Od wejścia w użycie transfokatora żadne urządzenie nie zrewolucjonizowało sztuki operatorskiej w filmie w tak dużym stopniu, jak – wynaleziony przeszło 40 lat temu przez Amerykanina Garretta Browna – Steadicam. Z tym stabilizatorem kamery operator może długo i swobodnie przemieszczać się po nierównym terenie, a zarejestrowany obraz ani drgnie – tak jakby kamera płynęła w przestrzeni. Tomasz Karnowski od prawie dwudziestu lat praktycznie nie rozstaje się ze Steadicamem.
Początek
„Kołysanki” Juliusza Machulskiego: umieszczona wysoko nad ziemią kamera
pokazuje kapliczkę – zaczyna od głowy Chrystusa, osuwa się i w tym samym ujęciu
„wędruje” wzdłuż ogrodzenia pobliskiego domu. „Całe ujęcie robiłem Steadicamem,
najpierw siedząc z nim na kranie, a potem idąc pieszo. Dzięki temu urządzeniu moja
zmiana pozycji nie zakłóciła ciągłości i płynności obrazu” – tłumaczy Tomasz
Karnowski.
Nie było to jedyne niezwykłe ujęcie, jakie nakręcił Steadicamem. „W »Paniach Dulskich« Filipa Bajona przechodziłem przez dekorację złożoną z trzech połączonych z sobą pokoi, z których każdy był urządzony w stylu z innej epoki historycznej: sprzed I wojny światowej, stalinowskiej i niemal współczesnej. W każdym spotykałem inne postacie, po drodze zmieniało się oświetlenie, a wszystko działo się w czasie jednego, nieprzerwanego spaceru w czasie i przestrzeni” – mówi Karnowski. Dodaje, że Steadicam, amortyzując wstrząsy, świetnie sprawdza się też w zdjęciach robionych z pojazdów mechanicznych.
Tomasz
Karnowski urodził się w 1971 roku w Olsztynie. Z wykształcenia polonista, w
młodości był literatem, poetą. Przypadek zrządził, że został filmowcem. „Adam Różański,
jedyny polski steadicamowiec, który otrzymał International Steadicam Award,
potrzebował kogoś do pomocy i trafił na mnie. Zostałem jego asystentem, a on
moim pierwszym przewodnikiem po świecie filmu, mistrzem i mentorem. Zapoznał
mnie ze Steadicamem – konstrukcją, zasadą działania, możliwościami, gdyż bez
znajomości sprzętu i opanowania warsztatu posługiwania się nim, nie sposób
osiągnąć dobrych rezultatów artystycznych.
Jeśli o nie chodzi, pan Adam nauczył mnie przede wszystkim kadrowania, eliminowania z obrazu wszystkiego, co zbędne. „Wziął mnie do »Ogniem i mieczem« Jerzego Hoffmana, gdzie głównym steadicamowcem był Andrzej Glacel, któremu potem też asystowałem” – opowiada Karnowski. Jeden z moich obowiązków asystenckich, mianowicie usuwanie przed operatorem Steadicamu przeszkód na drodze, polegał m.in. na rozganianiu koni” – dodaje ze śmiechem.
Później była „Wierność” Andrzeja Żuławskiego. To ten film przyniósł Różańskiemu nagrodę. „Steadicam to narzędzie ekspansywne; jego użycie, poprzez nieosiągalną innymi środkami płynność obrazu na ekranie, bywa często od razu rozpoznawalne. »Wierność« stanowi dla mnie przykład idealnego wykorzystania Steadicamu, bo tu jest ono nader subtelne, nie narzuca się widzom. W kilku filmach – spośród tych przy których pracowałem już jako operator Steadicamu – starałem się uzyskać podobny efekt. Chyba najlepiej udało mi się to w »Bogach« Łukasza Palkowskiego” – uważa Tomasz Karnowski.