Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Alexander Sroczyński to bez wątpienia jeden z bardziej interesujących twórców rodzimej animacji. Poza filmem uprawia ilustrację książkową i rysunek satyryczny. Niestety, od blisko ćwierćwiecza w Nowym Jorku.
To artysta niekonwencjonalny, niespokojny, obdarzony nieprawdopodobną wyobraźnią i poczuciem humoru. Kiedy pracował w krakowskim Studiu Filmów Animowanych zawsze nosił gruby brulion ze skorowidzem, gdzie notował – w układzie alfabetycznym – swe zwariowane pomysły. Gdy dyrektor wołał go do gabinetu, planując produkcję Studia, albo gdy wykonanie planu, a więc i premie dla załogi były zagrożone, bo warto wspomnieć, że artysta ten realizował w Polsce filmy w czasach obowiązywania planowej gospodarki socjalistycznej, i pytał, jaki film zrobi, Olo odpowiadał pytaniem: a na jaki temat sobie pan dyrektor życzy. Na to dyrektor: – Może być o pieskach. – Może – odpowiadał artysta. I otwierał brulion na stronie P, gdzie pod hasłem „pieski” miał zapisanych kilkadziesiąt pomysłów...
Szybko stał się największą „gwiazdą” krakowskiej animacji. Sroczyński udowodnił, że możliwe jest połączenie filmu komercyjnego z ambicjami autorskimi. „Ludzie, którzy lubią uchodzić za intelektualistów, gardzą horrorem, kryminałem, komedią. Taka moda. Ręczę, że w skrytości ducha uwielbiają te gatunki. Ja się nie wstydzę komercji i czerpię z pogardzanych gatunków pomysły” – mówił w jednym z wywiadów.
Przed wielu laty miałem przyjemność organizować – wspólnie z Krzysztofem Gieratem, ówczesnym kierownikiem krakowskiego kina Mikro – wielką retrospektywę jego filmów. Zatytułowaliśmy ją „Mikro-Horror-Show”, a anonsowaliśmy – jak na tamte czasy, w których przecież działała cenzura, dość niekonwencjonalnie – dając ogłoszenie, tzw. drobne, do „Gazety Krakowskiej”, które zaczynało się od słów: „Jeśli chcesz zostać wampirem, przyjdź do kina Mikro 29 października 1984 roku o godz. 20...”. Przybyły tłumy. W kinie działy się sceny iście dantejskie. W poczekalni wznieśliśmy grób, z którego ku zdumieniu publiczności wstawał przysypany jesiennymi liśćmi znany krakowski tłumacz Krzysztof Błoński jako Nosferatu, a członkowie prowadzonego przez niego teatru włamywali się przez zewnętrzne okna do sali kinowej podczas projekcji i atakowali, głównie w okolice szyjne, dość zaskoczonych widzów. Po seansie przy pniaku z wbitą zakrwawioną siekierą odbyło się spotkanie z artystą i aukcja jego wampirycznych prac, prowadzona pod hasłem „Krew – darem życia”.
Jerzy Armata i Alexander Sroczyński, fot. archiwum prywatne autora
Sroczyński jest absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Kiedyś w jednym z wywiadów, poproszony o rozwinięcie tego skrótu, powiedział: ASP - Aspiracje Surrealistycznego Potomstwa, czyli Alexander Sroczyński Production. Salvador Dali i Luis Buñuel – to jego mistrzowie. - Podobnie jak Buñuel dorastałem w reżimowo-religijnej atmosferze. I podobnie jak Buñuela zainteresował mnie surrealizm – wyznaje. I dodaje: - Gdybym musiał wybrać poczucie humoru Rolanda Topora albo Piotra Skrzyneckiego, wybrałbym Topora.
Zadebiutował, zrealizowanym w 1981 roku w bielskim Studiu Filmów Rysunkowych, filmem „W trawie nie tylko piszczy...”, który stanowił jednocześnie jego pracę dyplomową w krakowskiej ASP. W tej zabawnej opowiastce o parze zakochanych ludzików, mieszkańców pola truskawkowego, nieustannie nękanych przez niezbyt przyjaźnie nastawione otoczenie, utrzymanej w poetyce delikatnego horrorku, można już dostrzec wyraźne cechy stylistyczne przyszłych filmów Sroczyńskiego. Debiut poprzedziła praca przy realizacji filmów innych reżyserów: Ryszarda Lepióry („Hotel”, "Koryto"), gdzie był autorem opracowania plastycznego, oraz Bronisława Zemana („8 i ¾”), gdzie oprócz opracowania plastyki pełnił również funkcję współscenarzysty. Już w tych filmach – w ich treści, plastyce i formie – widać wyraźny zarys kina, które będzie później z taką konsekwencją uprawiał
Jego animowane opowiastki („Film animowany”, „2013 Odyseja kosmiczna”, "Wilhelm Tell", „Apteczka pierwszej pomocy”, „I love Feratunos, czyli smak krwi”) to w większości pastisze popularnych gatunków – horroru, science fiction, tyle że podane w autorskiej poetyce. Poprzez charakterystyczną kreskę, a także typ uprawianego humoru są natychmiast rozpoznawalne. Połączenie dowcipu i inteligencji, fantazji i wyobraźni, nobilitacja żartu, gagu filmowego, purnonsensu, żarliwa miłość do kina, wiara w jego niezamierzone możliwości – to podstawowe cechy tej twórczości.
Rys. Alexander Sroczyński, archiwum prywatne autora
Sroczyński dostrzega także w kinie animowanym funkcję użytkową. Stąd w jego dorobku filmy zleceniowe: „Czołówka Ogólnopolskiego Autorskiego Filmu Animowanego w Krakowie”, która o mały włos nie otrzymała nagrody na tymże konkursie (przeszkodą okazał się regulamin, nienormujący takiego przypadku) oraz film reklamujący zalety kosmetyku dla piesków – „Szampon Bari”. W tej krótkiej kynologiczno-gangsterskiej opowiastce potrafił zawrzeć wszelkie walory swojego kina. Szkoda tylko, że ów filmik szybko zniknął z ekranów naszych telewizorów. Ponoć zdjął go jakiś prominentny urzędnik Telewizji Polskiej, kiedy jego piesek wyłysiał po skorzystaniu z reklamowanego kosmetyku. Cóż, trzeba lepiej wybierać zleceniodawców. Artysta wyciągnął wnioski i blisko dwadzieścia lat realizuje zachcianki nowojorskich zleceniodawców.
Olo Sroczyński to artysta nieprzewidywalny. W swych filmach, rysunkach, ilustracjach lubi pastiszować otaczającą rzeczywistość. W życiu także. Kiedyś podczas ceremonii otwarcia Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie przyszedł do kina Kijów przebrany za arabskiego szejka (i do zamknięcia imprezy, a trwała wtedy równy tydzień, nie został zdemaskowany), kilku rodzimych filmowców zawarło ponoć z nim korzystne umowy koprodukcyjne...
Alexander Sroczyński, fot. archiwum prywatne autora
Szybko stał się największą „gwiazdą” krakowskiej animacji. Sroczyński udowodnił, że możliwe jest połączenie filmu komercyjnego z ambicjami autorskimi. „Ludzie, którzy lubią uchodzić za intelektualistów, gardzą horrorem, kryminałem, komedią. Taka moda. Ręczę, że w skrytości ducha uwielbiają te gatunki. Ja się nie wstydzę komercji i czerpię z pogardzanych gatunków pomysły” – mówił w jednym z wywiadów.
Przed wielu laty miałem przyjemność organizować – wspólnie z Krzysztofem Gieratem, ówczesnym kierownikiem krakowskiego kina Mikro – wielką retrospektywę jego filmów. Zatytułowaliśmy ją „Mikro-Horror-Show”, a anonsowaliśmy – jak na tamte czasy, w których przecież działała cenzura, dość niekonwencjonalnie – dając ogłoszenie, tzw. drobne, do „Gazety Krakowskiej”, które zaczynało się od słów: „Jeśli chcesz zostać wampirem, przyjdź do kina Mikro 29 października 1984 roku o godz. 20...”. Przybyły tłumy. W kinie działy się sceny iście dantejskie. W poczekalni wznieśliśmy grób, z którego ku zdumieniu publiczności wstawał przysypany jesiennymi liśćmi znany krakowski tłumacz Krzysztof Błoński jako Nosferatu, a członkowie prowadzonego przez niego teatru włamywali się przez zewnętrzne okna do sali kinowej podczas projekcji i atakowali, głównie w okolice szyjne, dość zaskoczonych widzów. Po seansie przy pniaku z wbitą zakrwawioną siekierą odbyło się spotkanie z artystą i aukcja jego wampirycznych prac, prowadzona pod hasłem „Krew – darem życia”.
Jerzy Armata i Alexander Sroczyński, fot. archiwum prywatne autora
Sroczyński jest absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Kiedyś w jednym z wywiadów, poproszony o rozwinięcie tego skrótu, powiedział: ASP - Aspiracje Surrealistycznego Potomstwa, czyli Alexander Sroczyński Production. Salvador Dali i Luis Buñuel – to jego mistrzowie. - Podobnie jak Buñuel dorastałem w reżimowo-religijnej atmosferze. I podobnie jak Buñuela zainteresował mnie surrealizm – wyznaje. I dodaje: - Gdybym musiał wybrać poczucie humoru Rolanda Topora albo Piotra Skrzyneckiego, wybrałbym Topora.
Zadebiutował, zrealizowanym w 1981 roku w bielskim Studiu Filmów Rysunkowych, filmem „W trawie nie tylko piszczy...”, który stanowił jednocześnie jego pracę dyplomową w krakowskiej ASP. W tej zabawnej opowiastce o parze zakochanych ludzików, mieszkańców pola truskawkowego, nieustannie nękanych przez niezbyt przyjaźnie nastawione otoczenie, utrzymanej w poetyce delikatnego horrorku, można już dostrzec wyraźne cechy stylistyczne przyszłych filmów Sroczyńskiego. Debiut poprzedziła praca przy realizacji filmów innych reżyserów: Ryszarda Lepióry („Hotel”, "Koryto"), gdzie był autorem opracowania plastycznego, oraz Bronisława Zemana („8 i ¾”), gdzie oprócz opracowania plastyki pełnił również funkcję współscenarzysty. Już w tych filmach – w ich treści, plastyce i formie – widać wyraźny zarys kina, które będzie później z taką konsekwencją uprawiał
Jego animowane opowiastki („Film animowany”, „2013 Odyseja kosmiczna”, "Wilhelm Tell", „Apteczka pierwszej pomocy”, „I love Feratunos, czyli smak krwi”) to w większości pastisze popularnych gatunków – horroru, science fiction, tyle że podane w autorskiej poetyce. Poprzez charakterystyczną kreskę, a także typ uprawianego humoru są natychmiast rozpoznawalne. Połączenie dowcipu i inteligencji, fantazji i wyobraźni, nobilitacja żartu, gagu filmowego, purnonsensu, żarliwa miłość do kina, wiara w jego niezamierzone możliwości – to podstawowe cechy tej twórczości.
Rys. Alexander Sroczyński, archiwum prywatne autora
Sroczyński dostrzega także w kinie animowanym funkcję użytkową. Stąd w jego dorobku filmy zleceniowe: „Czołówka Ogólnopolskiego Autorskiego Filmu Animowanego w Krakowie”, która o mały włos nie otrzymała nagrody na tymże konkursie (przeszkodą okazał się regulamin, nienormujący takiego przypadku) oraz film reklamujący zalety kosmetyku dla piesków – „Szampon Bari”. W tej krótkiej kynologiczno-gangsterskiej opowiastce potrafił zawrzeć wszelkie walory swojego kina. Szkoda tylko, że ów filmik szybko zniknął z ekranów naszych telewizorów. Ponoć zdjął go jakiś prominentny urzędnik Telewizji Polskiej, kiedy jego piesek wyłysiał po skorzystaniu z reklamowanego kosmetyku. Cóż, trzeba lepiej wybierać zleceniodawców. Artysta wyciągnął wnioski i blisko dwadzieścia lat realizuje zachcianki nowojorskich zleceniodawców.
Olo Sroczyński to artysta nieprzewidywalny. W swych filmach, rysunkach, ilustracjach lubi pastiszować otaczającą rzeczywistość. W życiu także. Kiedyś podczas ceremonii otwarcia Festiwalu Filmów Krótkometrażowych w Krakowie przyszedł do kina Kijów przebrany za arabskiego szejka (i do zamknięcia imprezy, a trwała wtedy równy tydzień, nie został zdemaskowany), kilku rodzimych filmowców zawarło ponoć z nim korzystne umowy koprodukcyjne...
Jerzy Armata
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 14.12.2013
Polscy krytycy przyznali swoje nagrody
Orły 2012. Nowy termin: 19 marca
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024