Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
„W ciemności” Holland, "Obława" Krzyształowicza, „Sekret” Wojcieszka i "Pokłosie" Pasikowskiego, które podobno ma jeszcze szansę dotrzeć na festiwal. Twórcy tych filmów rozliczają się z przeszłością bez zadęcia, fałszywego heroizmu, intymnie.
Pamiętam, że kilka lat temu zazdrościłam innym takiego spojrzenia na historię. Ang Lee pokazywał złożoność stosunków japońsko-chińskich w "Ostrożnie, pożądanie", Paul Verhoeven w „Czarnej księdze” opowiadał o miłości holenderskiej Żydówki do SS-mana. Nic nie było tam proste ani czarno-białe. Dziś podobnie patrzą na przeszłość polscy twórcy. Agnieszka Holland w filmie o Holocauście ucieka od martyrologii, pokazuje dorastanie do człowieczeństwa faceta, który z drobnego cwaniaczka, nie bez wewnętrznej walki, zamienia się w kogoś, kto ratuje od zagłady grupę Żydów. Z kolei dla kilkunastu osób ciemny, śmierdzący kanał staje się miejscem, w którym przez kilkanaście miesięcy żyją, jedzą, kochają się i zdradzają, rodzą dzieci. Niewiele było takich filmów w polskim kinie.
Publikacja książek Jana Tomasza Grossa ewidentnie zmieniła nasz sposób myślenia o relacjach polsko-żydowskich. Reżyserzy pokazują niezamknięte rany, ale też próby wypierania z pamięci narodu tego, co wstydliwe i niewygodne. Przemysław Wojcieszek mówi o polskiej amnezji. Jego osiemdziesięciokilkuletni bohater nie chce wracać do starych grzechów, lata wyciszyły jego wyrzuty sumienia, jeśli kiedykolwiek je miał. Jego wnuk próbuje odkryć prawdę, ale cena — zniszczenie rodzinnej solidarności - okazuje się zbyt wysoka. Z tego, co można było dotąd dowiedzieć się o „Pokłosiu”, Władysław Pasikowski też analizuje pamięć historyczną Polaków. A właściwie niepamięć, bo w jego filmie w wiosce, w której doszło do wydarzeń podobnych do tych w Jedwabnem, czas powojenny to temat-tabu.
Dla mnie wielką niespodzianką tegorocznego konkursu jest „Obława” Marcina Krzyształowicza. W 1965 roku Stanisław Różewicz zrobił etiudę „Na melinę” o budzącym wątpliwości wyroku wydanym na zdrajcę przez oddział partyzancki. Tamten obraz na wiele lat trafił na półki. "Obława" też pokazuje wojenną rzeczywistość w sposób przewrotny. Nikt tu nie jest jednoznaczny. Kolaborant może nosić w sobie tragedię, mieć swoją godność, budzić współczucie. Żydówka może okazać się ofiarą, ale też zdrajczynią. Ludzie nie są herosami. Przeżywają chwile słabości i załamań. Pałają żądzą zemsty, popełniają niegodziwości.
Holland zaproponowała film perfekcyjnie zrealizowany. Krzyształowicz szuka nowego języka kina, Wojcieszek wręcz eksperymentuje z formą. Ale łączy ich nowoczesne spojrzenie na historię. Pogmatwaną, złożoną, niejednoznaczną, widzianą poprzez dramatyczne ludzkie losy. Niełatwą, jak wcześniej w „Róży” Wojciecha Smarzowskiego. To przeciwieństwo tego, co proponował Jerzy Hoffman w schematycznej, bogoojczyźnianej „Bitwie Warszawskiej 1920”. Patriotyzm nie polega już dzisiaj na hurraoptymistycznych narodowych szarżach, lecz na uczciwym rozliczeniu się z własnymi dziejami.
Pamiętam, że kilka lat temu zazdrościłam innym takiego spojrzenia na historię. Ang Lee pokazywał złożoność stosunków japońsko-chińskich w "Ostrożnie, pożądanie", Paul Verhoeven w „Czarnej księdze” opowiadał o miłości holenderskiej Żydówki do SS-mana. Nic nie było tam proste ani czarno-białe. Dziś podobnie patrzą na przeszłość polscy twórcy. Agnieszka Holland w filmie o Holocauście ucieka od martyrologii, pokazuje dorastanie do człowieczeństwa faceta, który z drobnego cwaniaczka, nie bez wewnętrznej walki, zamienia się w kogoś, kto ratuje od zagłady grupę Żydów. Z kolei dla kilkunastu osób ciemny, śmierdzący kanał staje się miejscem, w którym przez kilkanaście miesięcy żyją, jedzą, kochają się i zdradzają, rodzą dzieci. Niewiele było takich filmów w polskim kinie.
Weronika Rosati w „Obławie”, fot. FPFF
Publikacja książek Jana Tomasza Grossa ewidentnie zmieniła nasz sposób myślenia o relacjach polsko-żydowskich. Reżyserzy pokazują niezamknięte rany, ale też próby wypierania z pamięci narodu tego, co wstydliwe i niewygodne. Przemysław Wojcieszek mówi o polskiej amnezji. Jego osiemdziesięciokilkuletni bohater nie chce wracać do starych grzechów, lata wyciszyły jego wyrzuty sumienia, jeśli kiedykolwiek je miał. Jego wnuk próbuje odkryć prawdę, ale cena — zniszczenie rodzinnej solidarności - okazuje się zbyt wysoka. Z tego, co można było dotąd dowiedzieć się o „Pokłosiu”, Władysław Pasikowski też analizuje pamięć historyczną Polaków. A właściwie niepamięć, bo w jego filmie w wiosce, w której doszło do wydarzeń podobnych do tych w Jedwabnem, czas powojenny to temat-tabu.
Dla mnie wielką niespodzianką tegorocznego konkursu jest „Obława” Marcina Krzyształowicza. W 1965 roku Stanisław Różewicz zrobił etiudę „Na melinę” o budzącym wątpliwości wyroku wydanym na zdrajcę przez oddział partyzancki. Tamten obraz na wiele lat trafił na półki. "Obława" też pokazuje wojenną rzeczywistość w sposób przewrotny. Nikt tu nie jest jednoznaczny. Kolaborant może nosić w sobie tragedię, mieć swoją godność, budzić współczucie. Żydówka może okazać się ofiarą, ale też zdrajczynią. Ludzie nie są herosami. Przeżywają chwile słabości i załamań. Pałają żądzą zemsty, popełniają niegodziwości.
Holland zaproponowała film perfekcyjnie zrealizowany. Krzyształowicz szuka nowego języka kina, Wojcieszek wręcz eksperymentuje z formą. Ale łączy ich nowoczesne spojrzenie na historię. Pogmatwaną, złożoną, niejednoznaczną, widzianą poprzez dramatyczne ludzkie losy. Niełatwą, jak wcześniej w „Róży” Wojciecha Smarzowskiego. To przeciwieństwo tego, co proponował Jerzy Hoffman w schematycznej, bogoojczyźnianej „Bitwie Warszawskiej 1920”. Patriotyzm nie polega już dzisiaj na hurraoptymistycznych narodowych szarżach, lecz na uczciwym rozliczeniu się z własnymi dziejami.
Barbara Hollender
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 9.05.2012
Nagrody dla ludzi z cienia
Piękne obietnice
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024