Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W połowie roku spodziewana jest książka p.t. „Ostatnia podróż Eugeniusza Bodo”. Wyda ją Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Departament Dziedzictwa Narodowego. PortalFilmowy.pl jest pierwszym medium, z którym o tej książce rozmawia jej autor – historyk sztuki filmowej, znawca polskiego kina międzywojennego, red. Stanisław Janicki.
Zatytułował Pan książkę „Ostatnia podróż Eugeniusza Bodo” ale pisze Pan w niej nie tylko o faktycznie ostatniej podróży artysty – do obozu w Kotłasie w ZSRR, gdzie w 1943 r. zmarł, ale również o całym jego wcześniejszym życiu?
Tytuł roboczy brzmiał „Uśnij serce”. To fragment tekstu piosenki, którą Bodo śpiewał w 1938 r. w filmie Eugeniusza Cękalskiego i Karola Szołowskiego "Strachy". Piosenka mówi o strachu dławiącym gardło. Dlatego użyłem jej w moim filmie dokumentalnym z 1997 r. – „Eugeniusz Bodo. Za winy niepopełnione”. W scenie, z której widzowie dowiadywali się, że tytułowy bohater załamał się w sowieckiej niewoli i już się z niej nie podźwignął, padały właśnie te słowa: „Uśnij serce”. Początkowo uczyniłem z nich także tytuł książki, oczywiście wyjaśniając we wstępie czytelnikom, skąd się wziął. Teraz wyjaśniam im, dlaczego zastąpiłem go innym. Otóż ja we wszystko, co robię, angażuję się emocjonalnie. Zarówno postawienie w Kotłasie, w 1995 r., polskiego krzyża, jak i odsłonięcie tam, jesienią 2011 r., tablicy pamiątkowej poświęconej Eugeniuszowi Bodo, a wreszcie moja wyprawa na tę uroczystość, wywołały we mnie głębokie wzruszenie. Podróż do Kotłasu była ostatnią podróżą Bodo. Ja też zapewne już się tam nie wybiorę. Ponadto – choć brzmi to banalnie – całe życie jest podróżą.
Z tych wszystkich względów nadanie książce o życiu Eugeniusza Bodo tytułu „Ostatnia podróż” wydało mi się adekwatne. „Uśnij serce” brzmi teraz dla mnie trochę pretensjonalnie.
Eugeniusz Bodo w filmie "Piętro wyżej", fot. filmoplski.pl
Dlaczego spośród tylu gwiazd i gwiazdorów polskiego kina międzywojennego wybrał Pan właśnie, jako bohatera książki, Eugeniusza Bodo?
Z kilku powodów. Początkowo interesował mnie Bodo niemal wyłącznie jako aktor. W książce omawiam filmy z jego udziałem w taki sposób, aby zachęcić do ich obejrzenia, gdyż zwłaszcza młodym ludziom są nieznane. A dzięki Filmotece Narodowej i programom telewizyjnym, między innymi też moim, można je oglądać. Paradoks polega na tym, że Bodo od pewnego momentu chciał być wyłącznie aktorem teatralnym i estradowym, a zaprzestać występowania na ekranie, przynajmniej w rolach komediowych, w których przeważnie go obsadzano. Marzyły mu się poważne role filmowe – anegdoty wolał opowiadać w kabarecie. Film "Skłamałam" spełnił marzenia Bodo w dwójnasób: artysta otrzymał rolę dramatyczną, na dodatek wcielając się w postać negatywną, która pozwoliła mu ukazać odmienne aktorskie emploi. Potem sam siebie obsadził w roli poważnej, we własnym filmie "Za winy niepopełnione".
W książce staram też dowieść, że urodzony 28 grudnia 1899 r., bynajmniej nie w Warszawie, jak podają niektóre źródła, lecz w Genewie, Bogdan Junod, czyli przyszły Eugeniusz Bodo, to nie tylko aktor – to człowiek kina. Jego ojciec Teodor Junod, o czym się dziś nie pamięta, był jednym z pionierów kinematografii na ziemiach polskich. W 1903 r. otworzył w Łodzi kinoteatr „Urania”, gdzie rozpoczęła się kariera estradowa Bodo: przed seansami mały Bogdan w stroju kowboja popisywał się efektownym rzucaniem lassa. Znamienne, że gdy w 1933 r. Bodo zakładał własny ośrodek produkcji filmów, też nadał mu nazwę „Urania”.
W hołdzie dla ojca i dla dzieciństwa, w którym połknął bakcyla nie tylko aktorstwa, lecz w ogóle kina. Dlatego, kiedy był już dojrzałym twórcą, nie ograniczał się do występowania w filmach, ale próbował również swych sił jako scenarzysta, autor dialogów, opiekun artystyczny, reżyser, producent, a nawet montażysta.
Eugeniusz Bodo uchodził w przedwojennej Warszawie za bożyszcze kobiet oraz wzór szyku, mody i elegancji. Czy od tej strony także pokazuje go Pan na kartach swej książki?
Nie chcę się chwalić, ale z „Ostatniej podróży Eugeniusza Bodo” czytelnik po raz pierwszy dowie się wielu szczegółów dotyczących życia prywatnego tytułowego bohatera, poczynając od jego relacji z rodzicami. Zaglądam za kulisy romansu Bodo z egzotyczną aktorką Reri. Udało mi się dotrzeć do osób, które znały aktora osobiście. Ciekawiło mnie, dlaczego mężczyzna cieszący się kolosalnym powodzeniem u pań, przemycający je do swojej sypialni przy otwartych drzwiach do pokoju surowej matki, która jakimś cudem tego nie widziała albo nie chciała widzieć, nigdy się ani nie ożenił, ani nie żył w innym stałym związku.
Sądzę, że wiele nieznanych dotąd faktów znajdzie się również w rozdziale o łódzkim okresie w życiu Eugeniusza Bodo.
Przebieranki Eugeniusza Bodo w filmie "Piętro wyżej", fot. filmpolski.pl
A we fragmentach poświęconych tytułowej „ostatniej podróży”, która zakończyła się śmiercią Eugeniusza Bodo w ZSRR podczas wojny?
Wyłoni się z nich jeszcze inny Bodo: postać tragiczna. Gdyby wyruszył z Lwowa na trzecie tournee po Związku Radzieckim z trupą Henryka Warsa „Jazz Tea”, która miała wielkie powodzenie i dlatego nie była nękana przez władze sowieckie, zapewne uniknąłby swego losu. Przyczyn, dla których Bodo jawi mi się w tamtym okresie w wymiarze tragicznym jest więcej, ale tu odsyłam już czytelnika do mojej książki. Staram się w niej też rozwikłać narosłe wcześniej niejasności dotyczące ostatniego okresu życia artysty oraz jego śmierci. Pomocą służyły mi rozmowy z towarzyszem sowieckiej niedoli Eugeniusza Bodo – rosyjskim muzykologiem prof. Alfredem Mironowiczem Mirkiem (wtedy skromnym kilkunastoletnim „synem wroga ludu”), a także protokoły z przesłuchań aktora przez NKWD, które odbyły się w miejscowości Ufa. Lektura protokołów była dla mnie szokująca.
Jaka będzie dla czytelnika lektura „Ostatniej podróży Eugeniusza Bodo”?
Wierzę, że kto chętnie słucha mnie w telewizji czy radio, z przyjemnością sięgnie też po moją książkę. Bo ja piszę tak, jak mówię na antenie: nie dążę do naukowej głębi i precyzji, wolę narrację typu anegdotycznego. Mam nadzieję, że po przeczytaniu całości czytelnik nie dojdzie do wniosku, że był to czas stracony i choć przez chwilę pomyśli o tym, co to znaczy los człowieczy.
Zatytułował Pan książkę „Ostatnia podróż Eugeniusza Bodo” ale pisze Pan w niej nie tylko o faktycznie ostatniej podróży artysty – do obozu w Kotłasie w ZSRR, gdzie w 1943 r. zmarł, ale również o całym jego wcześniejszym życiu?
Tytuł roboczy brzmiał „Uśnij serce”. To fragment tekstu piosenki, którą Bodo śpiewał w 1938 r. w filmie Eugeniusza Cękalskiego i Karola Szołowskiego "Strachy". Piosenka mówi o strachu dławiącym gardło. Dlatego użyłem jej w moim filmie dokumentalnym z 1997 r. – „Eugeniusz Bodo. Za winy niepopełnione”. W scenie, z której widzowie dowiadywali się, że tytułowy bohater załamał się w sowieckiej niewoli i już się z niej nie podźwignął, padały właśnie te słowa: „Uśnij serce”. Początkowo uczyniłem z nich także tytuł książki, oczywiście wyjaśniając we wstępie czytelnikom, skąd się wziął. Teraz wyjaśniam im, dlaczego zastąpiłem go innym. Otóż ja we wszystko, co robię, angażuję się emocjonalnie. Zarówno postawienie w Kotłasie, w 1995 r., polskiego krzyża, jak i odsłonięcie tam, jesienią 2011 r., tablicy pamiątkowej poświęconej Eugeniuszowi Bodo, a wreszcie moja wyprawa na tę uroczystość, wywołały we mnie głębokie wzruszenie. Podróż do Kotłasu była ostatnią podróżą Bodo. Ja też zapewne już się tam nie wybiorę. Ponadto – choć brzmi to banalnie – całe życie jest podróżą.
Z tych wszystkich względów nadanie książce o życiu Eugeniusza Bodo tytułu „Ostatnia podróż” wydało mi się adekwatne. „Uśnij serce” brzmi teraz dla mnie trochę pretensjonalnie.
Eugeniusz Bodo w filmie "Piętro wyżej", fot. filmoplski.pl
Dlaczego spośród tylu gwiazd i gwiazdorów polskiego kina międzywojennego wybrał Pan właśnie, jako bohatera książki, Eugeniusza Bodo?
Z kilku powodów. Początkowo interesował mnie Bodo niemal wyłącznie jako aktor. W książce omawiam filmy z jego udziałem w taki sposób, aby zachęcić do ich obejrzenia, gdyż zwłaszcza młodym ludziom są nieznane. A dzięki Filmotece Narodowej i programom telewizyjnym, między innymi też moim, można je oglądać. Paradoks polega na tym, że Bodo od pewnego momentu chciał być wyłącznie aktorem teatralnym i estradowym, a zaprzestać występowania na ekranie, przynajmniej w rolach komediowych, w których przeważnie go obsadzano. Marzyły mu się poważne role filmowe – anegdoty wolał opowiadać w kabarecie. Film "Skłamałam" spełnił marzenia Bodo w dwójnasób: artysta otrzymał rolę dramatyczną, na dodatek wcielając się w postać negatywną, która pozwoliła mu ukazać odmienne aktorskie emploi. Potem sam siebie obsadził w roli poważnej, we własnym filmie "Za winy niepopełnione".
W książce staram też dowieść, że urodzony 28 grudnia 1899 r., bynajmniej nie w Warszawie, jak podają niektóre źródła, lecz w Genewie, Bogdan Junod, czyli przyszły Eugeniusz Bodo, to nie tylko aktor – to człowiek kina. Jego ojciec Teodor Junod, o czym się dziś nie pamięta, był jednym z pionierów kinematografii na ziemiach polskich. W 1903 r. otworzył w Łodzi kinoteatr „Urania”, gdzie rozpoczęła się kariera estradowa Bodo: przed seansami mały Bogdan w stroju kowboja popisywał się efektownym rzucaniem lassa. Znamienne, że gdy w 1933 r. Bodo zakładał własny ośrodek produkcji filmów, też nadał mu nazwę „Urania”.
W hołdzie dla ojca i dla dzieciństwa, w którym połknął bakcyla nie tylko aktorstwa, lecz w ogóle kina. Dlatego, kiedy był już dojrzałym twórcą, nie ograniczał się do występowania w filmach, ale próbował również swych sił jako scenarzysta, autor dialogów, opiekun artystyczny, reżyser, producent, a nawet montażysta.
Eugeniusz Bodo uchodził w przedwojennej Warszawie za bożyszcze kobiet oraz wzór szyku, mody i elegancji. Czy od tej strony także pokazuje go Pan na kartach swej książki?
Nie chcę się chwalić, ale z „Ostatniej podróży Eugeniusza Bodo” czytelnik po raz pierwszy dowie się wielu szczegółów dotyczących życia prywatnego tytułowego bohatera, poczynając od jego relacji z rodzicami. Zaglądam za kulisy romansu Bodo z egzotyczną aktorką Reri. Udało mi się dotrzeć do osób, które znały aktora osobiście. Ciekawiło mnie, dlaczego mężczyzna cieszący się kolosalnym powodzeniem u pań, przemycający je do swojej sypialni przy otwartych drzwiach do pokoju surowej matki, która jakimś cudem tego nie widziała albo nie chciała widzieć, nigdy się ani nie ożenił, ani nie żył w innym stałym związku.
Sądzę, że wiele nieznanych dotąd faktów znajdzie się również w rozdziale o łódzkim okresie w życiu Eugeniusza Bodo.
Przebieranki Eugeniusza Bodo w filmie "Piętro wyżej", fot. filmpolski.pl
A we fragmentach poświęconych tytułowej „ostatniej podróży”, która zakończyła się śmiercią Eugeniusza Bodo w ZSRR podczas wojny?
Wyłoni się z nich jeszcze inny Bodo: postać tragiczna. Gdyby wyruszył z Lwowa na trzecie tournee po Związku Radzieckim z trupą Henryka Warsa „Jazz Tea”, która miała wielkie powodzenie i dlatego nie była nękana przez władze sowieckie, zapewne uniknąłby swego losu. Przyczyn, dla których Bodo jawi mi się w tamtym okresie w wymiarze tragicznym jest więcej, ale tu odsyłam już czytelnika do mojej książki. Staram się w niej też rozwikłać narosłe wcześniej niejasności dotyczące ostatniego okresu życia artysty oraz jego śmierci. Pomocą służyły mi rozmowy z towarzyszem sowieckiej niedoli Eugeniusza Bodo – rosyjskim muzykologiem prof. Alfredem Mironowiczem Mirkiem (wtedy skromnym kilkunastoletnim „synem wroga ludu”), a także protokoły z przesłuchań aktora przez NKWD, które odbyły się w miejscowości Ufa. Lektura protokołów była dla mnie szokująca.
Jaka będzie dla czytelnika lektura „Ostatniej podróży Eugeniusza Bodo”?
Wierzę, że kto chętnie słucha mnie w telewizji czy radio, z przyjemnością sięgnie też po moją książkę. Bo ja piszę tak, jak mówię na antenie: nie dążę do naukowej głębi i precyzji, wolę narrację typu anegdotycznego. Mam nadzieję, że po przeczytaniu całości czytelnik nie dojdzie do wniosku, że był to czas stracony i choć przez chwilę pomyśli o tym, co to znaczy los człowieczy.
Andrzej Bukowiecki
portalfilmowy.pl/informacja własna
Ostatnia aktualizacja: 19.03.2012
15. rocznica śmierci Teresy Tuszyńskiej
Największa frajda na podwórku - Patryk Vega kontra Hans Kloss
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024