PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Rozmowa z producentką Beatą Rzeźniczek (Madants).

Beata Rzeźniczek  na WAMA FF w październiku 2023 roku, fot. Dominik Musiałek

Rozmawiamy na WAMA Film Festival, na którym prowadzisz warsztaty dla młodzieży z kilku europejskich krajów. Główny konkurs WAMA poświęcony jest koprodukcjom międzynarodowym. Moi studenci wskazują koprodukcje jako systemowe źródło finansowania filmu. Czy to jest właściwe podejście?
W koprodukcję międzynarodową można wejść z bardzo różnych powodów. Koprodukcja z innym państwem na mocy konwencji europejskich daje dostęp do zagranicznych funduszy, centralnych czy lokalnych. Ale sam dostęp do środków nie może być głównym powodem takiej decyzji.

Koprodukcje z zasady nie są proste. Producenci muszą wziąć pod uwagę dużo różnych czynników. Dobrze, jeśli za decyzją o udziale w międzynarodowym projekcie stoi chęć współpracy reżysera z twórcami z zewnątrz, kiedy może powierzyć osobom z kraju partnerskiego szefostwo pionu. Ważne, żeby nie robić nic na siłę, bo zagraniczne pieniądze też kosztują. Pamiętajmy, że nasz koproducent musi sfinansować swoje koszty administracji, aplikacji, rozliczenia, które nie przełożą się przecież bezpośrednio na efekt ekranowy. Dlatego sensowne jest realne oszacowanie potencjału państwa partnerskiego. Jeśli dostaniemy powiedzmy 30, 40 000 Euro z regionalnego funduszu we Francji, to w skali tamtejszych wydatków taki wkład jest mało znaczący. Dlatego myślenie o koprodukcjach jako przede wszystkim  źródle dodatkowych pieniędzy jest błędne.

W 2022 roku odbierałyście z Agnieszką Smoczyńską Złote Lwy za "Silent Twins". Przyznam, że nabrałam się na walijskie realia z lat 70., jak się okazało, kręcone w Polsce. W jaki sposób podzielone zostały finansowe i artystyczne udziały w filmie?
To projekt prowadzony przede wszystkim przez moje wspólniczki – Klaudię Śmieję-Rostworowską i Bognę Szewczyk-Skupień. W strukturze finansowania jest mniej więcej równy podział między Wielką Brytanię a Polskę i ten projekt był niejako wspólnym przedsięwzięciem. W kwestii artystycznej podstawowe znaczenie ma tu fakt, że reżyserka jest Polką a zdjęcia były realizowane w Polsce pod nadzorem polskiego producenta.

Czyli w tym sensie "Silent Twins" bliższe są koprodukcji większościowej.
Szefowie pionów są w większości z Polski natomiast obsada jest w zasadzie w całości brytyjska. Autorka pierwowzoru literackiego jest Brytyjką. W Wielkiej Brytanii wykonaliśmy post-produkcję i dokrętki. Zdecydowaliśmy się natomiast na zdjęcia w Polsce z prozaicznego powodu - było to znacznie tańsze rozwiązanie. Cały team kreatywny, Agnieszka Smoczyńska, operator Kuba Kijowski, scenografka Jagna Dobosz postarali się zrobić z tego walor. Ponieważ bohaterkami filmu są nastoletnie artystki, można pokazać Walię ich oczami, pozwolić sobie na odejście od wiernego obrazu świata, co może stać się dodatkowym walorem. Strona wizualna jest mocnym atutem tego filmu. Zdjęcia realizowane były  w Warszawie, na Górnym i Dolnym Śląsku, w Wiśle, , w kilku lokalizacjach.  

Oczywiście, zawsze znajdą się tropiciele filmowej prawdy, którzy mogą wypatrzeć szczegół niezgodny z rzeczywistością. Ale uważam, że jeśli historia jest angażująca, to widzowie się na niej skupiają. Idą za opowieścią. Praca reżysera, operatora, scenografa, kostiumów odzwierciedla w dużym stopniu stan emocjonalny bohatera.

Beata Rzeźniczek  na WAMA FF w październiku 2023 roku, fot. Dominik Musiałek

Madants często angażuje się w koprodukcje mniejszościowe, z których najbardziej znany jest "Szarlatan".
To większościowo czeska produkcja, ale z polską reżyserką – Agnieszką Holland, związaną biograficznie i zawodowo z Czechami– trafiła do nas po zakończeniu pracy Klaudii i Bogny nad filmem „Obywatel Jones” i  była bardzo organiczną koprodukcją. W Madants angażujemy się też w koprodukcje mniejszościowe bez udziału polskich reżyserek i reżyserów. Ciekawym przykładem jest "Lamb" – film, który odniósł sukces, miał premierę w sekcji Certain Regard festiwalu w Cannes. Najważniejszy polski wkład prezentuje w tym wypadku znakomita montażystka Agnieszka Glińska. To jest kluczowy czynnik, który uzupełnia postprodukcja. Innym przykładem jest chilijsko-meksykańsko-francusko-polsko-luksemburska koprodukcja „Blanquita” nagrodzona za scenariusz w sekcji Orizzonti w Wenecji – tam również polski wkład to montażysta, ale na zdjęcia do Chile leciała też polska charakteryzatorka.

Na ostatnim festiwalu w Gdyni pokazałyście dwie produkcje: zwycięzcę konkursu mikrobudżetów „Ultima Thule” Klaudiusza Chrostowskiego oraz „Pamfira” Dmytra Sukholytkyy-Sobchuka. Ten drugi film, znany już z Cannes, to złożona koprodukcja z udziałem, poza główną tu Ukrainą, także - Polski, Francji, Chile, Luksemburga.
 Koprodukcja z udziałem aż pięciu państw została zainicjowana przez producenta ukraińskiego. Historia naszego udziału w tym projekcie pokazuje, jak liczą się dobre emocje i kontakty. Kilka lat temu Dmytro uczył się w Szkole Wajdy i przygotowywał się do swojej trzydziestki w Studiu Munka, „Sztangista” , szukał producenta wykonawczego. Nie mogliśmy wówczas wyprodukować tego filmu z powodu zbyt dużej ilości innych zobowiązań, ale wspominaliśmy to spotkanie jako bardzo udane. Kiedy spłynęła do nas propozycja udziału w „Pamfirze” okazało się, że znamy się i chcemy razem pracować.

Z drugiej strony „Ultima Thule” NIE JEST koprodukcją. Tymczasem akcja dzieje się, jak czytamy w oficjalnym opisie, „na najbardziej odosobnionej brytyjskiej wyspie”.
Film rzeczywiście był kręcony w całości na Szetlandach. Nie jest koprodukcją z prostego powodu. Powstał w ramach programu mikrobudżetów PISF. Budżet więc z założenia jest niewielki, nie ma też dodatkowych partnerów. 

  Koprodukcje mniejszościowe otwierają polską kinematografię na świat, zapewniają przepływ profesjonalistów między krajami, pozwalają na zbudowanie ciekawszej, lepszej jakościowo historii. Mam jednak wrażenie, że na polskim rynku dystrybucyjnym zachowują się zazwyczaj jak kino arthousowe, a polski udział nie ma większego znaczenia.  Jest pewien problem z ich dystrybucją.
Tytuły te znakomicie dają sobie radę na festiwalach  ale to często nieduże, kameralne filmy przeznaczone są także do kin studyjnych. Filmy te trafiają do widzów zainteresowanych nowymi kierunkami i trendami w kinematografii. Zdarzają się też większe, epickie tytuły. Niemniej dystrybucja koprodukcji mniejszościowych jest trudna, ale w ogóle rozpowszechnianie filmów jest dzisiaj wyzwaniem. Cały czas zastanawiamy się, jak ściągnąć widzów przed wielkie ekrany, zwłaszcza, jeśli za naszą produkcją nie stoją wielkie nazwiska, popularni aktorzy. Na kryzysie widowni cierpi przede wszystkim film artystyczny jesteśy jednak przekonane, że w dalszym ciągu znajdą się widzowie zainteresowani kinem jakościowym – tylko trzeba do nich dotrzeć.

Dziękuję za rozmowę.
Anna Wróblewska
artykuł redakcyjny
Ostatnia aktualizacja:  30.10.2023
Zobacz również
Pamiętamy o naszych zmarłych. Akcja Znicz na Powązkach
Herbert mimo wszystko. Pokaz filmu i rozmowa o poecie w kinie Kultura
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll