Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Nie pamiętam tak dobrego zestawu filmów w konkursie głównym festiwalu – te słowa powtarzali w Gdyni wszyscy, od dyrektor PISF i prezesa SFP po prostych festiwalowych bywalców, którzy ustawiali się w kolejkach do kas Multikina w gdyńskim centrum Gemini. Tym bardziej ekscytujące było oczekiwanie na werdykt.
Zdumienie – to najbardziej łagodne określenie reakcji na wyniki 38. Gdynia Festiwalu Filmowego. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, a werdykt jury w każdym konkursie, gdzie liczy się subiektywne zdanie oceniających, jest wypadkową gustów całego gremium. Dlatego z werdyktem dyskutować nie będę, ale pozwolę sobie zgłosić kilka wątpliwości.
Kadr z filmu "Ida". Fot. Solopan
Triumf „Idy” Pawła Pawlikowskiego nie budzi zastrzeżeń: film zdaje się ważny nie tylko ze względu na złożoność swojej tematyki, ale i wysokie walory artystyczne, podkreślone w jakimś stopniu nagrodami za stylizowanymi na lata 60. zdjęcia i niezwykłą wręcz kreację Agaty Kuleszy. Chciałoby się powiedzieć, że rola Wandy Gruz to rola życia tej wspaniałej aktorki, ale usłyszałem w Gdyni, że niezależnie od tego, co obecnie zagra Kulesza, każda kolejna rola będzie rolą życia. Taka jest miara jej talentu. Skoro jury uhonorowało Agatę Kuleszę, na aktorskim podium zabrakło miejsca dla Julii Kijowskiej - za "Miłość" Sławomira Fabickiego. Szkoda, szczęśliwie jej kreacja została już wyróżniona na innych festiwalach. A tak na marginesie: czy istotnie dzieło tak dojrzałe, jak "Miłość", musiało dzielić się Nagrodą Specjalną Jury z filmem tak niedojrzałym, jak „Bejbi blues”?
Dawid Ogrodnik w filmie "Chce się żyć". Fot. Kino Świat
Skoro mowa o nagrodach aktorskich. Dawid Ogrodnik, na którym opiera się sukces filmu "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy, może czuć się skrzywdzony. Takiej kreacji w polskim filmie jeszcze chyba nie było – młody, pełnosprawny mężczyzna przekonująco wcielił się w chłopaka z porażeniem mózgowym, borykającym się nie tylko z barierą komunikacyjną, ale i ograniczeniami ruchowymi. Ogrodnik jest wiarygodny w każdym ruchu, geście, nawet w drgnieniu powiek. Owacja, jaką zgotowała mu publiczność na ceremonii wręczania nagród, dowodzi najlepiej, w czyje ręce powinna iść nagroda za rolę męską. Nic nie uchybiając Andrzejowi Chyrze: to był festiwal Dawida Ogrodnika. I małego Kamila Tkacza, który kreuje postać bohatera filmu w dzieciństwie.
Kadr z filmu "Drogówka". Fot. Next Film
Nagroda za montaż dla „Drogówki” Wojtka Smarzowskiego jest jak najbardziej uzasadniona. Ale czy film nie zasługiwał na coś więcej, choćby na premię za zdjęcia? Piotr Sobociński swobodnie żonglował kamerami, rezygnował ze statywów, zdecydował się nawet na użycie telefonów komórkowych, zyskując walor autentyczności. No dobrze, samą „Drogówkę” można potraktować jako szybką publicystykę o telewizyjnej proweniencji. Ale czy można przejść obojętnie wobec wysmakowanych zdjęć Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia do „Papuszy”? W trakcie ceremonii zakończenia festiwalu w Gdyni okazało się, że owszem – można.
Kadr z filmu "Imagine". Fot. Kino Świat
Wielkim przegranym 38. Gdynia Festiwalu Filmowego jest "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego. Nagroda za dźwięk to ledwie minimum, na jakie zasługiwał. Przecież ten film, wpisany - wraz z „W imię…” Małgośki Szumowskiej - na listę kandydatów do nominacji do Europejskiej Nagrody Filmowej – wydawał się murowanym kandydatem do Złotych Lwów. Przegrał z filmami premierowymi. Czyżby ubieganie się o nagrodę w Gdyni zaczęło przypominać wyścig o Oscara, gdzie największe szanse mają filmowe nowości (a statuetki dla „Milczenia owiec”, które miało premierę w lutym, to wyjątek potwierdzający regułę)?
A może przyczyną jest to, że w jury zebrało się zbyt wiele silnych osobowości, by pójść na kompromis i dać jasny przekaz, w którą stronę ma pójść polskie kino, by sięgnąć po światowy sukces?
Kadr z filmu "Ida". Fot. Solopan
Triumf „Idy” Pawła Pawlikowskiego nie budzi zastrzeżeń: film zdaje się ważny nie tylko ze względu na złożoność swojej tematyki, ale i wysokie walory artystyczne, podkreślone w jakimś stopniu nagrodami za stylizowanymi na lata 60. zdjęcia i niezwykłą wręcz kreację Agaty Kuleszy. Chciałoby się powiedzieć, że rola Wandy Gruz to rola życia tej wspaniałej aktorki, ale usłyszałem w Gdyni, że niezależnie od tego, co obecnie zagra Kulesza, każda kolejna rola będzie rolą życia. Taka jest miara jej talentu. Skoro jury uhonorowało Agatę Kuleszę, na aktorskim podium zabrakło miejsca dla Julii Kijowskiej - za "Miłość" Sławomira Fabickiego. Szkoda, szczęśliwie jej kreacja została już wyróżniona na innych festiwalach. A tak na marginesie: czy istotnie dzieło tak dojrzałe, jak "Miłość", musiało dzielić się Nagrodą Specjalną Jury z filmem tak niedojrzałym, jak „Bejbi blues”?
Dawid Ogrodnik w filmie "Chce się żyć". Fot. Kino Świat
Skoro mowa o nagrodach aktorskich. Dawid Ogrodnik, na którym opiera się sukces filmu "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy, może czuć się skrzywdzony. Takiej kreacji w polskim filmie jeszcze chyba nie było – młody, pełnosprawny mężczyzna przekonująco wcielił się w chłopaka z porażeniem mózgowym, borykającym się nie tylko z barierą komunikacyjną, ale i ograniczeniami ruchowymi. Ogrodnik jest wiarygodny w każdym ruchu, geście, nawet w drgnieniu powiek. Owacja, jaką zgotowała mu publiczność na ceremonii wręczania nagród, dowodzi najlepiej, w czyje ręce powinna iść nagroda za rolę męską. Nic nie uchybiając Andrzejowi Chyrze: to był festiwal Dawida Ogrodnika. I małego Kamila Tkacza, który kreuje postać bohatera filmu w dzieciństwie.
Kadr z filmu "Drogówka". Fot. Next Film
Nagroda za montaż dla „Drogówki” Wojtka Smarzowskiego jest jak najbardziej uzasadniona. Ale czy film nie zasługiwał na coś więcej, choćby na premię za zdjęcia? Piotr Sobociński swobodnie żonglował kamerami, rezygnował ze statywów, zdecydował się nawet na użycie telefonów komórkowych, zyskując walor autentyczności. No dobrze, samą „Drogówkę” można potraktować jako szybką publicystykę o telewizyjnej proweniencji. Ale czy można przejść obojętnie wobec wysmakowanych zdjęć Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia do „Papuszy”? W trakcie ceremonii zakończenia festiwalu w Gdyni okazało się, że owszem – można.
Kadr z filmu "Imagine". Fot. Kino Świat
Wielkim przegranym 38. Gdynia Festiwalu Filmowego jest "Imagine" Andrzeja Jakimowskiego. Nagroda za dźwięk to ledwie minimum, na jakie zasługiwał. Przecież ten film, wpisany - wraz z „W imię…” Małgośki Szumowskiej - na listę kandydatów do nominacji do Europejskiej Nagrody Filmowej – wydawał się murowanym kandydatem do Złotych Lwów. Przegrał z filmami premierowymi. Czyżby ubieganie się o nagrodę w Gdyni zaczęło przypominać wyścig o Oscara, gdzie największe szanse mają filmowe nowości (a statuetki dla „Milczenia owiec”, które miało premierę w lutym, to wyjątek potwierdzający regułę)?
A może przyczyną jest to, że w jury zebrało się zbyt wiele silnych osobowości, by pójść na kompromis i dać jasny przekaz, w którą stronę ma pójść polskie kino, by sięgnąć po światowy sukces?
Konrad J. Zarębski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 16.09.2013
Nicole Kidman w zwiastunie "Grace of Monaco"
Polskie akcenty na gruzińskim BIAFF-ie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024