Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Krakowski Festiwal Filmowy dobiegł końca. 3 czerwca widzowie obejrzeli ostatni blok Międzynarodowego Konkursu Filmów Krótkometrażowych. Większości młodych twórców nie jest do śmiechu, czego odbiciem są ich filmy.
Nie widzą nadziei w świecie opanowanym przez chciwość i bezprawie, nie chcą, żeby ich filmy były chwilowym od tego świata oderwaniem. Chojnie serwują nieszczęścia swoim bohaterom: jednemu raka płuc i wyrok – sześć dni życia, drugiemu depresję po śmierci matki, trzeciemu wybite oko, czwartemu niszczą wesele, piątemu... Przykłady można mnożyć.
Brytyjska animacja "Moxie" Stephena Irwina to portret niedźwiedzia na skraju załamania nerwowego. Zwierzę wpadło w depresję po śmierci mamy. Lekarstwo na smutek i apatię próbuje znaleźć w narkotykach, alkoholu, masturbacji i przemocy. Bez skutku. Zwierzęcy bohater – dekadent marzący o powrocie do łona matki – to "moxie", ktoś kto z problemami zwykł radzić sobie w ekstremalny sposób. Rozkrzyczana, ekspresyjna animacja sprawdza się połowicznie: z jednej strony – cieszy śmiałość twórcy w nietypowym przedstawieniu syndromów depresji u młodych i odarcie jej z patosu, z drugiej – rażą środki wyrazu, którymi się posługuje. Podobnie było też z „Villą Antropoff”. Vladimir Leschiov i Kaspar Jancis tworzą podobny punkt wyjścia jak w świetnej komedii "Bogowie muszą być szaleni" Jamiego Uysa. Butelkę Coca-coli z filmu z 1980 roku zastąpiła tu prezerwatywa, która motywuje młodego Afrykanina do przepłynięcia Morza Śródziemnomorskiego i zmierzenia się z kulturą europejską oko w oko. Efekt łatwo przewidzieć. Europejczycy okazują się zblazowaną, rozmiłowaną w zbytku, seksie i luksusie masą.
Trochę humoru wniosła norweska fabuła „Tuba Atlantic" Hallvara Witzø, której bohatera poznajemy w gabinecie lekarskim, gdzie dowiaduje się, że zostało mu sześć dni życia. Lada moment zjawia się jego Anioł Śmierci, który dotrzyma mu towarzystwa aż do śmierci. Ich wspólnym celem staje się likwidacja mew: karabiny maszynowe, dynamit, spadające lodówki to tylko niektóre z broni, którymi walczą z nieproszonym ptactwem. Chwilami walka jest na tyle zabawna, że wywołuje uśmiech na twarzy widzów.
Interesujący był także dokument "Amator" autorstwa Volhi Dashuk. Jego bohaterem jest Anatol Schneider – najstarszy filmowiec na Białorusi. Razem z nim odwiedzamy domostwa kolejnych białoruskich chłopów, w których spotkać można już tylko starsze kobiety. Zniszczone, zmęczone, przepracowane, ale pogodzona ze swoim życiem. Zadowolone z własnej egzystencji i z czasu, który miały do wykorzystania. Choć spotkało ich w życiu wiele złego (jedna z kobiet pochowała już obu synów), to nie marzą o śmierci, ani nie czekają na nią. Urzekający prostotą i szczerością dokument był – paradoksalnie – najbardziej optymistycznym obrazem spośród tego bloku.
Nie widzą nadziei w świecie opanowanym przez chciwość i bezprawie, nie chcą, żeby ich filmy były chwilowym od tego świata oderwaniem. Chojnie serwują nieszczęścia swoim bohaterom: jednemu raka płuc i wyrok – sześć dni życia, drugiemu depresję po śmierci matki, trzeciemu wybite oko, czwartemu niszczą wesele, piątemu... Przykłady można mnożyć.
Brytyjska animacja "Moxie" Stephena Irwina to portret niedźwiedzia na skraju załamania nerwowego. Zwierzę wpadło w depresję po śmierci mamy. Lekarstwo na smutek i apatię próbuje znaleźć w narkotykach, alkoholu, masturbacji i przemocy. Bez skutku. Zwierzęcy bohater – dekadent marzący o powrocie do łona matki – to "moxie", ktoś kto z problemami zwykł radzić sobie w ekstremalny sposób. Rozkrzyczana, ekspresyjna animacja sprawdza się połowicznie: z jednej strony – cieszy śmiałość twórcy w nietypowym przedstawieniu syndromów depresji u młodych i odarcie jej z patosu, z drugiej – rażą środki wyrazu, którymi się posługuje. Podobnie było też z „Villą Antropoff”. Vladimir Leschiov i Kaspar Jancis tworzą podobny punkt wyjścia jak w świetnej komedii "Bogowie muszą być szaleni" Jamiego Uysa. Butelkę Coca-coli z filmu z 1980 roku zastąpiła tu prezerwatywa, która motywuje młodego Afrykanina do przepłynięcia Morza Śródziemnomorskiego i zmierzenia się z kulturą europejską oko w oko. Efekt łatwo przewidzieć. Europejczycy okazują się zblazowaną, rozmiłowaną w zbytku, seksie i luksusie masą.
Trochę humoru wniosła norweska fabuła „Tuba Atlantic" Hallvara Witzø, której bohatera poznajemy w gabinecie lekarskim, gdzie dowiaduje się, że zostało mu sześć dni życia. Lada moment zjawia się jego Anioł Śmierci, który dotrzyma mu towarzystwa aż do śmierci. Ich wspólnym celem staje się likwidacja mew: karabiny maszynowe, dynamit, spadające lodówki to tylko niektóre z broni, którymi walczą z nieproszonym ptactwem. Chwilami walka jest na tyle zabawna, że wywołuje uśmiech na twarzy widzów.
Interesujący był także dokument "Amator" autorstwa Volhi Dashuk. Jego bohaterem jest Anatol Schneider – najstarszy filmowiec na Białorusi. Razem z nim odwiedzamy domostwa kolejnych białoruskich chłopów, w których spotkać można już tylko starsze kobiety. Zniszczone, zmęczone, przepracowane, ale pogodzona ze swoim życiem. Zadowolone z własnej egzystencji i z czasu, który miały do wykorzystania. Choć spotkało ich w życiu wiele złego (jedna z kobiet pochowała już obu synów), to nie marzą o śmierci, ani nie czekają na nią. Urzekający prostotą i szczerością dokument był – paradoksalnie – najbardziej optymistycznym obrazem spośród tego bloku.
Artur Zaborski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2012
Krakowski Festiwal Filmowy. Gala laureatów [foto]
Kraków, konkurs polski. Dziecko w kadrze
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025