PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Krzysztofem Zanussim, reżyserem i członkiem zarządu Europejskiej Akademii Filmowej, rozmawia Marcin Zawiśliński.

PortalFilmowy.pl: Jak ocenia pan tegoroczny werdykt Europejskiej Akademii Filmowej przyznającej Europejskie Nagrody Filmowe?

Krzysztof Zanussi: Werdykt był do przewidzenia, ponieważ członkowie Akademii najczęściej głosują na filmy, o których już słyszeli. Dlatego zabrakło wśród nominacji filmów ze środkowej i wschodniej Europy. Zostały pominięte.
 
PF: Co sprawiło, że filmy uznanych twórców takich jak bracia Taviani, Michael Haneke czy też Christian Petzold, a nie dzieła innych reżyserów, były brane pod uwagę przy wyborze najlepszego europejskiego filmu w tym roku?

KZ: To jest kwestia mechanizmu, który sprawił, że Europejska Nagroda Filmowa, z czasem, niestety, upodobniła się do hollywoodzkiego Oscara. Jest to o tyle dziwne, że rzeczywistość europejska nie przystaje do rzeczywistości amerykańskiej. Stąd pewien zgrzyt, że na tzw. krótką listę nominatów przedostają się filmy, które już zdobyły nagrody na różnych festiwalach i mają szczęście do dobrej dystrybucji czy też ich autorzy są znani w środowisku filmowym. Pozostaje również tajemnicą poliszynela, że wielu członków Akademii głosuje na filmy, których w ogóle nie oglądało, ale za to zna ich twórców.
Tymczasem siłą Europejskiej Akademii Filmowej powinna być promocja dzieł wybitnych, ale niekoniecznie sławnych. Takie postępowanie mogłoby zrekompensować brak nakładów na reklamę, której pod dostatkiem  ma z kolei kino amerykańskie. To, niestety zawodzi, ale problem dotyczy nie tylko kinematografii, ale szerzej – całej kultury Starego Kontynentu. 


Krzysztof Zanussi. Fot. SFP/Kuźnia Zdjęć

PF: Czyli wielu członków EAF sprzeniewierza się zasadom, w oparciu o które w 1988 roku ustanowiono Europejską Nagrodę Filmową…

KZ: Kiedy przyznawaliśmy pierwszą nagrodę Krzysztofowi Kieślowskiemu za jego „Krótki film o zabijaniu”, mieliśmy dylemat strategiczny, bowiem jego konkurentem był "Ostatni cesarz" Bernardo Bertolucciego. Wśród ówczesnych członków Akademii, których było wówczas raptem kilkudziesięciu, przeważyła jednak opinia, że naszą rolą jest promowanie czegoś nowego, a nie potwierdzanie już uznanych sukcesów. Dlatego wygrał Kieślowski.

PF: W tym roku ponownie został pan wybrany do zarządu EAF. Z czym wiąże się pełnienie tej funkcji?

KZ: Na wspólnych spotkaniach omawiamy sprawy m. in. regulaminowe i budżetowe. Natomiast w ramach  toczących się tam również dyskusji nad kształtem i sposobem funkcjonowania EAF, ja stoję w opozycji do przemian, które nastąpiły w wyniku ogromnego zdemokratyzowania tej organizacji. W zamierzeniu Ingmara Bergmana EAF miała być bardzo ekskluzywnym klubem dyskusyjnym, z czymś w rodzaju numerus clausus, jak to ma miejsce choćby na konklawe w Rzymie, w którym może uczestniczyć tylko 120 hierarchów. Ale w takiej formie Akademia nie potrafiła się utrzymać, więc chyba powstała za późno. Byłaby świetna, gdyby utworzono ją w latach 70. XX wieku. Jak widać kino europejskie, podobnie jak cały Stary Kontynent, nie potrafi się zjednoczyć, o czym świadczą m. in. spory wokół unijnego budżetu.

PF: W ramach programu „Kreatywna Kultura” Komisja Europejska planuje wydać w latach 2014-20 na szeroko rozumianą działalność kulturalną ok. 1,8 mld euro, w tym ok. 900 mln euro na kinematografię. To dużo?

KZ: Zawsze mogłoby być więcej, ale nie ma co narzekać. Z drugiej strony nie mniej istotne jest to, jaką treść będzie ze sobą niosło kino europejskie i czy warto je nadal popierać…

PF: Jaka według pana jest obecna kondycja finansowa polskiego przemysłu filmowego na tle innych kinematografii europejskich?

KZ: Mamy dość zgrabne prawo filmowe, które przypomina to francuskie. Ale ono było zaprojektowane tak, że drugim – obok PISF – partnerem biznesowym naszych producentów i twórców filmowych miała być telewizja publiczna. Taka dwubiegunowość była gwarancją wyboru różnorodnych tematów. Ten model się jednak nie sprawdził, bo TVP przestała już być graczem na rynku filmowym. I znowu wielu filmowców zostało zdanych na łaskę PISF, który niestety nie gwarantuje pełnych budżetów filmowych. Troszkę ratują nas różne fundusze regionalne, ale na pewno nie w wystarczającym stopniu.


Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  6.12.2012
Zobacz również
"Droga na drugą stronę" we francuskich kinach
"Sęp" z muzyką brytyjskiej grupy Archive
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll