Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Film Kordiana Piwowarskiego "Baczyński" trwa godzinę i jest eksperymentem formalnym zawieszonym pomiędzy dokumentem a popularnym ostatnio gatunkiem telewizyjnym określanym jako docudrama, czyli inscenizowaniem rzeczywistych wydarzeń historycznych połączonym z narracją w wykonaniu świadków opowiadanej historii.
Tłem dla niemych w większości scen aktorskich, odtwarzających życie poety w czasach okupacji hitlerowskiej aż do jego tragicznej śmierci w Pałacu Blanka w czasie Powstania Warszawskiego, są wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, recytowane przez uczestników slamu poetyckiego zorganizowanego w 2011 roku dla uczczenia 90. rocznicy urodzin ich autora.
Mateusz Kościukiewicz jako Krzysztof Kamil Baczyński, fot. Studio Interfilm
Daje to walor współczesnego ich odczytania, ale emocjonalna wartość takich interpretacji pozostaje bardzo daleko za wrażeniem, jakie robiła niegdyś Ewa Demarczyk śpiewająca w Piwnicy Pod Baranami „Wiersze Baczyńskiego” z muzyką Zygmunta Koniecznego. Te obecne interpretacje, zaprezentowane w filmie, pozostają zawieszone w przedziwnej próżni, tętniąc emocjami, które nie rezonują. I choć wiem, że wspomnienie, jakie mnie naszło – szkolnych akademii ku czci – jest może nie dla każdego przykre, to jednak nie służy, moim zdaniem, zwiększeniu współodczuwania poezji przez widzów.
Nie to jednak jest największym problemem filmu. Najbardziej uderzyła mnie nienowoczesna optyka obyczajowa i społeczna zaprezentowana przez twórców, która przypomniała mi słynne gombrowiczowskie „Słowacki wielkim poetą był”, bez próby zapuszczenia się głębiej w psychikę tego wyjątkowo wrażliwego twórcy, uwikłanego w walkę nie tylko z hitlerowcami, ale i z sobą samym. Czasami miałem wrażenie, że scenarzysta i reżyser w jednej osobie skrupulatnie unikał wszystkich potencjalnie kontrowersyjnych elementów biografii poety, prezentując ją ze swoistym astygmatyzmem intelektualnym: pewne elementy jawią się wyraźnie i kontrastowo, inne rozmazują się i uciekają w niewyraźne zakamarki obrazu.
Postaram się więc teraz o korektę owego astygmatyzmu i do roli okulisty powołam nieżyjącego od ćwierć wieku Jerzego Andrzejewskiego – pisarza, autora m.in. „Popiołu i diamentu”, a także przyjaciela Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Miałem 24 lata, gdy trafiłem do domu Andrzejewskiego, by przeprowadzić z nim wywiad. Mieszkanie mieściło się w starej, praskiej kamienicy, naprzeciwko wybiegu dla niedźwiedzi. Było duże, przestronne, zapełnione książkami i fotografiami. Pisarzowi spodobało się, że przyszedł do niego młody chłopak. Biegał po pracowni, częstował mnie nalewką, może nawet kokietował. Pokazywał swoje ulubione fotografie: Maria Dąbrowska („chyba najzdolniejsza polska lesbijka"), Krzysztof Kamil Baczyński („jego życie mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby nie to małżeństwo…"). Zaskoczyła mnie wściekła niechęć Andrzejewskiego do młodziutkiej żony Baczyńskiego, Basi. Widział w niej prawdziwe nieszczęście, jakie spotkało młodego poetę, ale i swoje, bo uważał, że Basia odebrała mu Kamila.
Homoseksualne relacje Baczyńskiego zarówno z Andrzejewskim, jak i Iwaszkiewiczem (ta sama grupa przyjaciół-literatów) od dawna nie są już tajemnicą, a jednak w filmie odsunięto je w głęboki cień, eksponując „romantyczną miłość” jaka połączyła poetę z Basią. Szkoda, że młodzi twórcy nie spróbowali poszukać odpowiedzi na pytania o przyczyny decyzji podejmowanych przez Baczyńskiego (pośpieszne małżeństwo, obsesyjna potrzeba podejmowania się „męskich” zadań w oddziałach zbrojnych AK, mimo oczywistego braku predyspozycji do nich), tłumacząc wszystko jego romantyzmem i patriotyzmem. Gdyby jednak zajrzeć trochę uważniej w psychikę poety, dla którego zarówno seksualność, jak i przynależność narodowa (pochodzenie żydowskie) stanowiły problem, mógłby powstać film naprawdę wartościowy, a także na miarę XXI wieku, nie tylko jeśli chodzi o zastosowaną konwencję filmowania, ale także o przekaz.
Astygmatyczny "Baczyński" rozpływa się i kokietuje narodowymi wartościami. Nie przynosi jednak większego zrozumienia dla wyjątkowości poezji ani samej postaci jego bohatera. Co było niejasne, pozostaje niejasne. Co było odległe, pozostaje niezbliżone. Co niepokoiło deklaratywnością, nadal nie spogląda w oczy.
Tłem dla niemych w większości scen aktorskich, odtwarzających życie poety w czasach okupacji hitlerowskiej aż do jego tragicznej śmierci w Pałacu Blanka w czasie Powstania Warszawskiego, są wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, recytowane przez uczestników slamu poetyckiego zorganizowanego w 2011 roku dla uczczenia 90. rocznicy urodzin ich autora.
Mateusz Kościukiewicz jako Krzysztof Kamil Baczyński, fot. Studio Interfilm
Daje to walor współczesnego ich odczytania, ale emocjonalna wartość takich interpretacji pozostaje bardzo daleko za wrażeniem, jakie robiła niegdyś Ewa Demarczyk śpiewająca w Piwnicy Pod Baranami „Wiersze Baczyńskiego” z muzyką Zygmunta Koniecznego. Te obecne interpretacje, zaprezentowane w filmie, pozostają zawieszone w przedziwnej próżni, tętniąc emocjami, które nie rezonują. I choć wiem, że wspomnienie, jakie mnie naszło – szkolnych akademii ku czci – jest może nie dla każdego przykre, to jednak nie służy, moim zdaniem, zwiększeniu współodczuwania poezji przez widzów.
Nie to jednak jest największym problemem filmu. Najbardziej uderzyła mnie nienowoczesna optyka obyczajowa i społeczna zaprezentowana przez twórców, która przypomniała mi słynne gombrowiczowskie „Słowacki wielkim poetą był”, bez próby zapuszczenia się głębiej w psychikę tego wyjątkowo wrażliwego twórcy, uwikłanego w walkę nie tylko z hitlerowcami, ale i z sobą samym. Czasami miałem wrażenie, że scenarzysta i reżyser w jednej osobie skrupulatnie unikał wszystkich potencjalnie kontrowersyjnych elementów biografii poety, prezentując ją ze swoistym astygmatyzmem intelektualnym: pewne elementy jawią się wyraźnie i kontrastowo, inne rozmazują się i uciekają w niewyraźne zakamarki obrazu.
Postaram się więc teraz o korektę owego astygmatyzmu i do roli okulisty powołam nieżyjącego od ćwierć wieku Jerzego Andrzejewskiego – pisarza, autora m.in. „Popiołu i diamentu”, a także przyjaciela Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Miałem 24 lata, gdy trafiłem do domu Andrzejewskiego, by przeprowadzić z nim wywiad. Mieszkanie mieściło się w starej, praskiej kamienicy, naprzeciwko wybiegu dla niedźwiedzi. Było duże, przestronne, zapełnione książkami i fotografiami. Pisarzowi spodobało się, że przyszedł do niego młody chłopak. Biegał po pracowni, częstował mnie nalewką, może nawet kokietował. Pokazywał swoje ulubione fotografie: Maria Dąbrowska („chyba najzdolniejsza polska lesbijka"), Krzysztof Kamil Baczyński („jego życie mogłoby się potoczyć inaczej, gdyby nie to małżeństwo…"). Zaskoczyła mnie wściekła niechęć Andrzejewskiego do młodziutkiej żony Baczyńskiego, Basi. Widział w niej prawdziwe nieszczęście, jakie spotkało młodego poetę, ale i swoje, bo uważał, że Basia odebrała mu Kamila.
Homoseksualne relacje Baczyńskiego zarówno z Andrzejewskim, jak i Iwaszkiewiczem (ta sama grupa przyjaciół-literatów) od dawna nie są już tajemnicą, a jednak w filmie odsunięto je w głęboki cień, eksponując „romantyczną miłość” jaka połączyła poetę z Basią. Szkoda, że młodzi twórcy nie spróbowali poszukać odpowiedzi na pytania o przyczyny decyzji podejmowanych przez Baczyńskiego (pośpieszne małżeństwo, obsesyjna potrzeba podejmowania się „męskich” zadań w oddziałach zbrojnych AK, mimo oczywistego braku predyspozycji do nich), tłumacząc wszystko jego romantyzmem i patriotyzmem. Gdyby jednak zajrzeć trochę uważniej w psychikę poety, dla którego zarówno seksualność, jak i przynależność narodowa (pochodzenie żydowskie) stanowiły problem, mógłby powstać film naprawdę wartościowy, a także na miarę XXI wieku, nie tylko jeśli chodzi o zastosowaną konwencję filmowania, ale także o przekaz.
Astygmatyczny "Baczyński" rozpływa się i kokietuje narodowymi wartościami. Nie przynosi jednak większego zrozumienia dla wyjątkowości poezji ani samej postaci jego bohatera. Co było niejasne, pozostaje niejasne. Co było odległe, pozostaje niezbliżone. Co niepokoiło deklaratywnością, nadal nie spogląda w oczy.
Tomasz Raczek
www.portalfilmowy.pl
Box Office. Klęska hollywoodzkich produkcji
Box Office. Oz nie taki potężny.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025