PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Zwycięski "Fuck For Forest” (nagroda w konkursie dokumentalnym) to kolejny po „Końcu Rosji” film Michała Marczaka, w którym reżyser opisuje osobliwą działalność, w którą angażuje się człowiek.

O ile w swoim pełnometrażowym debiucie Marczak ukazał żołnierzy tkwiących w placówce na kole podbiegunowym, gdzie jedynym zagrożeniem dla integralności Federacji Rosyjskiej były białe niedźwiedzie, to  w „Fuck for Forest” pokazuje tytułową grupę europejskich aktywistów, których pełne zaangażowanie na rzecz ekologii (kręcenie amatorskiego porno i sprzedawanie go w Internecie) jest zmarnotrawione przez ich własną nieodpowiedzialność.
Najnowszy film Marczaka jest bardziej krytyczny niż „Koniec Rosji”. O ile fakt pilnowania przez strażników śniegu był zapewne bezsensowny, to reżyser nie stawiał pytań o cel, ani nie sugerował oceny,  koncentrował się na surowym żołnierskim życiu.  Niezależnie od sensu wykonywanych działań żołnierze wykonywali swoją misję, słuchali rozkazów, nie mając się nad nimi zastanawiać. Ważniejsza od gdybań jest walka o przetrwanie na kilkudziesięciostopniowym mrozie.


"Fuck For Forest" , fot. producenta

W "Fuck For Forest" aktywiści działają z własnej woli. Mają wszystko czego im trzeba, żywią się wyrzucanym jedzeniem, pieniądze na życie zbierają grając na ulicy, wszystkie fundusze z kręconego porno zbierają na szlachetną ich zdaniem ideę – walkę o lasy równikowe. Każdy z tych rzeczników ekologii jest silnym indywiduum, i o ile indywidualizm można stopniować, największym jest Danny. Chłopak na samym początku filmu odwiedza siostrę prowadzącą poukładane życie i ta opozycja określa charakter człowieka, chciałoby się rzec - postaci. Danny jest bohaterem filmu idealnym – jego nieprzystosowanie pasuje do otaczającego świata jak pięść do nosa. Daniel może czuć się sobą tylko przy takich ludziach jak on, a że niema takich jak on, bo jest jeden, niepowtarzalny, ma zda się kryzysy tożsamości.  Potrzebuje "Fuck For Forest" nie dla szczytnych idei, ale do tego, by postawić się w opozycji do większości.

Marczak nie komentuje postępowań swoich postaci, co nie znaczy, że nie jest okrutny w samym spojrzeniu kamery. Przykład - gdy Europejczycy przepędzeni zostają przez peruwiańskie plemię po bezproduktywnym wykładzie o ochronie lasów, reżyser (pełniący też funkcję operatora) filmuje przychodzącego na to samo spotkanie sprzedawcę pił mechanicznych. Mało tego,  zaraz potem widzimy małe dziecko bawiące się taką piłą, dotykające paluszkami ostrej tarczy i mechanizmu włącznika. Aż chce się krzyknąć Marczakowi – przerwij tę zabawę, bo będzie tragedia! Ale nawet wtedy reżyser nie ingeruje w opisywaną rzeczywistość. 

Czy ocena Fuck For Forest i podobnych organizacji może być po tym filmie pozytywna? To zależy oczywiście od dystansu, można spojrzenie Marczaka potraktować jako jego własne, a nie obiektywne. Niezależnie jednak od poglądów politycznych trzeba skonstatować, że Marczakowi wyszedł spod ręki drugi dobry film, przy czym sprawiający wrażenie zrobionego lekką ręką. Skoro takie filmy reżyser robi dobrze mimochodem, mamy chyba do czynienia z Mozartem dokumentu.

W Konkursie Dokumentalnym pojawił się też inny tytuł opowiadający o nieodpowiedzialności – „Szejk i ja”. To dokument autotematyczny – opowieść o powstawaniu oglądanego filmu. Powstał utworzony przez Caveha Zahediego, autora „Jestem maniakiem seksualnym” (wyświetlanego kilka lat temu na WFF). Reżyser zostaje zaproszony do Zjednoczonych Emiratach Arabskich na Sharjah Biennale mającego dotyczyć zagadnienia: „sztuka jako akt wywrotowy” i pytania o relację artysta-zdrajca. Sponsorem jest nieznany na Zachodzie, ale czczony na miejscu sułtan bin Muhammad al.-Quasimi.


"Szejk i ja", fot. WFF
 

Zahedi postanawia opracować temat cokolwiek osobliwie – czyniąc z siebie rzeczonego „wywrotowca” i dokonując prowokacji artystycznej wymierzonej w szejka. Bawi się – pokazuje arabskich współpracowników jako terrorystów, namawia ich do ustawienia się przed kamerą z plastikowymi karabinami i w burkach. Chce niejako kpić z amerykańskich stereotypów o Arabach, ale często przekracza granice. Sekretarkę nagrywa tańczącą w burce do zachodniej muzyki, kręci też scenę porwania szejka przez terrorystów przerywających akcję na dźwięk śpiewu muezzina. Nie zdaje sobie sprawę z realnych różnic w percepcji między Zachodem i Wschodem. Opiekujący się projektem kuratorzy z dużą ostrożnością, obawą, a potem przerażeniem obserwują jego poczynania. Sugerują mu czego w islamie nie może absolutnie pokazać (np. wizerunku Mahometa), czego  nie powinien (szejka i jego rodziny), a na co powinien uważać (na bezpieczeństwo „aktorów”, którzy zostaną w kraju jak on spokojnie sobie wyjedzie).

Niestety na dłuższą metę to kroczenie po polu minowym zaczyna irytować tak samo jak beztroska i nieodpowiedzialność. W tym samym czasie, kiedy powstawał film, w którym Zahedi pokazywał partyzantów obalających szejka, kiełkowała Arabska Wiosna. Zahedi przywołuje zabójstwo holenderskiego reżysera Theo van Gogha, ale nie może wiedzieć o tym, że to nie przeszłość – rok później zginie amerykański ambasador w odpowiedzi na film o Mahomecie, którego twórcę ostro potępi sama Hillary Clinton. Abstrahując od polityki – Zahedi nie budzi sympatii tym, że żonę i syna zabranych ze sobą często traktuje jak aktorów w swoim świecie a nie jak rodzinę. W tym momencie denerwuje nawet jego zapatrzenie w amerykańskie wartości, powtarzanie do znudzenia o tym, że film jest jego i tylko jego i że zgadzał się na reżyserowanie pod warunkiem, że nikt nie będzie się wtrącał. Kontrowersyjne jest też to, że Zahedi przedstawia dających mu pracę kuratorów jako ludzi niepoważnych tłumacząc, ze w Ameryce tak się robi… Zdaje się uważać za wielkiego artystę i jak taki się zachowuje.  Zahedi jest jedynym narratorem opowieści i od początku do końca przedstawia wszystko z ironią. Na szczęście od czasu do czasu da się wyczuć, że ma też dystans do siebie – powstający film uważa za głupi i mający być głupim, z rozbrajającą niepowagą mówi, że celem jego tworzenia ma być jego własne dobre samopoczucie. Gdy brakuje mu materiałów zdjęciowych posługuje się komiksowymi rysunkami, w których przedstawia humorystycznie również siebie. Dzięki temu, gdy czasem wpada na minę – tak jak w kreskówce –nic mu się finalnie nie staje.



W opozycji do braku odpowiedzialności i przewidywania  przez ludzi konsekwencji swoich decyzji warto wymienić tu dokument odwrotny - o tym co ludzie chcieliby osiągnąć, przewidzieć, do czego dążą. „Największe marzenie 3” to przekrój przez współczesne Czechy. Córka czeskiego dokumentalisty Jana Spaty, Olga, kontynuuje dzieło swojego ojca sprzed kilku dekad. Krąży po całym kraju, od Pragi, przez mniejsze miasta, aż po małe wioski w Sudetach i rozmawia z ludźmi. Optymistyczną, sielankową wizję życia mają licealiści – sportretowana tutaj grupa postrzega życie z dużą radością, wręcz egzaltacją. Pary maturzystów mają marzenie być razem ze sobą jak najdłużej i nie są to wypowiedzi pojedyncze, ale częste niezależne od siebie. To, co byłoby kiczem w filmie fabularnym, w dokumencie staje się świadectwem. Z czasem tematyka poważnieje, reżyserka odwiedza więzienia i poprawczaki, miejsca, w których ludzie pozbawieni są – zdawałoby się złudzeń – a jednak i tutaj potrafią – jak bohater innego dokumentu, „Bad boy –cela dla niebezpiecznych” – zastanowić się nad swoim życiem, dokonać przewartościowań. W trakcie odwiedzin dzieci chorych (czasami nieuleczalnie) proste z pozoru zadanie – poznanie czyichś marzeń zdaje się zadziwiać samą autorkę. Także opiekunowie ludzi starszych w szpitalu nie pozbawieni są nadziei.
Największym problemem zdają się być narastające podziały społeczne między konserwatywnymi grupami o radykalnie prawicowych poglądach, a wyzwoloną miejską młodzieżą wyznającą zachodnie wartości.

Ukazanie Czechów z perspektywy ich marzeń może z pozoru wydawać się banalne i powierzchowne, może naiwne – a jednak jest inaczej. Samo sympatyzowanie przez reżyserkę ze swoimi rodakami i pokazywanie ich takimi jakimi są i chcieliby być sprzyja ich otwieraniu się przed kamerą, a więc i ich wiarygodności. Zbiorowy optymizm, który czasami gdzieś zaobserwuje (a może wywołuje) reżyserka daje bardzo pozytywny przekaz w trudnych ekonomicznie czasach nie tylko dla Czechów.


Julian Tomala
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  21.10.2012
Zobacz również
WFF: Co na to publiczność?
Gintrowski: Myślałem, że Polska jest krajem ludzi mądrzejszych
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll