Domaradzkim, Feliksem Falkiem, Robertem Glińskim, Stanisławem Jędryką, Tadeuszem Konwickim, Andrzejem Kotkowskim, Witoldem Leszczyńskim, Markiem Nowickim, Piotrem Szulkinem czy Andrzejem Wajdą, pan Marek przeżył
na planach zdjęciowych wiele przygód. Jedna z najbardziej dramatycznych spotkała go podczas zdjęć do filmu Szulkina "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji" (1984), najtrudniejszego od strony produkcyjnej ze wszystkich, przy których pracował. „Jeszcze w stęchłej atmosferze stanu wojennego kręciliśmy w podziemiach PKiN scenę z Jerzym Stuhrem, który miał nazajutrz wyjechać do Włoch. Nie wiedzieliśmy, że w Sali Kongresowej obradował zjazd mleczarzy. Choć jedno drugiemu nie przeszkadzało, ubecy zrobili najście na plan i aresztowali mnie, gdy sprzeciwiłem się ich żądaniu przerwania zdjęć. Po interwencji dyrektora Zespołów Filmowych opuściłem areszt, ale zdjęcia trzeba było wznawiać, a Stuhr musiał opóźnić wyjazd” – wspomina ze zgrozą Kraszewski. Z przyjemnością rozpamiętuje natomiast realizację "Doliny Issy" (1982) Konwickiego. „Wszyscy się w nią bardzo angażowaliśmy, a sprawiła to ujmująca osobowość wybitnego pisarza i reżysera, który był przy tym profesjonalistą świetnie przygotowanym do zdjęć” – mówi pan Marek.

Perfekcjonista
Z Tadeuszem Konwickim spotkał się jeszcze przy jego "Lawie" (1989), a wcześniej – na planie "Kroniki wypadków miłosnych" (1985) Wajdy. Kraszewski poszedł w ślady Konwickiego o tyle, że ilekroć pracował jako kierownik planu, też był perfekcyjnie przygotowany do zdjęć. „Przed wyjazdem na plan skrupulatnie liczyłem kostiumy i rekwizyty, na planie rygorystycznie przestrzegałem przepisów BHP, dzięki czemu nie miałem w swojej karierze zawodowej przypadku śmiertelnego, a po zdjęciach dopilnowywałem likwidacji planu, co raz, kiedy kręciliśmy dla telewizji "Pajęczynę" (1982) Witolda Stareckiego, wymagało ode mnie pożyczenia z jednostki wojskowej bojowego wozu piechoty (BWP), żeby wyciągnąć samochody, które ugrzęzły w podmytym wodą piachu” – wyjawia.

Na swoim
Po rocznym (1987-1988) pobycie w USA Kraszewski zakończył Lawą przygodę z planami zdjęciowymi. Za oceanem odbył praktykę w CBTV i wystawiał prace plastyczne. Po powrocie założył w 1989 roku Agencję Międzynarodowych Usług Filmowo-Artystycznych, która rok później zmieniła nazwę na Warszawskie Centrum Informacji Turystycznej Agencja MUFA. W 2001 roku wydzielił z Centrum dział filmowy Mufafilm, który istnieje do dzisiaj.
Pod wszystkimi tymi szyldami powstało łącznie kilkaset filmów dokumentalnych, w tym pierwszy zrealizowany w Polsce specjalnie w celu rozpowszechniania na kasetach VHS – "Zapraszamy do Polski" Waldemara Szarka (1990). Jest też 30 filmów z serii "Polskie miasta i miasteczka" i ponad 60 związanych z polskim przemysłem naftowym. Tym drugim Marek Kraszewski zawdzięcza medal im. Ignacego Łukasiewicza, który otrzymał od Stowarzyszenia Naukowo-Technicznego Inżynierów i Techników Przemysłu Naftowego i Gazowniczego, w uznaniu zasług za promocję tematyki naftowej, a w szczególności postaci twórcy polskiego i światowego przemysłu naftowego Ignacego Łukasiewicza. Jest dumny z tego wyróżnienia.


Andrzej Bukowiecki
Magazyn Filmowy 2/2016
  24.02.2017
fot. Archiwum Marka Kraszewskiego
Bogdan Dziworski: Dziwy z natury
Jerzy Ridan – człowiek z kamerą, z Nowej Huty
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll