Nowe Horyzonty to festiwal skrajności filmowych, biegunowo rozbieżnych estetyk. Potwierdzeniem tej reguły stały się także dwa pokazy kina niemego z muzyką na żywo w ramach „Wydarzeń Specjalnych”. Na Rynku Głównym szeroką widownię zgromadziła pięknie odrestaurowana "Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów". W kameralnej sali Heliosa, budując niezwykły nastrój intymności, pokazano filipiński eksperyment "Kalakala".
Historia „Manii…” jest bardzo filmowa nie tylko na ekranie. Do tej pory uznawana za zaginioną, kopia filmu węgierskiego reżysera Eugena Illesa z 1918 roku została odnaleziona w zbiorach czeskiego kolekcjonera, odnowiona i zdigitalizowana w wysokiej rozdzielczości (w ramach projektu Filmoteki Narodowej). To jeden z pierwszych występów Apolonii Chałupiec na wielkim ekranie, znanej później światu jako Pola Negri. Gra ona tytułową Manię, która zakochuje się w zdolnym, acz biednym kompozytorze. Niestety na drodze do szczęścia młodych stanie bogaty przedsiębiorca. Historia miłosna jak ich wiele. Oryginalność tego filmu leży przede wszystkim w scenografii ekspresjonisty Paula Leni, pokazywanej na większą skalę niż dotychczas w licznych zbliżeniach przedmiotów. Fetyszyzacji poprzez zbliżenia ulega także młodziutka jeszcze twarz Poli. Zadziwiają autentyczne zdjęcia ulic Berlina, które mimo trwającej wojny, są tutaj spokojne i puste. By wzbogacić warstwę emocjonalną filmu, zastosowano wiraże (barwienie taśmy) w dwóch odcieniach – oranżowym na podkreślenie radosnego nastroju oraz fioletowym, by opisać ten bardziej przygnębiający. Nie można zapominać o współczesnym komentarzu emocjonalnym, jaki nabudowała na filmie muzyka skomponowana przez Jerzego Maksymiuka, którą przeniósł plenerową publiczność w zupełnie inną realność, dyrygując Wrocławską Orkiestrą Kameralną Leopoldinum.
Kadr z filmu "Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów”, fot. Filmoteka Narodowa
Przeniesienia w inną rzeczywistość można było doświadczyć także za sprawą innego filmu niemego - prezentowanego w ramach światowej premiery projektu „Kalakala”. Jego pomysłodawcą i twórcą był Khavn De La Cruz - reżyser, producent, kompozytor i pianista w jednej osobie. Wcześniejsze obrazy filipińskiego artysty często dzieliły publiczność i podobnie jest w wypadku jego najnowszego eksperymentu, gęstego od kulturowych nawiązań i przemawiającego różnymi językami sztuki. Sam autor określił ten projekt mianem kreacyjnego dokumentu, w którym fantazja płynnie przeplata się z realnością. Punktem wyjścia dla realizacji „Kalakali” był dramat, jakiego doświadczyli mieszkańcy południowych Filipin podczas tajfunu i powodzi w zeszłym roku. Bohaterem prowadzącym widzów przez hipnotyczne obrazy zniszczonego regionu jest tajemniczy mężczyzna wędrujący przez kraj. Znakomity komentarz dla tej niemej wizji filipińskiego końca świata stanowiły widoczne w napisach fragmenty „Jałowej Ziemi” Thomasa Stearnsa Eliota - poematu dokumentującego cichą erozję rzeczywistości. Drugi sugestywny komentarz do obrazów stanowiła skomponowana przez De La Cruza muzyka, trafnie ilustrująca wyobrażenie wydrążonego świata i nadająca eksperymentowi Filipińczyka jeszcze bardziej mroczny ton. Całość złożyła się na niezwykłą wizję koszmaru, o jakim cały świat zdążył już zapomnieć. Eksperyment filipińskiego kontestatora kina w sugestywny sposób przywraca tej tej historii pamięć i znaczenie.