PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  14.06.2012
Dlaczego wszedł z kamerą do stołecznego Pałacu Kultury i Nauki i co tam znalazł i czego nie znosi w filmach mówi dokumentalista Tomasz Wolski, który był jurorem podczas 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego

Dwa lata temu Marcin Koszałka powiedział odbierając w Krakowie nagrodę za ''Deklarację nieśmiertelności'', powiedział, że ten film to policzek wymierzony w stronę polskich dokumentalistów, którzy kompletnie nie zwracają uwagi na sferę wizualną. Czy przez te dwa lata coś się zmieniło?


Niestety niewiele. Wciąż pokutuje podejście do dokumentu jako do przypadkowej, niechlujnej roboty. Staram się myśleć o gatunku, który uprawiam jak o filmie dokumentalnym, nawet kinie dokumentalnym, a nie o dokumencie telewizyjnym. Artur Liebhart, dyrektor festiwalu Planete+ DOC, zareagował kiedyś na określenie "Pałacu" jako „dokument” następującymi słowami: ''Tomasz Wolski nie działa w branży papierniczej i nie robi dokumentów. Robi filmy dokumentalne.” Czy wyobrażasz sobie film fabularny, który ma byle jakie zdjęcia, a fajną historię? Tutaj nie dopuszcza się patologicznych sytuacji, jak źle ustawione światło czy krzywe kadry. A ja film dokumentalny traktuję w takich samych kategoriach co fabułę. Odbierając nagrodę na Planet+ DOC,  powiedziałem, że filmy muszą się dać nie tylko słuchać, ale i oglądać. Niezbyt odkrywcze, ale chyba wciąż warto o tym przypominać. Musimy czerpać wizualną przyjemność z oglądania filmów dokumentalnych. Pomysł realizatora nie powinien ograniczać się wyłącznie do gadających głów i trzęsącej kamera.


Tomasz Wolski, fot. KFF

Ty  unikasz gadających głów, starając się korzystać bardziej z karabaszowskiej metody ''cierpliwego oka''.

Uważam, że wywiad jest bardzo stresującą sytuacją. Staram się ile mogę, aby nie stawiać w takiej sytuacji mojego bohatera. Bardziej interesuje mnie „dzianie się”, podglądanie życia, rejestrowanie „prawdziwych” rozmów. Wyobraź sobie Leonarda DiCaprio, który w ''Titanicu'' stoi przed kamerą i opowiada: ''… i wtedy uderzyliśmy w górę lodową, statek zaczął tonąć”... Widz nie chce o tym słuchać, chce to zobaczyć i poczuć! Staram się, żeby widz moich filmów był bardziej współuczestnikiem zdarzeń, tak jak w filmie fabularnym. Oczywiście, można wykorzystać wywiady, ale trzeba po pierwsze umieć to zrobić, a po drugie znaleźć na to uzasadnienie. ''Gadające głowy'' Kieślowskiego rzeczywiście są ''gadającymi głowami'', ale jak to jest zrobione! Jak pomyślane! Nie można po prostu posadzić człowieka przed kamerą i kazać mu opowiedzieć swoje życie. A potem jakoś to montować.

Piotr Czerkawski powiedział o tobie, w kontekście filmu, że ''w konfrontacji z monumentalnym budynkiem ocalasz intymną perspektywę''. Taka interpretacja pozwala usytuować ''Pałac'' na tle twoich pozostałych filmów, np. ''Złotej rybki'', ''Szczęściarzy'', ''Lekarzy''. Wszędzie tam instytucja była pretekstem do opowiedzenia o ludziach.

Oglądam często filmy Fredericka Wisemana, który również robi filmy o instytucjach, tylko że one są dla mnie zbyt bezosobowe. W ostatnich jego filmach dokumentalnych oglądamy mnóstwo bohaterów i po seansie prawie żadnej z nich nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć. Zbijają się w jedną masę. Chciałbym, żeby widzowie z moimi filmami kojarzyli konkretne twarze tak, jak aktorów po seansie filmu fabularnego. Jeżeli robię film o instytucji, to szukam punktów zaczepienia. Dlatego staram się wyszukiwać wyrazistych bohaterów.

W filmie "Pałac" o warszawskim Pałacu Kultury i Nauki  w ogóle nie widzimy osób, które budynkiem zarządzają; kompletnie nieobecni są dyrektorowie, pion administracyjny. Czy od początku świadomie ich pomijałeś, czy miałeś jakieś sceny, które – koniec końców – nie pasowały do całości?

Nagrałem kilka spotkań jednego z prezesów z kierownikami technicznymi. Ale nawet to, co nagrałem – cóż, to nie było to, czego szukałem. Siła tego budynku jest gdzieś indziej: w wyrazistych bohaterach i konkretnych miejscach.

Jaki był zatem klucz w doborze bohaterów?

Krystalizowało się to na bieżąco, w trakcie zdjęć. Kiedy kręciłem Chór Aleksandrowa, nagle pojawiła się sprzątaczka, pani Grażynka. I wiedziałem, że do niej trzeba wrócić, bo ona jest świetna! To zresztą ciekawe – ma w zasadzie drugoplanową, epizodyczną wręcz rolę, a wszyscy ją pamiętają. Wiedziałem, że z niektórymi bohaterami muszę koniecznie spędzić więcej czasu, na przykład z ochroniarzami. Czułem, że u nich dzieje się coś ciekawego, to była tylko kwestia trafienia na odpowiednich ludzi. Trzeba było zdać się na los, ale też być non stop czujnym i mieć oczy szeroko otwarte.

Wydawało się, że w filmie poruszysz gorący obecnie wątek pomysłu zburzenia Pałacu. Tymczasem w ogóle od tego uciekasz. Dlaczego?

Myślę w kategoriach uniwersalnych i mam na uwadze także zagranicznych widzów, którzy nie mają pojęcia o tej sytuacji, i których nie interesuje, czy ktoś chce Pałac zburzyć. To zresztą pomysł tak nierealny, że nie warto byłoby się nim zajmować i poświęcać mu w filmie cenny czas. Zresztą zburzenie takiego kolosa jest chyba fizycznie niemożliwe.

plakat 52. KFF, fot. KFF

Zgadza się ten budynek to ogromna instytucja, w której pracuje przecież kilka tysięcy osób i jedno z centrów kulturalnego i towarzyskiego życia w Warszawie. A jakie są twoje prywatne, własne wspomnienia z Pałacem – kiedy w nim byłeś pierwszy raz w życiu?

Pochodzę z niezbyt dużego miasta - Grudziądza i nie uczestniczyłem w żadnej wycieczce szkolnej do Warszawy. Później, przejeżdżając przez Warszawę, traktowałem Pałac jako  dziwny, ale bardzo charakterystyczny budynek. Zastanawiałem się co jest w środku, ale tej ciekawości w żaden sposób nie zaspokoiłem. Myślę, że pierwszy raz wkroczyłem tam osiem lat temu, gdy wymyśliłem, że zrobię film o tym budynku. Już wtedy intuicja podpowiadała mi, że warto zająć się tym tematem. Kamera jest dla mnie świetnym pretekstem do wchodzenia w miejsca, których jako zwykły obywatel nie miał bym szans odwiedzić. Dzięki niej poznałem Pałac, uczestniczyłem w trudnych kardiochirurgicznych operacjach, przyglądałem się pracy Urzędu Stanu Cywilnego.   

Chciałbym  porozmawiać o twoim starszym filmie: ''Pomału''. Po ''Szczęściarzach'' to był pewien zwrot w twojej karierze; zrobiłeś film pozbawiony charakterystycznego dla ciebie humoru, praktycznie pozbawiony słów, film bardzo konceptualny. Natomiast w ''Lekarzach'' i ''Pałacu'' wracasz do wcześniej wypracowanej metody twórczej. Czy uważasz, że metoda, którą obrałeś podczas realizacji ''Pomału'' wyczerpała się przy tym jednym projekcie, czy będziesz jeszcze kiedyś chciał do niej wrócić?

Z chęcią zrobię kiedyś kolejny taki film, być może czarno-biały i bez słów. Stawiam sobie wyzwania i zwracam uwagę na formę bardziej niż kiedyś. Dawniej wystarczyło mi, żeby film był poprawny wizualnie. Wydaje mi się, że ''Pałac'' ma trochę wspólnego z ''Pomału'', jest gdzieś pomiędzy „Szczęściarzami” a właśnie tym filmem. Staram się uciekać od szufladek. Po ''Złotej rybce'' postrzegano mnie jako osobę, która zajmuje się niepełnosprawnymi i wykluczonymi, więc spróbowałem czegoś innego. Na przekór.

''Pałac'' jest największym przedsięwzięciem, w jakim wziąłeś udział do tej pory, choćby dlatego że zdjęcia trwały dwa lata. Jakie trudności pojawiły się w trakcie realizacji?

Napotykały mnie te same problemy co zwykle. Od pewnego czasu staram się nie zakładać, o czym film będzie. Muszę intuicyjnie znaleźć jakąś sytuację, być czujnym, zbierać wszelkie impulsy i wrażenia z otaczającej rzeczywiści, i potem zacząć to sobie układać. W przypadku ''Pałacu'' trwało to długo, bo to trochę takie małe miasteczko, gdzie możesz zrobić film o wszystkim. Już od jakiegoś czasu przestałem się martwić tym, czego uczą w szkołach, że jak zaczynasz film, to powinieneś wiedzieć o czym. Ja nie chcę tego wiedzieć. Próbuję odnaleźć się w żywiole; wtedy czuję się dobrze. I w tym wypadku zajęło mi to więcej czasu niż zazwyczaj.

Wspominałeś, że film powstawał bez scenariusza. Ale przecież jest kilka miejsc w Polsce, także tutaj, w Krakowie, gdzie uczą się pisania scenariuszy do filmów dokumentalnych. Czy to ma zatem sens, skoro według ciebie taka praktyka nie jest konieczna?

Oczywiście że ma sens. Aby zdobyć fundusze na realizację, musisz napisać scenariusz. Przy mojej metodzie pracy jest to  problematyczne. Kiedy wymyślam sobie jakiś projekt, to nie wiem, w którą stronę pójdzie, i ciężko jest napisać wówczas scenariusz. Dlatego, kiedy aplikuję o jakieś pieniądze, mam zazwyczaj około 60 procent zdjęć gotowych. Jestem już wtedy po tym etapie, w którym mniej więcej odkryłem, o czym będzie film. Chodzi też o to, żeby realizator wszystko spisał, usystematyzował i wiedział, w którą stronę ma iść całość. Jeżeli to zrobi, to spojrzy na całość zupełnie inaczej niż wówczas, jeżeli będzie miał to wyłącznie w głowie. Trzeba rzecz przelać na papier i zobaczyć, jak się układa. A potem to zapomnieć i być czujnym na zdjęciach. 

Jacek Dziduszko
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.07.2012
Zobacz również
Łódzki Fundusz Filmowy dofinansuje pięć produkcji
Czy Ridley Scott wyprodukuje polski film?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll