PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Jerzy Gruza
  21.10.2015
Makłowicz posiadł wspaniałą i przedziwną sztukę chodzenia do przodu, a mówienia do tyłu. Do podążającej za nim kamery z operatorem.
Mojito na Lubelskiej 
Drink, który zaproponowali mi na otwarciu klubu Sułtan z tańcem brzucha i sziszą.
          Mam nadzieję, że Palikot nie jest  właścicielem Lubelskiej, chyba nigdy nie był, tylko Żołądkowej Gorzkiej, na której akcjach straciłem trzy emerytury.
          Później z zemsty nie głosowałem na niego.
          Ale swoją drogą to ładnie brzmi: „Mojito na Lubelskiej”. Jakoś tak i zagranicznie i swojsko.


Determinacja 
Pasaż miedzy Domami Centrum. Młody człowiek i obok starszy mężczyzna niewysoki, w kaszkiecie na głowie, okulary przeciwsłoneczne, koszula wypuszczona na spodnie.
– Bardzo pana przepraszam, ale mam wynajęty pokój, tu niedaleko przy Chmielnej… Niech się pan nie boi… Pokój świeżo wysprzątany, świeża pościel…
Idzie dalej, obserwuję go, podchodzi do taksówek na postoju. Za kierownicą muskularny, z tatuażami, taksówkarz.

          I znów:
          – Bardzo pana przepraszam, ale mam wynajęty niedaleko pokój
         Jaka determinacja! Beznadziejna, bez szans propozycja… a jednak trwał w swoim jednostajnym repertuarze… a może, a może ktoś się załapie.
         Zniknął mi gdzieś w perspektywie ulicy, jeszcze próbował kogoś zaczepić, jeszcze liczył na szczęśliwy przypadek.
          Zawsze mnie wzrusza taka beznadzieja wiary, że może…, że się coś szczęśliwego zdarzy… w biedzie, chorobie, samotności, pożądaniu, niespełnieniu, nienawiści albo miłości.           
          Jest się śmiesznym. Jest się żałosnym. Jest się tragicznym.
          Materiałem na film. 


Sztuka 
Makłowicz posiadł wspaniałą i przedziwną sztukę chodzenia do przodu, a mówienia do tyłu. Do podążającej za nim kamery z operatorem.


Starość pokerzysty 
Andrzej B. zwany Koniem całe życie grał w karty i nigdy nie pracował. Bał się, że na starość będą mu się trzęsły ręce i nie będzie mógł utrzymać kart. Ręce mu się nie trzęsą, ale poumierali partnerzy do gry. A byli to ludzie wiekowi i Koń nie zadbał o to, aby grać z młodymi, których by mógł ogrywać do dzisiaj. Tamci odeszli i została pustka pokerowa. A byli to: kucharz Bieruta, tłumacz Gomułki i inni prominenci reżimu, których ogrywanie przynosiło Koniowi wielką patriotyczną satysfakcję. Dziś Koń wobec braku partnerów żyje z emerytury i czeka na odszkodowanie za mienie zaburzańskie.

            Jest dobrym człowiekiem, zawsze gotowym pomóc innym, i tacy do niego ciągną, stwarzając wielorakie kłopoty Andrzejowi. Ale ten jest praktyczny i zaradny w każdej sytuacji, można polegać na jego pomocy. Zadzwonił do mnie, że przeczytał fragment mojej książki, gdzie wspominam syna kompozytora Sikorskiego. Młody człowiek sam był kompozytorem wstrząsającej muzyki, którą kiedyś słyszałem w Dwójce i napisałem o nim wspomnienie. Sikorski sporo pił. Zamykał warszawskie knajpy, kiedy już wszyscy rozchodzili się do domów, a on zostawał półprzytomny, bez kontaktu ze światem, kompletnie samotny.

           Spotkał go w takiej sytuacji Koń i postanowił mu pomóc. Chciał go podprowadzić do taksówki i tam eskortować na Polną, gdzie artysta mieszkał. Szli ze Ścieku przy Trębackiej w kierunku postoju taksówek. Nagle Sikorski w jakimś odruchu rozpaczy zaczął walić głową o sztachety okalające na tyłach budynku Ministerstwa Kultury (!). Głowa po kilku uderzeniach utkwiła mu miedzy sztachetami i nie mógł już jej wyciągnąć. Tkwił uwięziony, jak robak złapany w potrzask. Sytuacja i groteskowa, i tragiczna. Uszy krwawią po szarpaninie, aby wyciągnąć głowę z żelaznych sztachet ogrodzenia. Noc. Pustynia.

          Koń zatrzymuje jakaś taksówkę, ten stoi, szlochając z głową utkwioną między sztachetami, uszy krwawią obficie. Koń razem z taksówkarzem podnośnikiem do samochodu próbują rozewrzeć żelazne pręty wmurowane tam jeszcze za czasów arystokratów, którzy zbudowali ten pałac w osiemnastym wieku. Udało się, razem z taksówkarzem wyciągnęli głowę młodego kompozytora z pułapki.
Może wtedy nad ranem napisał tę wstrząsającą muzykę, którą po jego śmierci słyszałem w radio, w Dwójce.


Szerszenie atakują 
Dom Pracy Twórczej w Konstancinie. Nasłane przez młodych twórców, aby wykończyć starych. Walka o tantiemy. Nie przebierają w środkach. Starzy ścierkami, ręcznikami tłuką atakujące ich owady. Ale bronią się, niestety, coraz słabiej.
      Młodzi czyhają na kasę.
      Doczekają się.  


Umiłowanie zawodu 
– Jestem wytwórcą krzewów ozdobnych w Sochaczewie. Nawet jak jadę na imieniny do kolegi, nie rozstaję się z sekatorem. Uważam przycinanie krzewów za proces odmładzania. Zawsze jestem gotowy, aby użyć sekatora i coś odmłodzić.


Znów pogrzeb 
Grób daleko od kościoła. Długa droga za trumną. Co słabsi odpadali z konduktu. Dopiero odżyli na stypie przy „gorącym” i zimnej wódce.


Zagadka 
Poniedziałek. Przedpołudnie. Podjeżdża lśniący mercedes coupé. Wychodzi z niego letnio, modnie ubrany, pan w średnim wieku. Idzie szybkim krokiem do punktu fundacji zbierającej na biednych. Zagadka. Co? Dla dramaturga, scenarzysty, dziennikarza. Po co? Dlaczego, co ma za sprawę? Nic w rękach nie niesie z rzeczy, które przydałyby się biednemu. Wraca po dziesięciu minutach, też z pustymi rękami. Nic nie kupił. Co miał za sprawę? Żona tam pracuje? Jest dyrektorem tej instytucji? Przyjechał po kasę? Zaniósł kasę, wpłacił na ubogich? Może zwyczajnie chciał coś kupić i rozmyślił się? Ale dlaczego taki pospiech, zdecydowany krok, i ten elegancki samochód?

Zagłębiam się w tabloidzie „Fakt”, czytam nagłówki i staję się podejrzliwy jak policyjny pies.
           
„Zapisywać przeżycia
 nie w kolejności, w jakiej się zdarzają, bo to jest historia. Ale w porządku, w jakim stają się ważne dla bohatera”.
            Tak chcę pisać.


Jerzy Gruza
Magazyn Filmowy SFP, 48/2015
Zobacz również
fot. Kuba Kiljan/ Kuźnia Zdjęć
Październikowy wysyp premier
"Hotel Transylwania 2" na drodze do miliona
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll