PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Od piątku, 7. lutego 2014 roku w polskich kinach wyświetlana jest amerykańska komedia "Wykapany ojciec". Z odtwórcą jednej z głównych ról rozmawia Paweł Zwoliński.
Na polskie ekrany wszedł właśnie film pt. "Wykapany ojciec", w którym gra Pan ojca głównego bohatera. Jak to jest mieć 533 wnucząt?

(śmiech) Oczywiście nie jest moim prywatnym udziałem takie doświadczenie, ale jak tylko przeczytałem scenariusz tego filmu, zadałem sobie to pytanie. Wystarczy otworzyć się na wszystko, co przynosi życie i zgodzić się na inną wersję miłości i wtedy wszystko się zgadza. Ani nie jest łatwiej, ani trudniej, tylko inaczej.

Kanadyjski oryginał nakręcił również Ken Scott. Jak pan trafił do amerykańskiej wersji jego filmu?

Zadzwoniła do mnie Pani Magdalena Szwarcbart z pytaniem, czy nie przyjechałbym na casting, który na tym etapie jest bardzo umowny – chodziło o twarz człowieka oraz jego umiejętność mówienia po angielsku. Takich rzeczy się nie odmawia, więc przyjechałem. Nie każdy casting to autostrada do nieba. Ale pani Magdalena odezwała się do mnie kilka dni później i powiedziała: - Panie Andrzeju, oni Pana bardzo dobrze przyjęli i reżyser chciałby się na Skype z Panem skontaktować.

I jakie miał Pan wrażenia z pierwszych rozmów z Kenem Scottem?

Ken Scott to fantastyczny i inteligentny człowiek. Obawiałem się, że może zaistnieć pewna bariera językowa, jednak dogadaliśmy się bez problemu. Rozmowa przebiegała bardzo spontanicznie. Podkreśliłem, że scenariusz oczywiście przeczytałem i niejednokrotnie się śmiałem podczas lektury. I chyba trafiłem w to, czego on szukał. Później już zależało tylko ode mnie, czy przyjmę rolę, czy nie. Pani Magdalena doradziła mi mówiąc, że takich propozycji się nie odrzuca. Nagle musiałem „odtrąbić” całą swoją tutejszą rzeczywistość, wejść w nowy świat i nową rolę. Nigdy nie byłem w Nowym Jorku, ani w ogóle w USA. Nie jestem po anglistyce, co prawda mówiłem trochę w tym języku, jednak mój angielski nie jest „brillant”. Ale wyraziłem zgodę i rozpoczęła się dla mnie fantastyczna przygoda.


Andrzej Blumenfeld, fot. Violetta Muszyńska.

Jak Pan wspominał okres zdjęciowy?

Okres zdjęciowy wspominam fantastycznie. Miałem tam łącznie 10 dni zdjęciowych. Trafiło mi się dodatkowo więcej czasu wolnego na zwiedzanie, bo jeszcze w tamtym czasie rozszalał się huragan, który nas zatrzymał na prawie tydzień w Nowym Jorku. W tym mieście poczułem się jak w wielkiej rodzinie. Na planie wszystko szło perfekcyjnie, kręciliśmy niewiele prób. Może ze dwa razy reżyser nie był pewien kształtu pewnej sceny. W trakcie kręcenia zdjęć wśród moich amerykańskich kolegów nie było żadnego gwiazdorstwa, wszyscy byli bardzo otwarci.

No właśnie, ale jakby nie patrzeć Vince Vaughn ma status gwiazdy. Jak się z nim współpracowało?

Tak, w przemyśle ma status gwiazdy, ale w pracy absolutnie się tego nie czuje. Vince był niezwykle pomocny, podchodził bardzo profesjonalnie do swojej pracy. Na planie „Wykapanego ojca” chodziło przede wszystkim o zachowanie energii, która była wymagana, by opowiedzieć tak nieprawdopodobną historię. Dodajmy, że opartą na faktach. Opowieść musiała być w jakiś sposób tragikomiczna, żeby zachować komizm i Vince’owi to się udało.

Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że Pańska rola będzie stanowiła epizod w filmie. Jak się jednak okazuje, postać którą Pan odgrywał jest jedną z kluczowych dla morału historii.

Tak, dramaturgicznie to była znacząca postać. Chociaż miałem typowy dla aktora środkowo europejskiego lęk, że w montażu moja postać zostanie znacznie okrojona. Myślałem sobie: „Ja się napracowałem, a ostatecznie przemknę gdzieś niezauważony” (smiech). Ale poza tym jednym mało znaczącym lękiem podchodziłem do roli bez kompleksów. Czerpałem ze wszystkiego, czego mnie nauczono, ze źródeł i klasyki kina polskiego.

W takim razie jakie było dla Pana największe wyzwanie na planie?

Istniało ryzyko, że może się nie dokleję. Obawiałem się, że to co chciałem pokazać okaże się zbyt egzotyczne. Któregoś dnia reżyser, Ken Scott, sam do mnie podszedł i powiedział: „Andrzej, nie martw się, nie musisz tak bardzo pilnować akcentu.” Tak się składa, że na planie miałem własnego trenera, który uczył mnie akcentu polskiego emigranta, żyjącego od wielu lat w Nowym Jorku.

Jeszcze wracając do postaci reżysera. Ken Scott zrobił dość rzadką rzecz – nakręcił amerykańską wersję swojego własnego filmu. Czy widział Pan oryginał, film „Starbuck”?

Nie miałem okazji tego filmu obejrzeć, nie był dystrybuowany w Polsce. Ale widziałem wcześnie trailer filmu i wiedziałem, że został on świetnie przyjęty we francuskojęzycznej Kanadzie. „Starbuck” powstawał w nieco innej konfiguracji kulturowej. Obydwa filmy przedstawiają nieco inaczej opowiedziany świat.

Czy zamierza się Pan ubiegać o kolejne role filmowe za oceanem?

Musiałbym się tam przenieść, zamieszkać, znaleźć agenta. Irlandzkiemu aktorowi, Liamowi Neesonowi nie szło początkowo najlepiej w Stanach Zjednoczonych, jednak gdy zaczynał hollywoodzką karierę musiał się tam jednak przenieść na stałe.

Polonia w Stanach Zjednoczonych jest liczna, więc wydawałoby się, że nie miałby Pan problemu ze znajdowaniem dla siebie roli.

Szczerze mówiąc nie wiem. Nie znam Ameryki, poznałem tylko Nowy Jork. Chociaż znajomi doradzają, żebym szedł za ciosem i zgłosił się przynajmniej do jakiejś agencji aktorskiej w Stanach. Co z tego wyniknie – nie wiem. Póki co zostaję w Polsce, gdzie mam zobowiązania aktorskie.

Nieco odbiegając od tematu „Wykapanego ojca”, co było dla Pana przełomem w karierze aktorskiej?

Wydaje mi się, że dla mnie największym przełomem było granie po niemiecku. Wiele mnie to nauczyło. Jeszcze do tego pracowaliśmy przy tak trudnym materiale, jakim jest proza Kafki. Z filmowych ról z pewnością bardzo ważne było dla mnie pojawienie się w „Pianiście”. Spotkanie na planie z  Romanem Polańskim, na którego filmach ja się wychowałem, było dla mnie pewnego rodzaju prywatnym sukcesem.

Jest Pan wszechstronnym aktorem. Gra Pan w filmach, serialach, teatrze. Podkłada Pan głos w filmach dla dzieci i młodzieży oraz w grach komputerowych. Które z aktorskich wyzwań Pan najbardziej sobie ceni?

Przede wszystkim lubię nowe wyzwania. Z wielką satysfakcją uczę się nowych rzeczy.

Jakie są Pana plany na najbliższą przyszłość?

Przede wszystkim moje plany są związane z teatrem i bieżącymi zobowiązaniami. Na początku marca odbędzie się w Teatrze Dramatycznym premiera „Trzech sióstr”, natomiast jesienią zagram główną rolę w sztuce „Kupiec wenecki” Szekspira i już nie mogę się tego doczekać.


Paweł Zwoliński
www.blumenfeldandrzej.pl
Ostatnia aktualizacja:  12.02.2014
Zobacz również
fot. Monolith Films
[wideo] Lutowe pokazy polskich dokumentów
Shooting Stars: Krok w stronę kariery
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll