PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Dla serwisu Portalfilmowy.pl z dokumentalistą Adamem Palentą rozmawia Lech Moliński.

Portalfilmowy.pl: Zacznijmy bez zbędnych wstępów. Spotkałem się z opiniami, że Twoim filmom dokumentalnym ("Popatrz", "Życie stylem dowolnym") de facto bliżej jest do etiud operatorskich niż do kina dokumentalnego. Mógłbyś się do tego odnieść?

Adam Palenta: Moim językiem opowiadania historii jest obraz, ale to nie oznacza, że tworzę film z ładnych kadrów. Szkielet filmu powstaje na poziomie koncepcyjnym, punktem wyjścia zawsze jest człowiek i jego historia - nie efektowność zdjęć. Tu jest podstawowa różnica.


kadr z filmu "Życie stylem dowolnym" / fot. Studio Munka

PF: Dla mnie osobiście dużym atutem jest to, że zdjęcia w dokumentach Twojego autorstwa są nie tylko poprawne, ale przykuwają uwagę wysoką jakością. Brak dbałości o stronę wizualną filmu dokumentalnego stanowi chyba pewien problem we współczesnej dokumentalistyce?

AP: Myślę, że jest coraz lepiej, choć rzeczywiście jakość zdjęć spadła w chwili wyparcia taśmy przez kamery cyfrowe. Wszyscy myśleli, że dokumenty można robić bez operowania światłem. Owszem, można tak pracować, ale to musi być w założeniach formalnych Obraz musi mieć uzasadnienie w pokazywanym temacie, musi być do niego dostosowany, przemyślany. Zdjęcia w filmie nie powinny przeszkadzać, autor musi pozwolić nam się zagłębić się w temat - albo nawet więcej - autor powinien nam to ułatwić, albo świadomie utrudnić.

PF: Co jest dla Ciebie najważniejsze, kiedy decydujesz się zająć realizacją filmu dokumentalnego?

Najistotniejsza jest opowieść, emocje, zostawienie śladu w odbiorcy.

PF: Jacek Bławut, Marcin Koszałka, Wojciech Staroń, by wymienić tylko kilku najbardziej cenionych. To operatorzy, którzy z wielkim powodzeniem pracują też jako reżyserzy filmów dokumentalnych. Ty również podążasz podobną ścieżką. Jak myślisz, co powoduje, że operatorzy tak dobrze sprawdzają się w roli dokumentalistów?

AP: Mamy zmienną optykę, myślimy obrazem, omijamy poziom operatora, który ma urzeczywistnić naszą wizję. To bardzo duży komfort. Własnymi rękami przenosimy obraz z naszej głowy na taśmę. To samo robił Bogdan Dziworski, to on zaraził mnie swoim dokumentem, on inspirował. Oczywiście, nie oznacza to, że chcę rezygnować z fabuły, to inny rodzaj pracy. Po prostu w dokumencie mogę się wypowiedzieć sam, o tym, co mnie porusza, o tym, co jest dla mnie ważne.

PF: Odwrotna ścieżka kariery: od realizacji filmu dokumentalnego do sprawowania funkcji operatora bywa rzadziej praktykowana. Choć np. Tomasz Wolski, który nie ma operatorskiego wykształcenia, doczekał się na tym polu uznania. Dostał nagrodę za zdjęcia do filmu "Lekarze" na MFF Plus Camerimage, a także bywa zapraszany do udziału w roli operatora w projektach innych twórców, m.in. przez Piotra Stasika i Marcina Koszałkę. Zastanawiam się czy wg Ciebie jest możliwe wykonywanie zawodu operatora filmowego bez stosownych studiów?

AP: Tak, teraz już tak, pod warunkiem, że nie trzeba tego robić na taśmie, gdzie autor zdjęć musi zagłębić się w tajniki fotochemii. Ludzie oglądają filmy, są dobrze wyedukowani, trochę praktyki i wszystko wygląda dobrze, ale na pracę w charakterze operatora trzeba zapracować, reżyser musi być pewny, że operator wie, co robi. Nie ma miejsca na amatorkę. To trochę tak, jak z fotografią. Negatyw zastąpiły aparaty cyfrowe, wszyscy robią zdjęcia - tworzy się jakaś gigantyczna bańka wokół postrzegania i zapamiętywania, każdy tworzy, każdy ma coś do powiedzenia – pokazania. Czegoś takiego nigdy w sztuce nie było. Podobnie dzieje się z filmem. Łatwość dostępu, w miarę prosta obsługa sprzętu - i otwierają się nowe możliwości. My, jako odbiorcy, mamy możliwość obcowania z wrażliwością innych ludzi na niespotykaną skalę. Adekwatność pytania, czy potrzebne są do tego studia chyba traci na ważności wobec skali zjawiska.

Kadr z filmu "Życie stylem dowolnym" / fot. Studio Munka

PF: Oczywiście, jest jeszcze stanowczo zbyt wcześnie, aby dokonywać podsumowań Twojego dorobku, ale po obejrzeniu "Popatrz" i „Życia stylem dowolnym” można spróbować się pokusić o tezę, że interesuje Cię, przynajmniej w tym momencie, typ bohatera filmowego, do którego pozornie trudniej jest dotrzeć...

AP: Interesuje mnie postrzeganie - dwustronna relacja: w "Popatrz" to para niewidomych dzieci pokazywała jak subiektywnie możemy odczytywać wszystko to, co nas otacza, ile jest interpretacji, jak daleko możemy przepisać wszystko to co dzieje się w naszej wyobraźni na to z czym żyjemy na co dzień. W „Życiu stylem dowolnym” ta zależność została odwrócona w drugą stronę - pośród tego wszystkiego, co zobaczyliśmy w filmie, sami siebie musimy ustawić w kontekście tego jak zagrywa z nami współczesna kultura. W tym wszystkim off miał za zadanie zderzyć się z obrazem, zostawić widza w poczuciu banału wygłoszonej prawdy w kontekście tego, co widzi. Ładne słowa potrafią łagodzić rzeczywistość, ale nie mają siły, żeby ją zmieniać. Moi bohaterowie w „Życiu stylem dowolnym” to nie dżungla Amazonii, do której trudno dotrzeć. Trudność polega na tym, żeby niepełnosprawność nie była tematem, żeby nie uciekać się do pustego szokowania widza. Mój bohater, poprzez swoją odmienność, dotyka świata bardziej.

PF: Zdjęcia do swojego nowego dokumentu "Życie stylem dowolnym" realizowałeś na dwóch imprezach niepełnosprawnych pływaków. Dlaczego?

AP: A jakie to ma znaczenie?

PF: To, że nie skończyłeś filmu po jednym turnieju świadczy o tym, że film miałeś bardzo mocno wykoncypowany i "polowałeś" na odpowiednie sytuacje. Zdaje mi się to tym ciekawsze, że – jak wynika z napisów końcowych - czekałeś dwa lata, żeby zakończyć prace nad swoim filmem.

AP: Film, który tworzysz, jest jak dobry partner - reaguje, znosi twoje nastroje, jest cierpliwy. Trzeba dać mu czas.

PF: Dyskutowanym elementem Twojego filmu jest narracja z offu. Zdarzają się problemy ze zdekodowaniem, czy to narrator zbiorowy, ale – przede wszystkim – interesujące wydają się opinie na temat niepotrzebnej dosłowności, jaką wprowadzają wypowiadane przez narratora słowa. Czy, gdybyś robił ten film jeszcze raz, także zdecydowałbyś się na zastosowanie narracji z offu?

AP: Właśnie o dosłowność tu chodzi! Głos z offu wypowiada zdania, które Jenny Holzer włączyła do swojej pracy  „Truizmy”, a więc słowa klucze, utarte frazy, takie słowne poklepanie po plecach, co ma oznaczać "wszystko będzie dobrze", chociaż doskonale wiemy, że nie będzie. Truizmy są tak dobrane, żeby obnażały nam naszą własną bezradność wobec tego, co widzimy. Żeby zwróciły uwagę widza, na jego postawę wobec cudzego cierpienia, kalectwa, samotności. Uciekamy w puste hasła, odwracamy wzrok, wykluczamy, bo kultura obrazkowa, która dzisiaj nami rządzi wymaga od nas perfekcji na poziomie fizycznym. Off w filmie został tak skonstruowany, żeby widza poruszyć pustym hasłem, które sam często stosuje w życiu. Bardzo mnie cieszy dyskusja wokół niego, martwi jednocześnie, że popadamy w przesadny estetyzm - czy off jest potrzebny czy nie? Skoro umieściłem go w filmie autorskim to znaczy, że do mojej wypowiedzi na ten temat był niezbędny - nie rozpatruje tego na poziomie czy film byłby lepszy czy gorszy bez offu, bo nie tu leży punkt ciężkości filmu.

Kadr z filmu "Życie stylem dowolnym" / fot. Studio Munka

PF: Zajrzymy na chwilę na pole filmu fabularnego...wierzysz w uświęcone w Polsce połączenie reżyser-operator? Bo jeśli tak, to najlepiej rozumiesz się chyba z Kubą Czekajem...

AP: To pewnego rodzaju zaufanie, które jest niezbędne. Tarkowski pisał, że niekiedy posuwał się w pracy z operatorem do dyplomacji, tak by autor zdjęć sam trafił na drogę reżysera. Jednocześnie podkreślał, że twórcy filmu muszą połączyć się nerwami i żyłami, tak by krew połączyła cały ten organizm. Operator to oczy reżysera. trzeba bardzo uważać, komu się pozwala kierować naszym postrzeganiem. Człowiek, który mnie prowadzi musi wiedzieć dokąd chce dojść, albo przynajmniej jaką drogę chce przejść. Na tym poziomie musimy mieć do siebie zaufanie. Połączenie to ma znaczenie dla kina autorskiego, tam gdzie komunikacja miedzy reżyserem a operatorem odbywa się "między słowami". Z Kubą zaczęliśmy pracę już na studiach, dużo razem przeszliśmy, nie musimy często wyjaśniać sobie wielu spraw, są słowa klucze.

PF: Masz swoich mistrzów? Zarówno wśród reżyserów filmów dokumentalnych, jak i pośród operatorów?

AP: Mistrzów nie powinno dzielić się na kategorie. Film to medium, inna sfera, magia, posłaniec z podświadomości. Mistrzami są Tarkowski, Dziworski, Bergman.

Lech Moliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.07.2012
Zobacz również
[wideo] Dokument ucieka z Polski. Rozmowa z Piotrem Bernasiem
Dokument ucieka z Polski. Rozmowa z Krzysztofem Gieratem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll