Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z reżyserem Robertem Glińskim, o jego najnowszym filmie "Kamienie na szaniec", rozmawia Marcin Zawiśliński.
Portalfilmowy.pl: Powiedział pan kiedyś: „Filmy kręci się rzadko. Jeśli ktoś podchodzi do tego poważnie, każdy zajmuje mu ładnych parę lat. Pomysł musi dojrzeć, trzeba zebrać pieniądze”. Jak długo w panu dojrzewał pomysł na ten film?
Robert Gliński: Od lat chciałem zrobić film o młodym pokoleniu podczas okupacji. Najpierw przymierzałem się do obrazu o powstaniu warszawskim. Nawet miałem dwa scenariusze, które chciałem zrealizować, ale ostatecznie kto inny robi taki film [Jan Komasa kręci „Miasto44” – przyp. red.]. Poza tym zebranie pieniędzy na film o powstaniu, to rzeczywiście niemal karkołomna sprawa. Mój projekt ma o wiele mniejszy budżet. To będzie skromny dramat psychologiczny.
Drugi powód ma wymiar bardziej osobisty. Pochodzę z rodziny o tradycjach powstańczych. Moja mama była w Szarych Szeregach, należała do batalionu „Zośka”. Była ranna w powstaniu warszawskim. Osobiście znała bohaterów „Kamieni na szaniec”. Opowiadała mi o nich: jak wyglądali, czym się różnili, jakie mieli temperamenty. Po wojnie często chodziliśmy na groby powstańców na Powązki. O ten temat ocierałem się od najmłodszych lat, a teraz udało się na to nabyć prawa do ekranizacji „Kamieni na szaniec".
Robert Gliński. Fot. A. Gojke.
PF: To będzie wierna adaptacja książki Aleksandra Kamińskiego?
RG: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. "Kamienie na szaniec" zostały napisane przede wszystkim w oparciu o 20-stronicową relację Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, który kilka tygodni po śmierci swoich przyjaciół (m.in. „Alka” i „Rudego”) w ramach autoterapii postanowił opisać to, co się wydarzyło. Tadeusz Zawadzki przeczytał publikację Aleksandra Kamińskiego. Powiedział, że to jest fikcja, ale nie zamierza ingerować w treść książki. Gdybyśmy chcieli zekranizować całą, wielowątkową powieść, jaką są "Kamienie na szaniec", to musielibyśmy nakręcić pięciogodzinny film. To jest niemożliwe. Dlatego realizujemy adaptację części wydarzeń historycznych, które zostały zapisane na kartach tej książki.
PF: Jaki jest pana pomysł na ten film? Co poprzez tę opowieść chce pan przekazać widzom?
RG: Chcę pokazać, że istniało takie pokolenie młodzieży, które miało ideały. Teraz jest wielu młodych ludzi, którzy takich ideałów nie mają, a nierzadko tęsknią za tym, aby je mieć. Od razu mówię, że nie chodzi mi o patriotyzm.
PF: A o co?
RG: O wiarę w drugiego człowieka. Wierzy się w Boga, w miłość, w dziewczynę. Ci ludzie widzieli w tym sens życia.
PF: Kogo zobaczymy w obsadzie?
RG: Oprócz studentów szkół teatralnych (Marcel Sabat, Kamil Szeptycki, Tomasz Ziętek), wystąpią też aktorzy znani i uznani - Andrzej Chyra, Danuta Stenka, Artur Żmijewski i Krzysztof Globisz. Zagrają rodziców głównych bohaterów albo przełożonych w AK, ale to będą drugo-, a nawet trzecioplanowe role.
PF: To prawda, że w role SS-manów i gestapowców wcielą się niemieccy aktorzy?
RG: Tak. Zatrudniłem kilku niemieckich aktorów, których wybrałem podczas castingu, jaki zorganizowałem w Berlinie. Nie ma w tym nic zdumiewającego. Oni swoje role traktują jak zwykłe zadanie aktorskie. Co więcej, wykreowanie postaci okrutnej stanowi dla nich większe wyzwanie, bo wtedy muszą się wykazać jeszcze większym kunsztem aktorskim.
PF: Akcja filmu toczy się w Warszawie w latach 1942-43. Dziś trudno w stolicy o scenografię, która przypominałaby tamte lata. Jak pan sobie z tym radzi?
RG: Rzeczywiście, pod względem scenograficznym Warszawa jest zrujnowana. Trudno się tu kręci sceny wojenne. Mimo to, staramy się dawać z tym jakoś radę. W końcu nie robię filmu batalistycznego! Większość zdjęć powstanie w stolicy. Reszta na poligonie w Wesołej oraz w Lublinie, gdzie zamierzamy zrekonstruować Arsenał.
PF: Czy myślał pan już o tym, jaka ścieżka dźwiękowa stanowiłaby najlepsze uzupełnienie zdjęć realizowanych przez Pawła Edelmana?
RG: Cały czas się nad tym zastanawiam. Bardzo chciałbym użyć w tym filmie piękne „Tango Notturno”. To był utwór śpiewany przez Polę Negri po niemiecku w niemieckim filmie, który podczas wojny leciał w stołecznych kinach. Ale wykonywano go również po polsku w polskich kawiarniach.
Portalfilmowy.pl: Powiedział pan kiedyś: „Filmy kręci się rzadko. Jeśli ktoś podchodzi do tego poważnie, każdy zajmuje mu ładnych parę lat. Pomysł musi dojrzeć, trzeba zebrać pieniądze”. Jak długo w panu dojrzewał pomysł na ten film?
Robert Gliński: Od lat chciałem zrobić film o młodym pokoleniu podczas okupacji. Najpierw przymierzałem się do obrazu o powstaniu warszawskim. Nawet miałem dwa scenariusze, które chciałem zrealizować, ale ostatecznie kto inny robi taki film [Jan Komasa kręci „Miasto44” – przyp. red.]. Poza tym zebranie pieniędzy na film o powstaniu, to rzeczywiście niemal karkołomna sprawa. Mój projekt ma o wiele mniejszy budżet. To będzie skromny dramat psychologiczny.
Drugi powód ma wymiar bardziej osobisty. Pochodzę z rodziny o tradycjach powstańczych. Moja mama była w Szarych Szeregach, należała do batalionu „Zośka”. Była ranna w powstaniu warszawskim. Osobiście znała bohaterów „Kamieni na szaniec”. Opowiadała mi o nich: jak wyglądali, czym się różnili, jakie mieli temperamenty. Po wojnie często chodziliśmy na groby powstańców na Powązki. O ten temat ocierałem się od najmłodszych lat, a teraz udało się na to nabyć prawa do ekranizacji „Kamieni na szaniec".
Robert Gliński. Fot. A. Gojke.
PF: To będzie wierna adaptacja książki Aleksandra Kamińskiego?
RG: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. "Kamienie na szaniec" zostały napisane przede wszystkim w oparciu o 20-stronicową relację Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, który kilka tygodni po śmierci swoich przyjaciół (m.in. „Alka” i „Rudego”) w ramach autoterapii postanowił opisać to, co się wydarzyło. Tadeusz Zawadzki przeczytał publikację Aleksandra Kamińskiego. Powiedział, że to jest fikcja, ale nie zamierza ingerować w treść książki. Gdybyśmy chcieli zekranizować całą, wielowątkową powieść, jaką są "Kamienie na szaniec", to musielibyśmy nakręcić pięciogodzinny film. To jest niemożliwe. Dlatego realizujemy adaptację części wydarzeń historycznych, które zostały zapisane na kartach tej książki.
PF: Jaki jest pana pomysł na ten film? Co poprzez tę opowieść chce pan przekazać widzom?
RG: Chcę pokazać, że istniało takie pokolenie młodzieży, które miało ideały. Teraz jest wielu młodych ludzi, którzy takich ideałów nie mają, a nierzadko tęsknią za tym, aby je mieć. Od razu mówię, że nie chodzi mi o patriotyzm.
PF: A o co?
RG: O wiarę w drugiego człowieka. Wierzy się w Boga, w miłość, w dziewczynę. Ci ludzie widzieli w tym sens życia.
PF: Kogo zobaczymy w obsadzie?
RG: Oprócz studentów szkół teatralnych (Marcel Sabat, Kamil Szeptycki, Tomasz Ziętek), wystąpią też aktorzy znani i uznani - Andrzej Chyra, Danuta Stenka, Artur Żmijewski i Krzysztof Globisz. Zagrają rodziców głównych bohaterów albo przełożonych w AK, ale to będą drugo-, a nawet trzecioplanowe role.
PF: To prawda, że w role SS-manów i gestapowców wcielą się niemieccy aktorzy?
RG: Tak. Zatrudniłem kilku niemieckich aktorów, których wybrałem podczas castingu, jaki zorganizowałem w Berlinie. Nie ma w tym nic zdumiewającego. Oni swoje role traktują jak zwykłe zadanie aktorskie. Co więcej, wykreowanie postaci okrutnej stanowi dla nich większe wyzwanie, bo wtedy muszą się wykazać jeszcze większym kunsztem aktorskim.
PF: Akcja filmu toczy się w Warszawie w latach 1942-43. Dziś trudno w stolicy o scenografię, która przypominałaby tamte lata. Jak pan sobie z tym radzi?
RG: Rzeczywiście, pod względem scenograficznym Warszawa jest zrujnowana. Trudno się tu kręci sceny wojenne. Mimo to, staramy się dawać z tym jakoś radę. W końcu nie robię filmu batalistycznego! Większość zdjęć powstanie w stolicy. Reszta na poligonie w Wesołej oraz w Lublinie, gdzie zamierzamy zrekonstruować Arsenał.
PF: Czy myślał pan już o tym, jaka ścieżka dźwiękowa stanowiłaby najlepsze uzupełnienie zdjęć realizowanych przez Pawła Edelmana?
RG: Cały czas się nad tym zastanawiam. Bardzo chciałbym użyć w tym filmie piękne „Tango Notturno”. To był utwór śpiewany przez Polę Negri po niemiecku w niemieckim filmie, który podczas wojny leciał w stołecznych kinach. Ale wykonywano go również po polsku w polskich kawiarniach.
Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 14.12.2013
"Wszystkie kobiety Mateusza": Na planie u Barona i Beresia
Wenecja: Dramat w pięćdziesięciu dziewięciu aktach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024