PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  11.03.2012
Jednym z magnesów „Królewny Śnieżki” Tarsema Singha, mającym przyciągnąć rzesze widzów do kin jest Julia Roberts – niegdyś aktorka zapewniająca filmowi szokująco wysokie wpływy, ostatnio jedna z wielu ofiar więdnącego star systemu w Hollywood.

Od strony liczb, Julia Roberts w przemyśle filmowym nie ma sobie równych. Podczas trwającej lekko ponad dwadzieścia lat karierze, filmy z jej udziałem zarobiły w sumie 5,5 miliarda dolarów. Roberts była pierwszą aktorką w historii Hollywood, która otrzymała za rolę 20 milionów dolarów. Jako jedyna kobieta osiągnęła 100 punktów w skali Ulmera – osobliwej skali mierzącej przyciąganie ludzi do kin przez poszczególnych aktorów. Żartobliwie można by jeszcze dodać, że ma pewnie parę zębów więcej w swym niebagatelnie szerokim uśmiechu niż przeciętny człowiek, ale tak naprawdę od paru lat Julia ma coraz mniej powodów, by się śmiać.


Julia Roberts w "Królewnie Śnieżce", 2012, fot. Monolith Film

Wyraźnie gasnący blask największych gwiazd w Hollywood nie działa już na widzów tak, jak przed laty. Publiczności, żeby zapłacić za bilet na film, coraz rzadziej wystarczy ulubiony aktor w obsadzie, o czym Roberts przekonała się boleśnie w 2009 roku. Po niemal pięciu latach grywania niewielkich postaci na drugim planie, powróciła w pierwszoplanowej roli w „Grze dla dwojga” (2009) Tony’ego Gilroya i wtedy po raz pierwszy okazało się, że z dawnej mocy przyciągania pozostało zaledwie ładne wspomnienie. Niepowodzenie filmu w kinach szybko odbiło się na jej pozycji na wspomnianej liście Ulmera, gdzie Julia królowa niepodzielnie przez dziewięć lat.

W ostatnim notowaniu Roberts spadła na drugą pozycję wśród przynoszących największe wpływy aktorek. Kto okazał się jej pogromczynią, o tym zaraz. Teraz przenieśmy się na chwilę do 2000 roku. Moment w którym Julię doceniono jako artystkę (Oscar za rolę w "Erin Brockovich" Stevena Soderbergha) zbiegł się z chwilą jej najlepszych lat w kinie rozrywkowym. Chwilę po sukcesie „Nothing Hill” (1999) Rogera Michela i „Uciekającej panny młodej” (1999) Garry’ego Marshalla, Roberts wzięła udział w „Ocean’s Eleven” (2001) Stevena Soderbergha. Zarabiający prawie pół miliarda dolarów hit mógł mierzyć się na dochody tylko z jednym tytułem w filmografii aktorki: sławną "Pretty Woman" (1990) Garry’ego Marshalla.


Julia Roberts w "Królewnie Śnieżce", 2012, fot. Monolith Film

Jako, że droga na szczyt jest długa i mozolna, a w drugą stronę zwykle szybka i łatwa, kariera Julii zaczęła się gwałtownie załamywać. Rozpoczęto więc próby zdefiniowania jej fenomenu, zastanawiając się jednocześnie kto mógł ją zastąpić. Sarah Jessika Parker po sukcesie „Seksu w wielkim mieście” kojarzyła się z przesadnym kobiecym wyzwoleniem. Angelina Jolie nie przypomina raczej dziewczyny z sąsiedztwa. Jennifer Aniston sprawiała wrażenie zbyt przeciętnej. Gdy rozważania trwały, jakby niepostrzeżenie na szczyt wskoczyła Reese Witherspoon, którą obecnie możemy podziwiać na ekranach kin w filmie „A więc wojna”.

O tym, że aktorka prawdopodobnie nie zabawi długo na chwalebnej pozycji przekonują jej porażki w ostatnich dwóch latach. Kiedy  Roberts zaliczała dwie klapy: "Jedz, módl się, kochaj" Ryana Murphy’go i „Larry Crown – Uśmiech losu” Toma Hanksa, Witherspoon robiła to z porównywalną konsekwencją występując w „Wodzie dla słoni” (2010) Francisa Lawrence’a i „Skąd wiesz?” (2011) Jamesa L. Brooksa.  Jednak, jak pisze John Patterson w „Guardianie” to, czy Reese na dobre zastąpi Julię to kwestia jej charyzmy i powodzenia. Jakość filmów nie ma tu wielkiego znaczenia. W końcu oszałamiająca kariera Roberts też kwitła nie na arcydziełach, ale przede wszystkim na średnich filmach.



Urszula Lipińska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  11.03.2012
Zobacz również
Apel Dokumentalistów - co dalej?
Krytyk filmowy ze Złotą Różą
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll