Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
„Kult” to trochę mylące słowo. Mylące, bo sugeruje powagę, fanatyczne oddanie oraz oglądanie filmów w pozycji klęczącej i z celuloidowym różańcem w ręku. Odbiór kultowy jest jednak czasami podszyty ironią i zgrywą.
Kultowy seans to często nie msza, tylko karnawał, w czasie którego największe wady filmu stają się jego największymi zaletami. Dlatego właśnie wielu seansom na festiwalu Cropp Kultowe towarzyszą śmiech i żartobliwie komentarze. Czasem tworzy się z tego alternatywna narracja. Opowiedziany ustami widzów film staje się jeszcze bardziej kuriozalny, ale tym razem kuriozalny w sposób świadomy.
Podobnego zadania podjął się na Cropp Kultowe Piotr Czeszowski, który w czasie wyświetlanej w ramach „Pokazu Specjalnego” „Bestii o milionie oczu” Davida Kramarsky'ego improwizował własne linie dialogowe. W wersji oryginalnej film prezentuje się mniej więcej tak: w niezbyt gęsto zaludnionej, pustynnej okolicy pojawia się tajemnicza istota, która przejmuje kontrolę nad umysłami zwierząt. Wściekłe ptaki, zupełnie jak u Hitchcocka, atakują ludzi, a rozwścieczone krowy tratują swoich właścicieli. Nadciągającej apokalipsie przygląda się pewna rodzina – ojciec, matka i dorastająca córka – która musi równocześnie poradzić sobie z własnymi, codziennymi problemami. Schemat jak z najlepszych horrorów: także w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka czy „Antychryście” Larsa von Triera traumy bohaterów materializowały się w postaci ubranego w gatunkowe szaty zagrożenia. „Bestia o milionie oczu” jest jednak filmem nakręconym z finezją kombajnu i nudnym do granic wytrzymałości. Właściwa akcja zawiązuje się mniej więcej po godzinie sztampowych scenek z życia rodzinnego, w czasie których matka raz po raz pali ciasto, ojciec czyta gazety, rozwalony na posłaniu w szopie, a córka chodzi kąpać się w jeziorze i jest podglądana przez lokalną wersję Forresta Gumpa.
W wersji „z lektorem” wygląda to natomiast tak: w Bydgoszczy, gdzie ludzie tylko spacerują lub śpią, a tęcza ma zawsze szary kolor, żyje pewna rodzina. Ojciec i matka przeżywają małżeński kryzys. On jest macho, który nadużywa sformułowań pokroju „głupia kobieta” lub „rób, co mówię”, a ona cierpi na postępującą chorobę psychiczną. Wydaje się jej, że wyrastają jej fantomowe łuski i skrzela, a do tego to kompulsywnie sporządza potrawy z bukowiny i zjada wolfram z żarówek. Między tą dwójką krąży nastoletnia córka: niefrasobliwa i niechlujna, mocno już rozbudzona seksualnie. W okolicy mieszka jeszcze kilka wesołych postaci: staruszek, który ożenił się z własną krową, chłopak, który potrafi rozmawiać przez telefon, mimo tego że wyłączyli mu w domu prąd, a także zwalisty odludek, który na zmianę chrząka i czyni lokalnym kobietom erotyczne awanse. Oni wszyscy muszą stawić czoła przybyłemu z kosmosu ekspresowi do kawy. Tej wersji znacznie bliżej do rodzimego „Świata według Kiepskich” niż taśmowo produkowanych b-klasowych bzdurek z USA. Równocześnie przaśny i absurdalny humor koloruje i ożywia to, co w wersji oryginalnej było czarno-białe i drętwe.
Wokół opowiadania na nowo dzieł kultury, a także całej rzeczywistości krąży też „Slacker” Richarda Linklatera. W pierwszej scenie młody chłopak streszcza taksówkarzowi swoje sny: spotyka w nich m.in. Franka Zappę i Lwa Tołstoja. Inni bohaterowie filmu mówią o ideologicznym drugim dnie „Smerfów” i „Scooby Doo”, Fiodorze Dostojewskim, Elvisie i Madonnie – zachowane jak relikwia włosy łonowe tej ostatniej próbuje sprzedawać ludziom na ulicy pewna androgyniczna postać. Jest jeszcze więcej fantazji: snute prawie przez każdego teorie spiskowe i zmyślone biografie. Tak jak alternatywna lista dialogowa ubarwiała nudną „Bestię o milionie oczu”, tak tutaj narracyjny żywioł ma ruszyć z posad pasywny, pochłaniany przez entropię świat. Akcja „Slackera” rozgrywa się na gnuśnych przedmieściach, gdzie nikt się nie śpieszy, ludzie są z przymusu lub dobrowolnie bezrobotni, a chodzenie na wybory i jakikolwiek inny udział w życiu społecznym wydaje się gorszą od faszyzmu nadgorliwością. Pokazywany w ramach sekcji „Generacja X” film jest być może dziełem najbardziej reprezentatywnym dla swojego pokolenia: zawiedzionego i znudzonego rzeczywistością, próbującego ową rzeczywistość na własne sposoby zaklinać.
„Slacker” to jednak coś więcej: wzorcowy przykład kina „indie”, zrobionego praktycznie z niczego, cały swój sukces zawdzięczającego świetnemu scenariuszowi i pomysłowej inscenizacji. Zanim Tarantino posklejał "Pulp Fiction" z rozbierających popkulturę na czynniki pierwsze dialogów, Linklater zrobił to samo, tylko z nieco większą subtelnością; zanim Kevin Smith nakręcił epizodycznych, będących zbiorowym portretem pewnej społeczności „Clerks”, Linklater uczynił z ciągu skeczy prawdziwy balet – kolejni bohaterowie pojawiają się w filmie jak w sztafecie: każde przypadkowe spotkanie uruchamia nową opowieść. „Slacker” to wczesne dzieło wielkiego reżysera, którego talent w pełni rozwinął się w "Przed wschodem słońca" i „Przez ciemne zwierciadło”. To film kultowy w najpoważniejszym znaczeniu tego słowa.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym festiwalu Cropp Kultowe.
Kultowy seans to często nie msza, tylko karnawał, w czasie którego największe wady filmu stają się jego największymi zaletami. Dlatego właśnie wielu seansom na festiwalu Cropp Kultowe towarzyszą śmiech i żartobliwie komentarze. Czasem tworzy się z tego alternatywna narracja. Opowiedziany ustami widzów film staje się jeszcze bardziej kuriozalny, ale tym razem kuriozalny w sposób świadomy.
Podobnego zadania podjął się na Cropp Kultowe Piotr Czeszowski, który w czasie wyświetlanej w ramach „Pokazu Specjalnego” „Bestii o milionie oczu” Davida Kramarsky'ego improwizował własne linie dialogowe. W wersji oryginalnej film prezentuje się mniej więcej tak: w niezbyt gęsto zaludnionej, pustynnej okolicy pojawia się tajemnicza istota, która przejmuje kontrolę nad umysłami zwierząt. Wściekłe ptaki, zupełnie jak u Hitchcocka, atakują ludzi, a rozwścieczone krowy tratują swoich właścicieli. Nadciągającej apokalipsie przygląda się pewna rodzina – ojciec, matka i dorastająca córka – która musi równocześnie poradzić sobie z własnymi, codziennymi problemami. Schemat jak z najlepszych horrorów: także w „Lśnieniu” Stanleya Kubricka czy „Antychryście” Larsa von Triera traumy bohaterów materializowały się w postaci ubranego w gatunkowe szaty zagrożenia. „Bestia o milionie oczu” jest jednak filmem nakręconym z finezją kombajnu i nudnym do granic wytrzymałości. Właściwa akcja zawiązuje się mniej więcej po godzinie sztampowych scenek z życia rodzinnego, w czasie których matka raz po raz pali ciasto, ojciec czyta gazety, rozwalony na posłaniu w szopie, a córka chodzi kąpać się w jeziorze i jest podglądana przez lokalną wersję Forresta Gumpa.
W wersji „z lektorem” wygląda to natomiast tak: w Bydgoszczy, gdzie ludzie tylko spacerują lub śpią, a tęcza ma zawsze szary kolor, żyje pewna rodzina. Ojciec i matka przeżywają małżeński kryzys. On jest macho, który nadużywa sformułowań pokroju „głupia kobieta” lub „rób, co mówię”, a ona cierpi na postępującą chorobę psychiczną. Wydaje się jej, że wyrastają jej fantomowe łuski i skrzela, a do tego to kompulsywnie sporządza potrawy z bukowiny i zjada wolfram z żarówek. Między tą dwójką krąży nastoletnia córka: niefrasobliwa i niechlujna, mocno już rozbudzona seksualnie. W okolicy mieszka jeszcze kilka wesołych postaci: staruszek, który ożenił się z własną krową, chłopak, który potrafi rozmawiać przez telefon, mimo tego że wyłączyli mu w domu prąd, a także zwalisty odludek, który na zmianę chrząka i czyni lokalnym kobietom erotyczne awanse. Oni wszyscy muszą stawić czoła przybyłemu z kosmosu ekspresowi do kawy. Tej wersji znacznie bliżej do rodzimego „Świata według Kiepskich” niż taśmowo produkowanych b-klasowych bzdurek z USA. Równocześnie przaśny i absurdalny humor koloruje i ożywia to, co w wersji oryginalnej było czarno-białe i drętwe.
Wokół opowiadania na nowo dzieł kultury, a także całej rzeczywistości krąży też „Slacker” Richarda Linklatera. W pierwszej scenie młody chłopak streszcza taksówkarzowi swoje sny: spotyka w nich m.in. Franka Zappę i Lwa Tołstoja. Inni bohaterowie filmu mówią o ideologicznym drugim dnie „Smerfów” i „Scooby Doo”, Fiodorze Dostojewskim, Elvisie i Madonnie – zachowane jak relikwia włosy łonowe tej ostatniej próbuje sprzedawać ludziom na ulicy pewna androgyniczna postać. Jest jeszcze więcej fantazji: snute prawie przez każdego teorie spiskowe i zmyślone biografie. Tak jak alternatywna lista dialogowa ubarwiała nudną „Bestię o milionie oczu”, tak tutaj narracyjny żywioł ma ruszyć z posad pasywny, pochłaniany przez entropię świat. Akcja „Slackera” rozgrywa się na gnuśnych przedmieściach, gdzie nikt się nie śpieszy, ludzie są z przymusu lub dobrowolnie bezrobotni, a chodzenie na wybory i jakikolwiek inny udział w życiu społecznym wydaje się gorszą od faszyzmu nadgorliwością. Pokazywany w ramach sekcji „Generacja X” film jest być może dziełem najbardziej reprezentatywnym dla swojego pokolenia: zawiedzionego i znudzonego rzeczywistością, próbującego ową rzeczywistość na własne sposoby zaklinać.
„Slacker” to jednak coś więcej: wzorcowy przykład kina „indie”, zrobionego praktycznie z niczego, cały swój sukces zawdzięczającego świetnemu scenariuszowi i pomysłowej inscenizacji. Zanim Tarantino posklejał "Pulp Fiction" z rozbierających popkulturę na czynniki pierwsze dialogów, Linklater zrobił to samo, tylko z nieco większą subtelnością; zanim Kevin Smith nakręcił epizodycznych, będących zbiorowym portretem pewnej społeczności „Clerks”, Linklater uczynił z ciągu skeczy prawdziwy balet – kolejni bohaterowie pojawiają się w filmie jak w sztafecie: każde przypadkowe spotkanie uruchamia nową opowieść. „Slacker” to wczesne dzieło wielkiego reżysera, którego talent w pełni rozwinął się w "Przed wschodem słońca" i „Przez ciemne zwierciadło”. To film kultowy w najpoważniejszym znaczeniu tego słowa.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym festiwalu Cropp Kultowe.
Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 27.05.2013
53. KFF: Premiera "Dziennika z podróży" Piotra Stasika
Jerry Schatzberg i Oliver Stone w Karlowych Warach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024