PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Był prawdziwym człowiekiem renesansu i filmowym autorem w pełnym tego słowa znaczeniu. Na planie, jak i podczas kolejnych etapów realizacji, lubił nad wszystkim sprawować pieczę. Uchodził za osobę wymagającą i niełatwą we współpracy, ale zawsze najwięcej wymagał od samego siebie.
Taki właśnie był Walerian Borowczyk, określany mianem „najlepszego talentu, jaki wyłonił się zza żelaznej kurtyny”. W Europie hołubiony, w Polsce jakby niedoceniany.

Przyczyna tego może być jednak prozaiczna, gdyż w tym przypadku „niedoceniany” oznacza niemal tyle co „nieznany”. Borowczyk szybko bowiem wyjechał do Francji, gdzie zrealizował znakomitą większość swoich filmów, a te owiane aurą skandalu konsekwentnie blokowane były przez polską cenzurę, choć nawet jej zniesienie artyście w tym względzie specjalnie nie pomogło.


Walerian Borowczyk. Fot. SFP

Jak zauważa w swoim eseju kurator wrocławskiej retrospektywy Daniel Bird, zarówno dostęp do filmów reżysera, ale przede wszystkim ich jakość, co dla dzieł autora „Bestii” (1975) wydaje się sprawą fundamentalną, pozostawiało w ostatnich latach, delikatnie mówiąc, sporo do życzenia. Wydaje się zresztą, że Borowczyk w ogóle nie miał zbyt wiele szczęścia do kraju swojego urodzenia. Krytyka podchodziła do niego z ostrożną ambiwalencją, głośno było o jego publicznym sporze z odgrywającą rolę Ewy Pobratymskiej w „Dziejach grzechu” (1975) Grażyną Długołęcką, a w jednej ze swoich książek ostro, aczkolwiek na swój sposób zabawnie, zżymał się na „kolegów” filmowców.   


Kadr z filmu "Dom". Fot. Festiwal Nowe Horyzonty

Po swoim ojcu Borowczyk odziedziczył zainteresowanie malarstwem, toteż nie powinny specjalnie dziwić studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ale i fascynacja kinem animowanym, jakiej uległ. Ważną osobą okazał się dla niego Jan Lenica, odpowiedzialny za graficzną oprawę „Szpilek”, w którym to piśmie Boro (jak sam o sobie mawiał) publikował satyryczne rysunki. Wkrótce obaj połączyli siły właśnie w animacji, a na uznanie i pierwsze laury, za „Był sobie raz...” (1957) czy "Dom" (1958), nie przyszło im długo czekać. Tym, co ich wyróżniało, było przede wszystkim podejście do samego gatunku, postrzeganego często trochę po macoszemu. Tymczasem dla nich film animowany aspirował do rangi sztuki wysokiej i równie dobrze jak każda inna forma mógł nieść za sobą artystyczną wartość także na poziomie treści. Marcin Giżycki w jednym ze swoich artykułów pokusił się nawet o stwierdzenie, że „w filmie animowanym (...) istniały dwie epoki: przed i po Janie Lenicy i Walerianie Borowczyku”. Przyglądając się twórczości Borowczyka z perspektywy czasu, wydaje się, że właśnie w tej formie, czerpiąc garściami z Méliesowskiej tradycji, czuł on się najlepiej. Znakomity animator, eksperymentator, parodysta, wyróżniony prestiżowym laurem Maksa Ernsta za całokształt twórczości na gruncie animacji.


Kadr z filmu "Dzieje grzechu". Fot. Festiwal Nowe Horyzonty

Drugie, francuskie, oblicze Borowczyka przydało mu jeszcze więcej łatek. Ekscentryka, skandalisty, klasyka soft porno. Specjalnie się zresztą od tego nie odżegnywał, przekonując, że jest spadkobiercą XVIII-wiecznego libertynizmu. Jak mantra w tym kontekście powracają słowa reżysera, które padły podczas wywiadu, jakiego udzielił Andrzejowi Markowskiemu: „Erotyka, seks to przecież jedna z najbardziej moralnych stron życia. Erotyka nie zabija, nie unicestwia, nie prowokuje do popełnienia przestępstwa. Przeciwnie: łagodzi obyczaje, przynosi radość, daje spełnienie, sprawia bezinteresowną przyjemność”. Seksualność, cielesność, ludzkie obsesje zdominowały zatem pełnometrażowe filmy aktorskie - „Opowieści niemoralne” (1974) czy „Bestię”. Bowiem wraz z obraniem takiego kursu zmieniła się także formuła jego kina. Porzucił animację na rzecz pracy z aktorem. O ile jednak we wspomnianych filmach zwracano uwagę na walor artystyczny, niekonwencjonalną mieszankę stylów, oryginalność, o tyle w późniejszych realizacjach, jak chociażby w piątej części klasyka erotyki „Emmanuelle”, niestety tego już zabrakło.


Kadr z filmu "Bestia". Fot. Festiwal Nowe Horyzonty

Wydaje się zatem trafną decyzja, że retrospektywa prezentowana na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty będzie miała charakter selektywny. Obok animacji znalazło się w niej miejsce na wspomniane autorskie kino erotyczne (wszystko to z odnowionych kopii!), a jako jedno z wydarzeń wrocławskiej imprezy organizatorzy przewidują pokaz oryginalnej wersji „Opowieści niemoralnych”, składającej się nie z czterech, a z pięciu nowel. Uzupełnieniem kinowych pokazów będą spotkania ze współpracownikami Borowczyka - asystentem Michelem Levym oraz operatorem Nöelem Verym.



Kuba Armata
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  14.12.2013
Zobacz również
Gwiazda Tygodnia: Sandra Bullock
Szkoła Kina w Collegium Civitas
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll