PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
KOMENTARZ
  5.08.2012
Greta Garbo miała twarz, Marlena Dietrich nogi, Betty Grable sylwetkę, a Liz Taylor – biust. Dopiero Marilyn Monroe była gwiazdą, która miała to wszystko jednocześnie. Czy to tłumaczy jej fenomen?

W pewnym sensie tak: dla milionów mężczyzn chodzących do kina – nie oszukujmy się, kino przed pół wiekiem było jeszcze bardziej męską rozrywką niż dzisiaj - okazała się spełnieniem ideału. Panie, które owym mężczyznom w wyprawie do kina towarzyszyły, chcąc nie chcąc musiały to uznać, co najwyżej pocieszając się niezbyt imponującymi zaletami jej intelektu. Z ust do ust podawano sobie anegdotę, że na pytanie, co chciałaby zagrać, Marilyn odpowiedziała: „Braci Karamazow”. O tym, że na zdziwienie pismaków, którzy nigdy o Dostojewskim nie słyszeli i pytali „Wszystkich?”, wyjaśniła, że chodzi jej o Gruszeńkę („to dziewczyna” – dodała z czarującym uśmiechem), już nie pisano, bo nie pasowało to do kreowanego przez media wizerunku. Wszak liczyła się wyłącznie cielesność gwiazdy, pięknie podkreślona ostatnim zdjęciem Marilyn, odzianej jedynie w ręcznik, przysłaniający kobiece walory. Trzeba było niemal pół wieku, by opublikowano intymne zapiski i przemyślenia gwiazdy („Fragmenty”, Poznań 2011) , ujawniające, że to ciało miało też duszę i – co tu ukrywać – rozum.


"Pół żartem, pół serio" czyli talent komediowy gwiazdy w rozkwicie, fot Ale Kino+

Kiedy Billy Wilder przystępował do realizacji "Pół żartem, pół serio", od początku wykluczał użycie taśmy barwnej – w imię dobrego smaku i szacunku dla widza, by wyszminkowani aktorzy w strojach kobiecych z niczym innym się nie kojarzyli. Czasy się zmieniają, dziś zapewne to przebranie i kobiecy makijaż przykrywający męski zarost byłyby najważniejsze. O role w remake’u biliby się najwięksi twardziele współczesnego kina, by udowodnić swoją odwagę. Na szczęście remake nie jest potrzebny. Teraz, po latach, widać wyraźnie, że przebieranie Jacka Lemmona i Tony’ego Curtisa w damskie ciuszki miało jeden cel: nadać właściwy kształt kobiecości Marilyn Monroe.
A ile kobiecości zostanie po współczesnych gwiazdach, które prześcigają się w rozpowszechnianiu plotek o swoich kolejnych romansach, przybierają prowokujące pozy przed obiektywami paparazzich, wreszcie upowszechniają w sieci swoje seks wideo? Kiedy słyszę, że na lekcjach angielskiego poświęconych gwiazdom kina, na pytanie o fenomen Jamesa Deana młodzież odpowiada chórem „Who’s, the f…, James Dean?”, chce mi się krzyczeć. Hasło „Szanuj idola swego, bo będziesz miał gorszego” nie jest może oryginalne, ale za to paląco aktualne.

Konrad J. Zarębski
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  5.08.2012
Zobacz również
O festiwalach – ambiwalentnie
Filmowy komentarz Henryka Sawki
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll