PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Alice Lowe i Steve'em Oramem, czołowymi brytyjskimi komikami telewizyjnymi, scenarzystami filmu "Sightseers", rozmawia Anna Bielak.

- To, co dzieje się obecnie w brytyjskim przemyśle komediowym jest bardzo ekscytujące. Mnóstwo telewizyjnych komików decyduje się na realizację niskobudżetowych, niezależnych produkcji. Większość z nich tworzy fantastyczne, hybrydowe opowieści dzięki mieszaniu gatunków - mówi Alice Lowe, laureatka Perrier Award dla najlepszej scenarzystki i aktorki komediowej. Wraz z Richardem Aoyade (reżyserem "Mojej łodzi podwodnej") kształtuje ona groteskową rzeczywistość serialu o proweniencjach gatunkowego horroru "Garth Marenghi’s Darkplace", emitowanego przez Channel4. Gościnnie Alice Lowe wystąpiła także w bardzo popularnym serialu "Kumple" ("Skins") nadawanym nieprzerwanie od 2007 roku w brytyjskiej telewizji, ale łakomie połykanym również przez polskich widzów, którzy ilością facebookowych "like!ów" umieszczonych na polskiej stronie serialu wyrażają wobec niego niegasnący entuzjazm.


Kadr z filmu "Sightseers", fot. materiały prasowe

Steve Oram regularnie pojawia się na brytyjskiej scenie komediowej, jest też zaangażowany w realizację kilku telewizyjnych show (m.in. "The Mighty Boosh" i "Tittybangbang"). Polskim widzom znany jest jednak najlepiej z udziału w eksperymentalnym serialu "Comedy Lab", którego nowe odcinki można oglądać na wirtualnej platformie udostępnionej przez Channel4: www.channel4.com/programmes/comedy-lab.

Para komików współpracuje od lat, ale "Sightseers" jest pierwszą fabułą, którą napisali razem. Ich filmowi bohaterowie - Tina i Chris są udoskonalonymi i rozbudowanymi charakterologicznie postaciami, w które niejednokrotnie wcielali się podczas scenicznych występów. W kinowej wersji opowieści para jedzie na wakacje i powoli, ale sukcesywnie zabija poznanych po drodze turystów i mieszkańców lokalnych miast. Cóż, mają ku temu swoje powody…

Portalfilmowy.pl: "Sigthseers" to ironiczny, okrutny film o wakacjach - w sam raz na wakacje. Zabieracie nas w podróż, którą odbywaliście już wcześniej?

Alice Lowe: Tak, pokazujemy w filmie miejsca, które często odwiedzaliśmy z rodzicami. Jak większość brytyjskich dzieci, byliśmy przez nich zabierani na wycieczki po kraju, jeździliśmy przyczepami i spaliśmy na campingach. Teraz robimy sobie z tego żarty, ale wówczas przeżywaliśmy koszmar. Weźmy pod uwagę brytyjskie warunki pogodowe - chłód, wiatr, nieustającą mżawkę i w takiej atmosferze posłuchajmy nawoływań rodziców z oddali - "Halo, chodźmy, jest wspaniale! Bawimy się!" [śmiech] Wtedy to nie było zabawne... Ówczesne przeżycia urosły jednak do rangi niezapomnianych i właśnie o nich - nieco bardziej ironicznie i z przymrużeniem oka - chcieliśmy dziś opowiedzieć.

PF: Znaliście wcześniej Bena Wheatleya? Jak pracowało się wam na planie?


Steve Oram: Tak, poznaliśmy się na planie jednej z telewizyjnych komedii, w jakiej produkcję Ben był zaangażowany. Dosyć dobrze się znaliśmy, szanowaliśmy jego styl pracy i kiedy zdecydowaliśmy się poszukać reżysera, któremu powierzymy nasz scenariusz, wybór był oczywisty. Wiedzieliśmy też, że będziemy mieli swobodę, żeby improwizować na planie…

AL: Improwizowaliśmy bardzo dużo! Myślę, że wynika to głównie z naszego doświadczenia i przyzwyczajenia do pełnienia ról stand-up comedians. Było nam tym łatwiej, że oboje pochodzimy z jednego kręgu komików, wychowywaliśmy się w centralnej Anglii - w Midlands. Postaci Tiny i Chrisa - także pochodzące z tamtych rejonów, były nam więc niejako organicznie bliskie.

SO: Między bohaterami a nami narodziła się niezwykła więź. Okazało się, że mamy wiele podobnych cech. Oczywiście, nie mam tu na myśli współdzielenia morderczych skłonności...

PF: Kiedy myślę "o mordercach w drodze" do głowy momentalnie przychodzą mi tytuły konkretnych filmów: "Badlands" (1973) Terrence’a Malicka czy "Bonnie i Clyde"  (1967) Arthura Penna. Zastanawiam się też, czy więcej inspiracji czerpaliście z waszych scenicznych występów i życia czy autentycznie sięgaliście pamięcią do historii kina?

AL: Na samym początku myśleliśmy o tej historii w kategoriach czysto gatunkowych. Z tego względu oglądaliśmy bardzo dużo filmów drogi, czarnych komedii i historii o seryjnych mordercach. Szybko zdaliśmy sobie jednak sprawę, że tego typu produkcje są typowo amerykańskie, lokacje i tempo akcji dostosowane do poetyki tamtych przestrzeni. Nie mogliśmy korzystać ze wszystkich gatunkowych reguł mając do dyspozycji maleńką wyspę. Podczas kolejnych etapów pracy nad scenariuszem skupiliśmy się więc na bohaterach, ich podróży i ich przeżyciach. Kinowe inspiracje były bardzo ważne, ale sens historii kryje się gdzie indziej.

SO: Finalnie dużo bardziej wpłynęły na nas brytyjskie komedie z lat 50. i 60. – ich absurdalny, czarny humor.

AL
: Film jest w pewnym sensie bardzo nostalgiczny. Podkreśla to przede wszystkim muzyka i utwory, jakie wykorzystaliśmy [m.in. "The Power of Love" w wykonaniu Frankie Goes To Hollywood czy "Season of the Witch"Julie Driscoll z 1966 roku]. To daje też do zrozumienia, że bohaterowie nie tyle żyją w teraźniejszości, ile tkwią w przeszłości. Z tego względu odwiedzają np. Crich Tramway Museum. Przeszłość jest dla nich synonimem czegoś lepszego. Choć niekiedy cofają się nieco za daleko i zachowują jak ludzie pierwotni, którzy mordowali wrogów roztrzaskując im czaszkę kawałkiem skały podniesionym z ziemi… [śmiech]

Jeśli już mowa o przeszłości: Alice Lowe w roli głównie w video A Dead Cat, stylizowanym na film noir:




PF: A co dzieje się współcześnie z filmowym przemysłem komediowym w Wielkiej Brytanii? Wygląda na to, jakby wszystko się konsolidowało i filmy powstawały w obrębie jednej grupy. W epizodycznej roli w "Sigthseers" wystąpił świetny aktor - Riz Ahmed, znany polskiej publiczności z roli terrorysty w znakomitej komedii "Four Lions" (2010) Chrisophera Morrisa.

AL: Riz to bardzo utalentowany aktor! Jego rola w filmie miała być nieco większa, ale niestety pojawił się na planie bardzo chory i musieliśmy znacznie okroić jego postać. To, co dzieje się obecnie w brytyjskim przemyśle komediowym jest jednak bardzo ekscytujące. Mnóstwo telewizyjnych komików decyduje się na realizację niskobudżetowych, niezależnych produkcji. Większość z nich tworzy fantastyczne, hybrydowe opowieści dzięki mieszaniu gatunków (np. komedii z horrorem). Wszyscy mamy też do dyspozycji mnóstwo utalentowanych aktorów gotowych do pracy za niewielkie pieniądze. To fantastyczny czas!

SO: Bez wątpienia zawdzięczamy tą zmianę wpływom Mike’a Leigh.

AL
: Wszyscy chcemy przyczynić się do budowania brytyjskiej kinematografii i stać się częścią jej historii. Wielka Brytania nie jest może wielce barwnym krajem i zawsze trudno zdobyć fundusze na realizację filmów. Jesteśmy też przyzwyczajeni, że na ekranach kin serwuje się nam brytyjski mały realizm, ale wystarczy odrobina wyobraźni, by wyjść poza schemat, odetchnąć świeżym powietrzem i zrobić coś niebanalnego.

PF: Czy możemy w tym momencie mówić o nadejściu kolejnej nowej fali w obrębie brytyjskiej kinematografii?

SO: Trochę tak! To, co dzieje się obecnie jest bardzo ciekawe. Coraz więcej artystów, komików próbuje zająć się produkcją filmów.

AL
: Kiedyś dramat był gatunkiem, z którym wszyscy próbowali eksperymentować. Obecnie stał się on jedną z bardziej klasycznych form wypowiedzi. Coraz więcej twórców bawi się za to komedią, która wciąż nie jest wyeksploatowana w tak dużym stopniu. Podejmowanie ryzyka w telewizji nie jest jednak dobrze postrzegane przez producentów, bo najważniejsza jest tam sprzedaż produktu. Trudno wyjść poza mainstream. Ci, którzy mają większe aspiracje zwracają się więc w stronę kina. Bardzo ważny jest dla nas fakt, że my - telewizyjni i sceniczni komicy - zostaliśmy obdarzeni zaufaniem i pozwolono nam zrealizować kinowy film. To było ryzyko, to był eksperyment. Mam nadzieję, że pozytywne reakcje na nasz film przyczynią się do tego, że innym będzie łatwiej realizować niestandardowe projekty.


Kadr z filmu "Sightseers", fot. materiały prasowe

PF: Zanim wasz pełnometrażowy debiut został ukończony minęło jednak aż pięć lat.

SO: Pisanie scenariusza było dla nas nauką, długotrwałym procesem. Jako scenarzyści filmowi - byliśmy debiutantami. Zmagaliśmy się też z różnymi problemami natury ekonomicznej. Film, który chcieliśmy nakręcić był czymś nietypowym. Zapewne zadawano więc sobie pytanie, czy wejście w produkcję naszego projektu skończy się totalną klapą, czy będzie okazją, by uczestniczyć w narodzinach czegoś niesamowitego? Kiedy doszło do realizacji filmu, z tym większą radością korzystaliśmy z wolności, jaką mieliśmy na planie. Na bieżąco modyfikowaliśmy scenariusz - to wielki przywilej dla twórców. Poza tym kręciliśmy sceny chronologicznie, więc praca nad filmem miała wymiar autentycznej podróży.

SO: Pierwszą scenę filmu autentycznie nakręciliśmy w domu rodzinnym Tiny (Alice Lowe) nieopodal Redditch, tuż przed wyjazdem bohaterów na wakacje. Byliśmy wówczas niezwykle podekscytowani i mieliśmy prawdziwy zapał do pracy [śmiech].

PF: Ja mam zapał do zabijania, kiedy widzę turystów. Ich obecność zabija miejsca, wy zdecydowaliście się iść tropem uśmiercania i pokazać ten fakt w najbardziej dosłowny ze sposobów. Czy dlatego, że też nie znosicie obecności turystów?

SO: Chris, kreowany przeze mnie bohater, ma dokładnie taki sam stosunek do turystów jak ty. Zależy mu, żeby dbać o brytyjskie dziedzictwo narodowe. Jego pierwszą ofiarą jest więc mężczyzna, który wyrzucił papierek na ulicę, okazując tym samym brak szacunku wobec środowiska naturalnego.

AL: Film w bardzo krytyczny sposób odnosi się do turystyki w Wielkiej Brytanii. O ile jednak do niej nie pałamy entuzjazmem, musieliśmy polubić naszych bohaterów i ich mordercze instynkty. Praca nad filmem trwała prawie pięć lat, więc w sumie nie mieliśmy wyboru! [śmiech] Mówiąc jednak poważnie - dopuszczają się oni tak okrutnych czynów, że gdybyśmy nie uczynili ich sympatycznymi, widownia nie zniosłaby filmu. Fakt, że w jakimś stopniu utożsamiasz się z bohaterami i ich emocjami, jest dla nas dowodem, że ryzyko, jakie podjęliśmy czyniąc ich protagonistami historii, przyniosło sukces. Zwłaszcza, że daleko im do celebrytów, Chris i Tina nie mają w sobie charyzmy "Urodzonych morderców". Nie są seksowni…

SO: Mów za siebie! [śmiech]


Kadr z filmu "Sightseers", fot. materiały prasowe

PF: Wy mówicie o sobie i o waszym projekcie z pasją charakterystyczną dla prawdziwych autorów. Jak wiele wolności zostawiliście na planie Benowi Wheatleyowi?

AL: Bardzo mu ufaliśmy! My napisaliśmy tekst i graliśmy w filmie główne role, ale to Ben nadał naszemu światu wizualny kształt.

SO: Ben ma niesamowitą intuicję, jest świetnym reżyserem. Za każdym razem, kiedy pod koniec dnia oglądaliśmy nakręcony materiał, byliśmy zachwyceni sposobem, w jaki opowiada on historię za pośrednictwem sekwencji obrazów. Po skończeniu pracy na planie okazało się, że mamy prawie siedemdziesiąt godzin materiału. Ułożenie wszystkiego w zgrabną całość jest absolutną zasługą Bena.

PF: Mając tyle godzin materiału, mieliście na pewno w zanadrzu kilka innych ofiar, których finalnie nie włączyliście do fabuły filmu, prawda?

AL: Tak, ale myślę, że tego typu szczegóły nie są ważne. Morderstwa pokazują napięcie, które rodzi się i narasta w związku Chrisa i Tiny. Z tego względu nie musi ich być dużo – powinny być znaczące.

PF: Chris - singiel miał jednak za sobą kilka indywidualnych zabójstw…

SO: Tak, ma bogatą przeszłość. Może powinniśmy nakręcić prequel? [śmiech]


Anna Bielak
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  28.06.2012
Zobacz również
Harleyowcy ze złotymi sercami
Tomasz Borkowy: Chcę wreszcie zrobić coś dla siebie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll