PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  22.07.2013
Z goszczącym na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu Dieterem Meierem - wokalistą szwajcarskiego duetu Yello, twórcą teledysków i reżyserem filmu "Lightmaker" rozmawia Rafał Pawłowski.

Portalfilmowy.pl: Pański film jest ściśle związany z Wrocławiem. To właśnie tutaj w 1990 roku nakręcił Pan większość scen do "Lightmakera". Jak to się stało, że wybrał Pan właśnie Wrocław?


Dieter Meier: Kiedy napisałem scenariusz filmu, długo szukałem miejsca, gdzie mógłbym go nakręcić. Oczywiście nie była to hollywoodzka produkcja i nie dysponowałem budżetem w wysokości kilkudziesięciu milionów dolarów. A jednocześnie wiedziałem, że potrzebuję efektów specjalnych, a więc i odpowiedniej hali, w której mógłbym je nakręcić. Ostatecznie mój wybór padł na wrocławską Halę Ludową, w której mogłem pracować z ekipą przez rok. Chyba nigdzie indziej nie byłoby to możliwe. Poza tym ludzie, z którymi współpracowałem - Magłosia Potocka, Zbyszek Zamachowski i inni okazali się wspaniałymi kompanami.


Dieter Meier w festiwalowym kinie, fot. Nowe Horyzonty

PF: Choć ekipa jest mieszana, to zdecydował się Pan na zdubbingowanie filmu i wszyscy mówią w nim po polsku. Dlaczego?

DM: Istnieje oczywiście anglojęzyczna wersja filmu i może wam Polakom oglądałoby się ją nawet lepiej, ale ponieważ ja nie znam polskiego to wydaje mi się on takim niezwykłym, jakby wymyślonym językiem, który doskonale pasuje do opowiadanej na ekranie baśniowej historii.

PF: Choć zdjęcia do filmu powstały na początku lat 90. to jego premiera odbyła się dopiero w 2001 roku na Berlinale. Dlaczego prace nad nim zajęły aż tyle czasu?

DM: Po nakręceniu zdjęć w Polsce oddaliśmy negatywy w ręce pewnego znanego niemieckiego koncernu chemicznego i gdy później zacząłem w Los Angeles prace nad postprodukcją, okazało się, że aż 1/3 negatywów jest uszkodzona. Oczywiście Niemcy twierdzili, że to nie ich wina i musieliśmy iść do sądu. Negatyw jako dowód w sprawie został zabezpieczony, a nasza batalia trwała prawie osiem lat. Niemieccy prawnicy liczyli na to, że nie będziemy mieć pieniędzy, aby angażować się w tak długi proces. Na szczęście zarobiłem odpowiednio dużo na płytach Yello i było mnie stać na tę sprawę. W końcu po kilku instancjach, w których wygrywaliśmy, Niemcy zdecydowali się na ugodę i w ten sposób odzyskałem negatywy. Zmontowaliśmy film i pokazaliśmy go w Berlinie, ale nie byłem z niego zadowolony.

PF: No właśnie. Wersja, którą prezentuje Pan obecnie, zawiera dokręcone sceny, a jej premiera odbyła się kilka lat temu.

DM: Ponieważ czułem, że to nie jest do końca "mój film", to długo myślałem nad tym, jak go ulepszyć. W końcu wpadłem na pomysł dogrania współczesnego wątku, w którym pojawiam się wraz z moim synkiem. I z tej wersji jestem już zadowolony dużo bardziej. Choć, jak mawiał Wasz reżyser Krzysztof Kieślowski: film nigdy nie jest skończony, po prostu następuje taki moment, gdy producent zabiera go reżyserowi. Ponieważ w tym przypadku to ja jestem producentem, to niewykluczone, że jeśli pożyję jeszcze trochę lat, to stworzę kolejną wersję "Lightmakera". O ile ta, którą widzieliście to "wersja reżyserska", to kolejną nazwę po prostu "wersją producencką".

PF: Podobno ma Pan w planach kolejny projekt, który miałby powstać w Polsce.

DM: Od kilku lat mam taki pomysł, który związany jest z Warszawą i Pałacem Kultury. Nazywa się zresztą roboczo "Warsaw Palace" i miałby być thrillerem osadzonym w realiach postkomunistycznej Polski. Ale nie bardzo lubię mówić o projektach, które nie powstały, więc nie chciałbym zdradzać nic więcej. Mam jednak nadzieję, że może za jakieś dwa lata znów spotkamy się na Nowych Horyzontach we Wrocławiu i będę mógł go tu Państwu zaprezentować.

Rafał Pawłowski
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  22.07.2013
Zobacz również
Szukam jasnych punktów
Czwarty sezon "The Walking Dead" już w październiku
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll