Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Do Bydgoszczy dotarli już wszyscy laureaci nagród pozakonkursowych. Z widzami spotkali się: Jim Sheridan, Samuel Bayer i Joel Cox.
Jim Sheridan, laureat Nagrody za Całokształt Twórczości dla Reżysera, opowiadał o bohaterach i aktorach swoich filmów, irlandzkiej historii i rozumieniu jej spuścizny w kategoriach raczej duchowych niż politycznych. Powrócił do roli Daniela Day-Lewisa z „Mojej lewej stopy” i uznał legendarną już dziś kreację za godną próbę uczczenia życia osób niepełnosprawnych. Tytułowy bohater z filmu „W imię ojca”, który odmawia stosowania przemocy, uosabia stosunek reżysera do postkolonialnego dziedzictwa Irlandczyków. Za Joycem powtarzał, że ich historia jest koszmarem, z którego próbują się obudzić. I choć - jak mówi przysłowie – piszą ją zwycięzcy, Sheridan z chęcią opowiada historię przegranych. Rewolucja synów dla Irlandczyków zawsze kończy się tak samo: śmiercią dzieci. Podziwia „Głód”, a nawet zazdrości go Stevenowi McQueenowi i zauważa, że europejscy reżyserzy stracili dziś na znaczeniu. Kiedyś potrafili z empatią dotrzeć do najbardziej ukrytych problemów Europejczyków. Dziś nie ma już Felliniego, Truffauta ani Kieślowskiego, którego Sheridan ceni przede wszystkim za cykl dziesięciu filmów - „Dekalog”.
Jim Sheridan. Fot. Materiały prasowe.
Trudno sobie wyobrazić kogoś bardziej różnego od Jima Sheridana niż Samuel Bayer, laureat Nagrody za Wybitne Osiągnięcia w Dziedzinie Wideoklipów. A jednak jest coś, co ich łączy. Bayer przed laty był w Belfaście i z nakręconych tam zdjęć zmontował wideoklip do piosenki The Cranberries „Zombie”. Podczas spotkania z bardzo licznie przybyłymi widzami podkreślał, że zawarty w nim materiał archiwalny jest autentyczny: dzieci uciekające po dachach, żołnierze na ulicach to obrazki, które zarejestrował wówczas na ulicach. Bayer przypomniał również inne swoje wideoklipy: Nirvany, Metalliki, The Rolling Stones. Opowiadając o tym ostatnim z dumą podkreślał, że udało mu się w nim zrobić długie ujęcie 22 letniej wówczas Angeliny Jolie, mijającej w bieliźnie trzy przecznice Nowego Jorku, a także zapoznać Micka Jaggera z systemem miejskiego metra. Wideoklip miał budżet 1,7 mln dolarów i został nakręcony w pięć dni.
Joel Cox odbiera na Festiwalu Nagrodę dla Montażysty ze Szczególną Wrażliwością Wizualną i choć twórca pracował z różnymi reżyserami trudno nie myśleć o nim jako o montażyście Clinta Eastwooda. To jemu swój ostateczny kształt zawdzięczają "Bez przebaczenia", "Za wszelką cenę" czy "Gran Torino".
W piątek odbył się również warsztat Seana Bobbita, poświęcony zdjęciom robionym z ręki. Wybitny operator rozpoczął go sceną otwierającą „Drugie oblicze”, w której kamera podąża za bohaterem przez wesołe miasteczko aż do motocyklowej beczki śmierci. Ten fragment Bobbit wykorzystał nie tylko po to, żeby pokazać, że zdjęcia z ręki pozwalają widzowi się bardziej zaangażować, ale również żeby uświadomić obecnym tam studentom i młodym operatorom, że takie zdjęcia są niebezpieczne dla ich autora. Podczas kręcenia sceny w beczce śmierci Bobbitowi spadł na głowę motocykl mimo zastosowania wszelkich możliwych środków bezpieczeństwa. Wiele czasu podczas warsztatu operator poświęcił na zagadnienia praktyczne. – Dbaj o swoje ciało – mówił młodym operatorom, zakładając na kolana stabilizatory i ochraniacze. – Ćwicz tai-chi, sztuki walki, bo dają organizmowi stabilność – dodawał. – Szukaj trzeciego punktu podparcia – dodawał, przechodząc do zajęć z kamerą. Zalecał próby przed zdjęciami, które obejmowałyby choreografię (jest to potrzebne w każdej scenie kręconej kamerą z ręki, ale w niektórych absolutnie niezbędne: operator przypomniał wstrząsającą scenę zabicia więźnia z „Głodu”. Tego nie można wiele razy powtarzać). – Idź z aktorem „w nogę” – mówił, tłumacząc, że zminimalizuje to ruch kamery, trzymanej na ramieniu. Podkreślał, jak ważne jest wykorzystywanie pamięci ciała. W przygotowanej na potrzeby warsztatu scenografii wskazywał niebezpieczne miejsca: przejścia przez drzwi, wystające rogi szafek i foteli. Liczył kroki, dotykał sprzętów. Ćwiczył. – Szerokie obiektywy ukrywają ruch kamery, ale z powodu zniekształceń nie mogą być użyte w bliskich planach – mówił. Sam najbardziej lubi obiektywy 27 i 32 mm. Sean Bobbit podkreślał, że warto czasem użyć kamery z ręki w sytuacjach nieprzyjaznych steadicamowi, a także gdy brakuje czasu, ale przede wszystkim muszą one być umotywowane opowiadaną historią.
W piątek na festiwalu był obecny Vittorio Storaro, który przyjechał na premierę swojego albumu „The Art of Cinematography”. Podkreślał, że to hołd dla innych operatorów, którym sam wiele zawdzięcza. – Wybór filmów jest emocjonalny i subiektywny - mówił. Ostatni film w książce jest jedynym zrealizowanym w technologii cyfrowej i sfotografowanym przez kobietę, a zatem stanowi również początek dalszej opowieści. Z publicznością spotkał się piątek również Adam Sikora, prezentujący w Konkursie Polskim film "W cieniu" i Lech Majewski, twórca filmu "Młyn i krzyż", juror w Konkursie Etiud Studenckich.
Jim Sheridan, laureat Nagrody za Całokształt Twórczości dla Reżysera, opowiadał o bohaterach i aktorach swoich filmów, irlandzkiej historii i rozumieniu jej spuścizny w kategoriach raczej duchowych niż politycznych. Powrócił do roli Daniela Day-Lewisa z „Mojej lewej stopy” i uznał legendarną już dziś kreację za godną próbę uczczenia życia osób niepełnosprawnych. Tytułowy bohater z filmu „W imię ojca”, który odmawia stosowania przemocy, uosabia stosunek reżysera do postkolonialnego dziedzictwa Irlandczyków. Za Joycem powtarzał, że ich historia jest koszmarem, z którego próbują się obudzić. I choć - jak mówi przysłowie – piszą ją zwycięzcy, Sheridan z chęcią opowiada historię przegranych. Rewolucja synów dla Irlandczyków zawsze kończy się tak samo: śmiercią dzieci. Podziwia „Głód”, a nawet zazdrości go Stevenowi McQueenowi i zauważa, że europejscy reżyserzy stracili dziś na znaczeniu. Kiedyś potrafili z empatią dotrzeć do najbardziej ukrytych problemów Europejczyków. Dziś nie ma już Felliniego, Truffauta ani Kieślowskiego, którego Sheridan ceni przede wszystkim za cykl dziesięciu filmów - „Dekalog”.
Jim Sheridan. Fot. Materiały prasowe.
Trudno sobie wyobrazić kogoś bardziej różnego od Jima Sheridana niż Samuel Bayer, laureat Nagrody za Wybitne Osiągnięcia w Dziedzinie Wideoklipów. A jednak jest coś, co ich łączy. Bayer przed laty był w Belfaście i z nakręconych tam zdjęć zmontował wideoklip do piosenki The Cranberries „Zombie”. Podczas spotkania z bardzo licznie przybyłymi widzami podkreślał, że zawarty w nim materiał archiwalny jest autentyczny: dzieci uciekające po dachach, żołnierze na ulicach to obrazki, które zarejestrował wówczas na ulicach. Bayer przypomniał również inne swoje wideoklipy: Nirvany, Metalliki, The Rolling Stones. Opowiadając o tym ostatnim z dumą podkreślał, że udało mu się w nim zrobić długie ujęcie 22 letniej wówczas Angeliny Jolie, mijającej w bieliźnie trzy przecznice Nowego Jorku, a także zapoznać Micka Jaggera z systemem miejskiego metra. Wideoklip miał budżet 1,7 mln dolarów i został nakręcony w pięć dni.
Joel Cox odbiera na Festiwalu Nagrodę dla Montażysty ze Szczególną Wrażliwością Wizualną i choć twórca pracował z różnymi reżyserami trudno nie myśleć o nim jako o montażyście Clinta Eastwooda. To jemu swój ostateczny kształt zawdzięczają "Bez przebaczenia", "Za wszelką cenę" czy "Gran Torino".
W piątek odbył się również warsztat Seana Bobbita, poświęcony zdjęciom robionym z ręki. Wybitny operator rozpoczął go sceną otwierającą „Drugie oblicze”, w której kamera podąża za bohaterem przez wesołe miasteczko aż do motocyklowej beczki śmierci. Ten fragment Bobbit wykorzystał nie tylko po to, żeby pokazać, że zdjęcia z ręki pozwalają widzowi się bardziej zaangażować, ale również żeby uświadomić obecnym tam studentom i młodym operatorom, że takie zdjęcia są niebezpieczne dla ich autora. Podczas kręcenia sceny w beczce śmierci Bobbitowi spadł na głowę motocykl mimo zastosowania wszelkich możliwych środków bezpieczeństwa. Wiele czasu podczas warsztatu operator poświęcił na zagadnienia praktyczne. – Dbaj o swoje ciało – mówił młodym operatorom, zakładając na kolana stabilizatory i ochraniacze. – Ćwicz tai-chi, sztuki walki, bo dają organizmowi stabilność – dodawał. – Szukaj trzeciego punktu podparcia – dodawał, przechodząc do zajęć z kamerą. Zalecał próby przed zdjęciami, które obejmowałyby choreografię (jest to potrzebne w każdej scenie kręconej kamerą z ręki, ale w niektórych absolutnie niezbędne: operator przypomniał wstrząsającą scenę zabicia więźnia z „Głodu”. Tego nie można wiele razy powtarzać). – Idź z aktorem „w nogę” – mówił, tłumacząc, że zminimalizuje to ruch kamery, trzymanej na ramieniu. Podkreślał, jak ważne jest wykorzystywanie pamięci ciała. W przygotowanej na potrzeby warsztatu scenografii wskazywał niebezpieczne miejsca: przejścia przez drzwi, wystające rogi szafek i foteli. Liczył kroki, dotykał sprzętów. Ćwiczył. – Szerokie obiektywy ukrywają ruch kamery, ale z powodu zniekształceń nie mogą być użyte w bliskich planach – mówił. Sam najbardziej lubi obiektywy 27 i 32 mm. Sean Bobbit podkreślał, że warto czasem użyć kamery z ręki w sytuacjach nieprzyjaznych steadicamowi, a także gdy brakuje czasu, ale przede wszystkim muszą one być umotywowane opowiadaną historią.
W piątek na festiwalu był obecny Vittorio Storaro, który przyjechał na premierę swojego albumu „The Art of Cinematography”. Podkreślał, że to hołd dla innych operatorów, którym sam wiele zawdzięcza. – Wybór filmów jest emocjonalny i subiektywny - mówił. Ostatni film w książce jest jedynym zrealizowanym w technologii cyfrowej i sfotografowanym przez kobietę, a zatem stanowi również początek dalszej opowieści. Z publicznością spotkał się piątek również Adam Sikora, prezentujący w Konkursie Polskim film "W cieniu" i Lech Majewski, twórca filmu "Młyn i krzyż", juror w Konkursie Etiud Studenckich.
Katarzyna Skorupska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 23.11.2013
Złota Żaba dla Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego
Mozaika, czyli Kieślowski, neon i złoty kastet
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024