Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Zapytaliśmy laureatów festiwalu „Młodzi i Film” o ich wrażenia związane z koszalińską imprezą. Co o niej sądzą, jakie są atuty tego wydarzenia, na co przekładają się nagrody tam otrzymywane? I czy wyróżnienia powinny przekładać się na coś więcej, oprócz satysfakcji?
Na pierwszy rzut przedstawiamy wypowiedź Bodo Koksa. Jest on laureatem Nagrody Dziennikarzy i Jury Młodzieżowego za "Dziewczynę z szafy" - filmu, który w zeszłym roku startował w konkursie Pełnometrażowych Debiutów Fabularnych 2012.
"Lubię ten festiwal, jego atmosferę i charakter. Jest swojski, „bardzo polski”, w głębokim i szerokim znaczeniu tego określenia. Ma długą tradycję, jest potrzebny, ma wartość i misję do spełniania. To świetne miejsce do pierwszej konfrontacji z młodą, krajową publicznością. Debiutant może sprawdzić na żywych, w miarę „oswojonych” organizmach swój film, zanim pójdzie w świat, w nieznane, ale często bywa, że w świat film nie idzie i trzeba się zadowolić Jantarem zamiast Palmą. Choć chyba najlepszy kształt do „zadowalania” ma jednak Oscar...
Jak dostajesz nagrodę pieniężną, możesz ją sobie później przełożyć z konta na konto albo ze skarpety w skarpetę. Ja dostałem tylko statuetki, to sobie przekładam z półki na półkę.
Wspaniale, gdy nagrody się na coś przekładają, otwierają drzwi do gabinetów producentów. Każdy jednak powinien sobie zadać pytanie, po co i dla kogo robi filmy. Jeśli dla jurorów i krytyków, niech spada. Festiwale to targowiska próżności i kiedy zapominamy o publiczności, dni naszej artystycznej wędrówki są coraz krótsze. Kiedy pokazywałem "Dziewczynę z szafy" w Koszalinie, byłem świeżo po skończeniu filmu, więc bez odpowiedniego dystansu. Był to pierwszy pokaz dla ludności, absolutna premiera. No i kiedy rozległy się brawa, a zapłakane dziewczyny gratulowały mi filmu... Byłem niezwykle podbudowany. Po Koszalinie poszła dobra fama o filmie, dziennikarze są przychylni "Dziewczynie"…
Ale każdy festiwal się kończy i zaczyna rzeczywistość, nie należy rozpamiętywać sukcesów i porażek, bo to zamydla widzenie. Na pewno otworzyłbym festiwal na rodzime produkcje niezależne. Wiem, że odstają często technicznie od profesjonalnych produkcji, ale nierzadko mają większą moc i świeżość niż te wypierdziane, wymuskane produkcje absolwentów „polskiej szkoły filmowej”. Podoba mi się, że z atencją podchodzi się do krótkich metraży. Przecież ich autorzy, zaraz będą debiutować (no dobra, nieliczni szczęściarze...).
Nie mam wyrobionego zdania, co do przywrócenia międzynarodowego charakteru imprezy. To tak jakby do polskiej ekstraklasy wpuścić drużyny z ligi angielskiej czy hiszpańskiej. Choć mnie rywalizacja z lepiej rozwiniętymi kinematografiami pociąga bardzo. No i nie jest to wciąż impreza, którą śledzą selekcjonerzy innych festiwali. Ale jak pokazuje statystyka, polskie debiuty są coraz ciekawsze, lepsze, jest więc szansa, że Koszalin stać się może trendsetterem - przynajmniej na polskim rynku".
Na pierwszy rzut przedstawiamy wypowiedź Bodo Koksa. Jest on laureatem Nagrody Dziennikarzy i Jury Młodzieżowego za "Dziewczynę z szafy" - filmu, który w zeszłym roku startował w konkursie Pełnometrażowych Debiutów Fabularnych 2012.
Jak dostajesz nagrodę pieniężną, możesz ją sobie później przełożyć z konta na konto albo ze skarpety w skarpetę. Ja dostałem tylko statuetki, to sobie przekładam z półki na półkę.
Wspaniale, gdy nagrody się na coś przekładają, otwierają drzwi do gabinetów producentów. Każdy jednak powinien sobie zadać pytanie, po co i dla kogo robi filmy. Jeśli dla jurorów i krytyków, niech spada. Festiwale to targowiska próżności i kiedy zapominamy o publiczności, dni naszej artystycznej wędrówki są coraz krótsze. Kiedy pokazywałem "Dziewczynę z szafy" w Koszalinie, byłem świeżo po skończeniu filmu, więc bez odpowiedniego dystansu. Był to pierwszy pokaz dla ludności, absolutna premiera. No i kiedy rozległy się brawa, a zapłakane dziewczyny gratulowały mi filmu... Byłem niezwykle podbudowany. Po Koszalinie poszła dobra fama o filmie, dziennikarze są przychylni "Dziewczynie"…
Ale każdy festiwal się kończy i zaczyna rzeczywistość, nie należy rozpamiętywać sukcesów i porażek, bo to zamydla widzenie. Na pewno otworzyłbym festiwal na rodzime produkcje niezależne. Wiem, że odstają często technicznie od profesjonalnych produkcji, ale nierzadko mają większą moc i świeżość niż te wypierdziane, wymuskane produkcje absolwentów „polskiej szkoły filmowej”. Podoba mi się, że z atencją podchodzi się do krótkich metraży. Przecież ich autorzy, zaraz będą debiutować (no dobra, nieliczni szczęściarze...).
Nie mam wyrobionego zdania, co do przywrócenia międzynarodowego charakteru imprezy. To tak jakby do polskiej ekstraklasy wpuścić drużyny z ligi angielskiej czy hiszpańskiej. Choć mnie rywalizacja z lepiej rozwiniętymi kinematografiami pociąga bardzo. No i nie jest to wciąż impreza, którą śledzą selekcjonerzy innych festiwali. Ale jak pokazuje statystyka, polskie debiuty są coraz ciekawsze, lepsze, jest więc szansa, że Koszalin stać się może trendsetterem - przynajmniej na polskim rynku".
Anna Serdiukow
Młodzi i Film
Ostatnia aktualizacja: 6.05.2013
Przegląd Nowego Kina Francuskiego w Warszawie
Human Ark na festiwalu Anifilm w Czechach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024