PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z reżyserem Januszem Zaorskim o tym, dlaczego najlepsze są takie filmy historyczne, które wkładają kij w mrowisko, statystycznej przeciętności Polski oraz o filmie o Zbigniewie Bońku rozmawia Marcin Zawiśliński.

Portalfilmowy.pl: Jakie powinno być polskie kino historyczne?

Janusz Zaorski:  Mnie podobają się takie filmy historyczne, które wkładają kij w mrowisko. Takie, które podważają historię, szczególnie  historię XX wieku, czyli okres którego jestem wielkim pasjonatem. Bardzo dobrze, że powstają takie dzieła jak "W ciemności" Agnieszki Holland czy też „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego. Takie obrazy wywołują burze, a to dobrze, bo o naszych dziejach trzeba dyskutować. Jestem przeciwny traktowaniu historii w taki sposób, jak to czynił w swoich filmach Bohdan Poręba i zespół filmowy „Profil”, który prezentował jedyną słuszną wersję historii pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”.


Janusz Zaorski. Fot. A.Gojke

PF: Na ile takie filmy, jak choćby "Matka Królów" czy "Jezioro Bodeńskie", traktował Pan jako dzieła stricte historyczne, a na ile historia była tylko pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej?

JZ: Dla mnie to były współczesne filmy. Moja babcia urodziła się w 1895 r. Opowiadała mi o tym, co sama przeżyła. Potem traktowałem te opowieści jako coś normalnego. Historia to dla mnie był dopiero XIX wiek.
Zrobiłem film „Do domu” na podstawie opowiadania Wiesława Dymnego, który się kończy w 1918 roku, czy też „Panny i wdowy”, które prezentują ludzkie losy, poczynając od powstania styczniowego. Z kolei „rama czasowa”, jaką zastosowałem w „Jeziorze Bodeńskim” dowodzi, że przekleństwo, które tkwi w głównym bohaterze, powoduje, iż tak samo zachowywał się w czasie II wojny światowej w Petershausenschule w obozie dla internowanych jak i po latach, będąc w zupełnie innym miejscu. Wniosek z tego taki, że historia niewiele nas uczy. Ciągle popełniamy te same błędy. Wiemy, jak wiele rzeczy może się źle skończyć, a mimo to wpadamy w te same koleiny historii. Człowiek jest taką istotą, która – jak jej się powie, że na świecie jest 6 mld 358 mln 212 tys. 151 gwiazd – to w to uwierzy. Ale jak na ławce jest napisane „świeżo malowane”, to nie uwierzy, dopóki nie usiądzie i spodni sobie nie pobrudzi.


Kadr z filmu "Jezioro Bodeńskie" . Fot. SF Perspektywa

PF: Jednym z zarzutów, jaki stawia się polskiemu kinu historycznemu jest brak zrozumienia przez zagranicznych  widzów. Czy tak rzeczywiście jest?


JZ:
To raczej kwestia interpretacji oraz stopnia zainteresowania cudzoziemców Polską. Wiele lat temu na MFF w Locarno otrzymałem nagrodę młodych za "Jezioro Bodeńskie". Zdziwiłem się, bo byłem przekonany, że to jest bardzo polski film i temat do dyskusji o tym, co ważniejsze: romantyzm czy pozytywizm. Na co oni mówią mi, że według nich zrobiłem film o ludzkich korzeniach, o tożsamości.
Jeśli chodzi o statystyki to znajdujemy się ok. 60. miejsca na świecie, nie tylko w futbolu, ale także w wielu innych dziedzinach. Świat tak bardzo się nami nie interesuje. Doba ma tylko 24 godziny. Tzw. format wypiera wiele rzeczy i trudno nam się przebić z czymś oryginalnym, mimo iż historia naszego kraju odbiega od tzw. normy. Czasami udaje nam się coś z naszych dziejów przekazać światu (na przykład "Katyń" Andrzeja Wajdy), ale zazwyczaj z różnych powodów, niestety nie.
Mamy trzech Polaków znanych na całym świecie: Lecha Wałęsę, Jana Pawła II i Zbigniewa Bońka. Wajda robi właśnie film o liderze „Solidarności”, na który nie tylko my, ale i ludzie z zagranicy z ciekawości pójdą. Któż nie chciałby bowiem obejrzeć niezwykłej opowieści o Kopciuszku, czyli o elektryku, który został prezydentem czterdziestomilionowego narodu. O papieżu powstało już kilka różnych, w większości jednak telewizyjnych, filmów. Do filmu o Bońku może ja się przymierzę...


Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  4.12.2012
Zobacz również
"Anioł" w Krakowie, czyli "chlanie wódy" według Smarzowskiego
"Mój rower" w kinach w Wielkiej Brytanii
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll