Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W nowym numerze „Magazynu Filmowego” (nr 4/2015) z Sebastianem Buttnym, autorem filmu „Heavy Mental”, rozmawia Anna Bielak. Oto fragment wywiadu, który w całości będzie można przeczytać na łamach pisma, już 10 kwietnia.
Anna Bielak: Jak wygląda praca w kolektywie twórczym? Zakłada je coraz więcej filmowców – Krzysztof Skonieczny ma głębokiOFF, Małgorzata Szumowska firmę Nowhere, ty założyłeś Kolektyw Filmowy, żeby zrealizować swój pełnometrażowy debiut „Heavy Mental“.
Sebastian Buttny: Kolektyw założyliśmy spontanicznie. Nie towarzyszyło nam wtedy żadne ideowe myślenie o polskiej kinematografii. Działaliśmy operacyjnie. Wiedzieliśmy, że tylko wtedy, gdy zbierze się grupa ludzi, która siłą rzeczy stanie się kolektywem – uda nam się nakręcić film. Wspólną ideą była dla nas wówczas historia, jaką chcieliśmy opowiedzieć. Ci, którzy zdecydowali się współpracować przy projekcie wiedzieli, jak wyglądają warunki. W niektórych projektach bierze się udział dla pieniędzy, dzięki którym można przeżyć kolejne miesiące, w innych dla idei, za którą nie zawsze idą zyski. Ze względu na to, że rezonowaliśmy w Kolektywie Filmowym na poziomie tej samej estetyki, poczucia humoru i sposobu komunikowania się ze światem, nasza współpraca trwa jednak nadal. Wspólnie z Agatą Trojak, Anią Włodarczyk, Nicolásem Villegasem Hernándezem, Konradem Błaszczykiem, Franciszkiem Kozłowskim, Kasią Ładczuk, Piotrem Domarańczykiem, Jarkiem Sterczewskim, Anitą Kozłowską, moją żoną i niekiedy z aktorami wchodzimy także w komercyjne projekty, działamy dalej. Powstaliśmy jednak z potrzeby chwili.
Powiedziałbyś, że taki powrót do idei Zespołów Filmowych jest szansą na to, żeby w Polsce odrodziło się autorskie kino niezależne?
Zespoły Filmowe to trochę mityczne struktury. Na pewno byłoby fajnie, gdyby się okazało, że wszyscy bezrobotni reżyserzy zostaną zatrudnieni, będą mieli opłacane składki ZUS, a w zakres ich obowiązków będzie wchodziło spotykanie się z kolegami z zespołu i kolektywne dyskutowanie o scenariuszach. W rzeczywistości ubogiej w atrakcje perspektywa realizacji filmu z pomocą zespołu była bajką. W latach dziewięćdziesiątych pojawiła się jednak wyrwa na rynku. Z jednej strony nie było wielu produkcji, którym udało się osiągnąć komercyjny sukces, z drugiej kręcono filmy na upartego – mimo totalnej zapaści systemu finansowania. Wtedy kategoria kina niezależnego przylgnęła do kina amatorskiego. Jego twórcy nie szukali nowych form wyrazu, ale usiłowali naśladować kino głównego nurtu. Brakowało im pieniędzy, więc ich filmy wyglądały fatalnie. Dziś, kiedy sytuacja na rynku się stabilizuje, kategoria kina niezależnego zaczyna się coraz lepiej, mądrzej i pozytywniej kojarzyć. Cały czas aktualne pozostaje jednak pytanie, od czego chcemy być niezależni?
I jak na nie odpowiadasz?
W Polsce wtedy kino jest niezależne, kiedy jest wolne od decyzji eksperckiej podejmowanej w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. To dla mnie jedyna jasna kategoria. Niezależne kino robi się mimo wszystko i ma to swoje konsekwencje. Kiedy reżyser nie uzależnia realizacji filmu od decyzji ekspertów i dyrektora PISF-u, pracuje nad filmem w innym trybie i tempie oraz na innych zasadach. Tak powstał m.in film Krzysztofa Skoniecznego „Hardkor Disko“, Weroniki Migoń „Facet (nie)potrzebny od zaraz“ czy „Polskie gówno“ Grzegorza Jankowskiego i Tymona Tymańskiego.
Sebastian Buttny: Kolektyw założyliśmy spontanicznie. Nie towarzyszyło nam wtedy żadne ideowe myślenie o polskiej kinematografii. Działaliśmy operacyjnie. Wiedzieliśmy, że tylko wtedy, gdy zbierze się grupa ludzi, która siłą rzeczy stanie się kolektywem – uda nam się nakręcić film. Wspólną ideą była dla nas wówczas historia, jaką chcieliśmy opowiedzieć. Ci, którzy zdecydowali się współpracować przy projekcie wiedzieli, jak wyglądają warunki. W niektórych projektach bierze się udział dla pieniędzy, dzięki którym można przeżyć kolejne miesiące, w innych dla idei, za którą nie zawsze idą zyski. Ze względu na to, że rezonowaliśmy w Kolektywie Filmowym na poziomie tej samej estetyki, poczucia humoru i sposobu komunikowania się ze światem, nasza współpraca trwa jednak nadal. Wspólnie z Agatą Trojak, Anią Włodarczyk, Nicolásem Villegasem Hernándezem, Konradem Błaszczykiem, Franciszkiem Kozłowskim, Kasią Ładczuk, Piotrem Domarańczykiem, Jarkiem Sterczewskim, Anitą Kozłowską, moją żoną i niekiedy z aktorami wchodzimy także w komercyjne projekty, działamy dalej. Powstaliśmy jednak z potrzeby chwili.
Powiedziałbyś, że taki powrót do idei Zespołów Filmowych jest szansą na to, żeby w Polsce odrodziło się autorskie kino niezależne?
Zespoły Filmowe to trochę mityczne struktury. Na pewno byłoby fajnie, gdyby się okazało, że wszyscy bezrobotni reżyserzy zostaną zatrudnieni, będą mieli opłacane składki ZUS, a w zakres ich obowiązków będzie wchodziło spotykanie się z kolegami z zespołu i kolektywne dyskutowanie o scenariuszach. W rzeczywistości ubogiej w atrakcje perspektywa realizacji filmu z pomocą zespołu była bajką. W latach dziewięćdziesiątych pojawiła się jednak wyrwa na rynku. Z jednej strony nie było wielu produkcji, którym udało się osiągnąć komercyjny sukces, z drugiej kręcono filmy na upartego – mimo totalnej zapaści systemu finansowania. Wtedy kategoria kina niezależnego przylgnęła do kina amatorskiego. Jego twórcy nie szukali nowych form wyrazu, ale usiłowali naśladować kino głównego nurtu. Brakowało im pieniędzy, więc ich filmy wyglądały fatalnie. Dziś, kiedy sytuacja na rynku się stabilizuje, kategoria kina niezależnego zaczyna się coraz lepiej, mądrzej i pozytywniej kojarzyć. Cały czas aktualne pozostaje jednak pytanie, od czego chcemy być niezależni?
I jak na nie odpowiadasz?
W Polsce wtedy kino jest niezależne, kiedy jest wolne od decyzji eksperckiej podejmowanej w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. To dla mnie jedyna jasna kategoria. Niezależne kino robi się mimo wszystko i ma to swoje konsekwencje. Kiedy reżyser nie uzależnia realizacji filmu od decyzji ekspertów i dyrektora PISF-u, pracuje nad filmem w innym trybie i tempie oraz na innych zasadach. Tak powstał m.in film Krzysztofa Skoniecznego „Hardkor Disko“, Weroniki Migoń „Facet (nie)potrzebny od zaraz“ czy „Polskie gówno“ Grzegorza Jankowskiego i Tymona Tymańskiego.
Anna Bielak
Magazyn Filmowy
Ostatnia aktualizacja: 5.04.2015
fot. materiały prasowe
Trwa konkurs na prezesa TVP
BETON Film Festiwal czyli architektura i sztuka na ekranie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024